Ceny mleka poszybowały w górę
Z Grzegorzem Grzeszkowiakiem, prezesem Spółdzielni Mleczarskiej w Gostyniu rozmawia Dorota Jańczak
Po wahaniach na rynku mleka przyszedł czas na stabilizację?
Od kilku lat da się zauważyć zawirowania, chociaż w ostatnich miesiącach obserwujemy pewną stabilizację. W 2016 roku najbardziej zadziwiające było to, że z niewiadomych przyczyn wzrosły ceny masła w blokach o wadze 20 kg do kolosalnych wysokości 20,50 zł. Była to sytuacja absurdalna, bo nagle różnica między cenami masła w blokach a formowanego - 250 g czy 200 g zaczęła niepokojąco maleć. Wzrosła także cena mleka przerzutowego, a więc takiego, które mleczarnia sprzedaje mleczarni z 75 groszy na 1,80 zł/l.
Z czego wynika tak ogromna różnica?
Trudno jest na to pytanie odpowiedzieć. Unia Europejska w ramach interwencji wykupiła 485 tys. ton mleka w proszku. Do tej pory odbyły się cztery przetargi i sprzedano 40 ton. Natomiast obrót światowy to 2,1 mln ton mleka. I teraz zastanawiają się wszyscy, kiedy pozostałe zapasy zostaną wyzbyte. Trzeba pamiętać, że data przydatności mleka w proszku wynosi maksymalnie 2 lata, dlatego do tego czasu trzeba coś z tym zrobić. Uwolnienie zapasów może mieć wpływ na rynek unijny. Wtedy skutkowało to będzie tym, że ceny mleka w proszku spadną.
Póki co nie musimy jednak narzekać na nadwyżkę towaru na rynku?
Może nadejdą takie czasy, że tego mleka będzie za dużo i trzeba będzie coś z tym zrobić, ale obecnie w Polsce takiej sytuacji nie ma.
Ile ton mleka w proszku produkuje nasz kraj?
189 tys. ton, z czego 5% nasz zakład. W 2016 r. było to 9 tys. ton. Udaje nam się wypracować takie wyniki, dzięki m.in. uruchomieniu w 2015 r. nowoczesnej proszkowni o wydajności 300 tys. litrów na dobę, z którego pozyskujemy 30 ton mleka w proszku. Jeszcze do 2015 r. większość przychodów uzyskiwaliśmy z mleka zagęszczonego. Teraz struktura produkcji znacznie nam się zmieniła.
Podjęliście państwo decyzję o budowie nowego obiektu w najbardziej krytycznym momencie na rynku mleka.
Tak, nie mieliśmy jednak innego wyjścia. Poprzednia 30-letnia proszkownia była już wyeksploatowana. Potrzebowaliśmy nowej, bardziej energooszczędnej technologii. Dziś inwestycja ta daje nam pożytek. Diametralnie spadły nam koszty produkcji mleka w proszku. Przez 15 lat eksportowaliśmy mleko płynne do Chorwacji. Termin przydatności takiego surowca to 7-10 dni. Proszek natomiast można przechowywać nawet 2 lata. Dzięki temu można negocjować lepsze warunki z odbiorcą. Na sprzedaż mleka podpisujemy kontrakty czy umowy w układach kwartalnych, wtedy nie bierze się na siebie dużego ryzyka.
Zauważyłam, że na terenie zakładu jest realizowana kolejna inwestycja.
W ślad za proszkownią powstał kolejny problem, dotyczący powierzchni magazynowej. Brakowało nam miejsca na przechowywanie 300 ton produktu. Dotychczas korzystaliśmy z magazynów innej firmy, ale za to trzeba było zapłacić. Więc postanowiliśmy wybudować magazyn. Obiekt planujemy zakończyć jeszcze w tym miesiącu.
Dokąd eksportowane jest mleko ze Spółdzielni Mleczarskiej w Gostyniu?
Nie eksportujemy mleka w proszku bezpośrednio. By sprzedawać na rynkach światowych, trzeba byłoby brać udział w przetargach, wpłacać wadium. Zapotrzebowanie na chociażby kraje Afryki to dziesiątki tysięcy ton, my tyle nie produkujemy. Dlatego mamy sprawdzonych pośredników. Są to głównie 3 firmy mające siedziby w Polsce, które oferują nasz towar gdzieś indziej: do krajów unijnych, arabskich, Meksyku czy Algierii.
Raczej trudno konkurować polskim producentom z największymi światowymi graczami?
Na rynku światowym jako Polska nie mamy nic do powiedzenia. Najtańsza produkcja mleka jest w Nowej Zelandii, Australii i USA, bo tam są duże areały użytków zielonych. I te kraje tak naprawdę dyktują warunki cenowe. Krowa w Nowej Zelandii przy ekstensywnym wypasie jest w stanie dać nawet 7 tys. l mleka. I Europa, w tym nasz kraj, są uzależnione od przebiegającej tam pogody. Gdy nie ma opadów, to nie ma trawy. Przewrotne jest to, że jeśli u nich jest gorzej, to u nas jest lepiej. Nowa Zelandia 95% swojej produkcji wysyła na eksport. Susze nawiedzające ten kraj powodują, że rynek światowy staje się bardziej otwarty, pojawiają się braki, które my możemy zapełnić swoim towarem.
Jaka jest obecnie średnia cena skupu mleka w państwa mleczarni?
Dobra koniunktura pod koniec ubiegłego roku spowodowała, że w grudniu ceny poszybowały w górę. Tę cenę z grudnia na razie trzymamy i wynosi ona 1,30 zł/l netto. Dzięki temu, że w ostatnim czasie osiągnęliśmy wynik dodatni, wprowadziliśmy dopłatę 16 groszy do litra. Nie pracujemy jako spółdzielnia na tzw. maksymalizację zysków, a dla naszych właścicieli i członków. W zasadzie chodzi o to, by nie wykazywać straty bilansowej i uniknąć problemów z bankami m.in. przy ubieganiu się o kredyty.
Ilu producentów mleka dostarcza surowiec do państwa zakładu?
Mamy około 1200 dostawców z Wielkopolski. Indywidualni rolnicy stanowią 70%, a 30% to duże podmioty, a więc spółki skarbu państwa i rolnicze spółdzielnie produkcyjne. Dynamika wzrostu skupu w stosunku rok do roku wyniosła 7% i osiągnęła wartość 193 mln litrów mleka. Czy taka wartość w roku 2017 się utrzyma? Tego nie wiem, podejrzewam, że nikt nie ma takiej wiedzy.
Czy pojawiają się trudności w negocjowaniu warunków cenowych z supermarketami?
Historia supermarketów jest taka, że każda sieć, która wchodziła do Polski, analizując rynek mleka zagęszczonego, gdzie my jesteśmy liderem, nie mogła sobie pozwolić na to, by na półce nie mieć naszego mleka zagęszczonego. I byliśmy w uprzywilejowanej sytuacji, że nie my jeździliśmy do sieci prosić się, aby od nas kupowali, tylko oni zwracali się do nas. A wtedy jest zupełnie inna rozmowa dotycząca warunków i kosztów. I to do dziś procentuje. Nie ma nas obecnie tylko w dwóch sieciach.
Czy można byłoby obliczyć, ile zarobi na kostce masła rolnik, zakład i handlowiec?
W żadnej spółdzielni, może z wyjątkiem tej w Piątnicy, patrząc na rentowność wyrobów, nie wszystko co się produkuje i sprzedaje, jest opłacalne. Dla nas masło od lat jest produktem nierentownym. Chodzi o to, by strata na sprzedaży tego produktu była jak najniższa, bo mniejsza strata jest zyskiem.
Ile więc masło musiałoby kosztować, by państwa zakład mógł zarobić?
Na pewno ponad 20 zł za kilogram w cenie hurtowej. Sklepy potrafią cenę podwyższyć nawet do 7 zł za kostkę, ale wtedy handlowcy przesadzają ze swoją marżą. Jako producent nie mamy na to wpływu. Ale są z kolei tacy pośrednicy, którzy potrafią sprzedawać masło w cenie zakupu z zakładu bez żadnej marży, po to, by klient przyszedł i kupował inne produkty.
Masło gostyńskie, mimo że jedne z najdroższych na rynku, cieszy się bardzo dobrą opinią.
Tak, masło gostyńskie na rynku wielkopolskim jest znane, uznawane i kupowane. Podejmowaliśmy różne próby wejścia z nim do Trójmiasta, Szczecina, Bydgoszczy, Krakowa czy Warszawy. I mimo iż nawet zmieniliśmy gramaturę z kostki 250 gramów na 200 gramów, spaliło to na panewce, bo tam było masło lokalne. Niektórym klientom nie podobał się kolor. Nie osiągaliśmy takich rezultatów, jakie chcieliśmy. Stąd powstał pomysł, żeby produkować osełkę 200 gramową pod włoskim logo Zanetii, które należy do spółki Emilgrana w Siedlcu. Współpracujemy z nią od dawna. Produkowany jest tam ser parmezan. 100 procent mleka do jego produkcji zakład kupuje ze Spółdzielni Mleczarskiej w Gostyniu. Jest to ser produkowany z bardzo dobrego mleka surowego, który nie jest poddawany wysokiej temperaturze. Mamy dużo gospodarstw bardzo dobrych, od których mleko odbieramy i tam sprzedajemy. Nazwa Zanetti okazała się trafną decyzją. Masło sprzedaje się w tych rejonach, gdzie nie każdy zna numer weterynaryjny zakładu i nie każdy identyfikuje to z Gostyniem.
Włoska nazwa spodobała się konsumentom?
Inna nazwa, inny wygląd i informacja o tym, że jest to masło extra. Smakowo się jednak nie różni.
Dlaczego pojawia sie problem z kolorem masła?
To jest przyzwyczajenie rynku i klientów. Jeszcze kilka lat temu, gdy w Trójmieście próbowaliśmy masło sprzedawać, była mowa, że nie jest żółte. Na tamten rynek należałoby dodawać barwnika w postaci karotenu, żeby barwę poprawić. A my, na naszym terenie, przy naszym sposobie hodowli i żywienia krów mlecznych, kolor masła przez cały rok mamy równy, bo krowy są żywione równo. A w Polsce Północno - Wschodniej konsumenci byli przyzwyczajeni do tego, że gdy przyszedł miesiąc kwiecień, maj, czerwiec i krowy wyszły na pastwiska, karotenu było więcej, a masło bardziej żółte.