Dziki niszczą coraz więcej kukurydzy
Zwierzyna łowna powoduje straty w uprawach rolnych. Dziki niszą coraz więcej kukurydzy.
Dziki zniszczyły część kukurydzy Piotra Wodniczaka z Wysogotówka (gm. Kotlin). - Robią szkody, a rolnika to boli. Myśliwi twierdzą, że robią wszystko, aby ograniczyć straty, ale jednocześnie koła wypłacają wyższe odszkodowania, bo rośnie wartość upraw. Okręg leszczyński na rekompensaty dla rolników wydał przez rok ponad 440 tys. zł.
Gospodarz z Wysogotówka ma 40 hektarów kukurydzy w kilku kawałkach. Część upraw wygląda, jakby przeszło przez nie tornado. Rolnik pokazuje 10-hektarowe pole, a w nim miejsca, gdzie kilkanaście arów jest zbuchtowanych przez dzikie świnie. - To są duże straty, które trudno oszacować, bo jako rolnik dopiero jak wjeżdżamy kombajnami, to widzimy, co jest na polu. Jak mam pole o powierzchni 10 ha, to jest rozległy obszar i tylko z helikoptera może zobaczyć, gdzie są miejsca zryte przez dziki. Idą całą watahą i wszystko niszczą - mówi gospodarz. Uważa, że z roku na rok jest coraz więcej dzikich świń.
Aby ograniczyć straty, nie sieje kukurydzy w pobliżu lasów. Dodatkowo zaprawia ziano, żeby zwierzyna nie wyryła go z ziemi, zanim jeszcze wzejdzie. - Dziki tak położą kukurydzę na ziemi, że nie idzie tego zebrać. To jest zmasakrowane i ciężko jest to przyorać. Trzeba przejechać talerzówką i jeszcze nie zrobi się tak, jak to powinno być - ubolewa Wodniczak. Oficjalnie nie zgłosił jeszcze straty. Jedynie telefonicznie poinformował leśniczego o swoich problemach. - Nie chciałbym żadnych odszkodowań i nie mieć tego problemu - zapewnia gospodarz. W jego ocenie pieniądze, które wypłacają koła łowieckie, nie rekompensują strat.
Leśniczy z leśnictwa Tarce zapewnia, że rolnicy otrzymują odszkodowania. Po złożeniu wniosku na pole udaje się specjalna komisja, która szacuje straty. - Uzgadniamy z rolnikiem. Musimy się dogadać, w przeciwnym razie sprawa może być skierowana do sądu. Jak jest szkoda, to koło łowieckie musi zapłacić. Nie ma wyjścia - wyjaśnia Eugeniusz Klimpel, leśniczy i skarbnik koła łowieckiego Darz Bór Jarocin w jednej osobie. Mówi, że aktualnie mają około 30 wniosków. Średnio w ciągu roku zgłasza się do nich 50 rolników z prośbą o szacowanie strat. Przeciętnie wypłacają około 60 tys. zł rekompensat, ale dwa lata temu wydali na ten cel 100 tys. zł. - Nikt nas nie dotuje, musimy być samowystarczalni. Odstrzeliwujemy zwierzynę, dostarczamy do punktu skupu, płacimy składki. Przyjeżdżają „dewizowi myśliwi” i oni u nas odstrzeliwują zwierzynę. Gdyby nie oni, to mielibyśmy problem - wyznaje leśniczy. Dodaje, że zagraniczni myśliwi kupują głównie poroże i zostawiają w leśnictwie około 40 tys. zł.
Według Klimpela populacja dzikich świń wzrosła, chociaż odstrzały są prowadzone zgodnie z planami łowieckimi. - 30 lat temu odstrzeliwaliśmy 50 dzików, a teraz około 200. Jest dużo pokarmu - kukurydzy, białka. Loszki wcześniej mają młode. Kiedyś dziki żyły w lesie, a dzisiaj dziki żyją w kukurydzy - opisuje. Zapewnia, że koło robi wszystko, aby straty były jak najmniejsze. Podobnie wypowiadają się myśliwi z powiatu rawickiego. Mariusz Maćkowiak mówi, że pełnią nocami dyżury na zasiewach, bo to jest najskuteczniejsze. Koła przekazują rolnikom pastuchy, repelenty zapachowe, buchtery, armatki hukowe, odstraszacze dźwiękowe. - Włosy ludzkie wysypujemy na zasiewy, bo one długo utrzymują zapach człowieka i dzik niechętnie przychodzi na pole. Teraz staramy się systematycznie co tydzień przejść te kukurydze, aby wypędzić tego dzika, żeby poszedł do lasu. Prowadzimy działania zaporowe w lesie. Siejemy pasy kukurydzy w lesie, wykładamy dużo karmy w lasach, aby zwierzynę tam zatrzymać, ale natura jest silniejsza. On ma w lesie wszystko co potrzebuje, ale na polu lepiej mu smakuje - mówi myśliwi z koła nr 13 Drop w Rawiczu. Zaznacza, że są rolnicy, którzy nie chcą z nimi prowadzić żadnych negocjacji. - Są tacy rolnicy, którzy nie wykazują chęci współpracy z kołem, bo wiedzą, że nie mamy wyjścia i musimy wypłacić rekompensatę. Jeśli zawiedzie mediacja, to rolnik pozywa nas do sądu. Z reguły jest tak, że dzisiaj sądy są bardziej przychylne obywatelowi, jak organizacjom i walą nam te odszkodowania - ubolewa Maćkowiak. Zaznacza, że odszkodowania są coraz wyższe, bo uprawy są bardziej kosztowne.
Nikt z rolników nie zastanawia się, co w przypadku, kiedy koło nie będzie w stanie wypłacić rekompensaty za szkody w uprawach i ogłosi bankructwo wówczas odpowiedzialność na danym terenie przejmie wójt albo burmistrz. - Myśliwi mniej lub więcej ale płacą, rekompensują poniesione nakłady. Definicja odszkodowania właśnie taka jest: zrekompensować poniesione straty, a niektórzy próbują doliczać swój zysk i takie podejście rodzi wiele konfliktów wśród rolników i myśliwych - zauważa Maćkowiak.