Póki będą siły, będziemy działać [VIDEO]
Głównym zajęciem w gospodarstwie Marka Spalonego jest na co dzień chów gęsi. Rolnik wspólnie z żoną zajmuje się nim od kilku lat. Początkowo tego typu produkcja wiązała się ze stabilnym dochodem, jednak zawirowania wywołane przez pandemię, a następnie wojnę sprawiły, że dzisiaj sytuacja na rynku jest bardzo zmienna. - Nie możemy sobie nic zaplanować z wyprzedzeniem. Lata przed pandemią były spokojniejsze, unormowane, teraz nie da się przewidzieć, co wydarzy się z cenami w nawet niezbyt odległej przyszłości - mówi Marek Spalony, podkreślając że ważnym elementem opłacalności w chowie gęsi jest korzystanie z własnych zbóż. - Bazujemy typowo na swoich zbożach, dokładamy do nich koncentraty i sami wytwarzamy paszę dla gęsi. Dzięki temu jest jakiś zysk.
Rolnik oprócz hodowli gęsi uprawia także areał 26 ha, który przeznacza głównie pod wspomniane wyżej zboża - w tym kukurydzę oraz pomidory gruntowe. - Działamy na mocno zróżnicowanej glebie. Mamy klasy bonitacyjne od III do nawet VI z. Jeśli chodzi o plony, to w przypadku pomidorów osiągamy nawet 70-80 ton z hektara. Zdarza się też oczywiście 60. Wszystko zależy od roku. Decyduje przede wszystkim ilość i rozłożenie opadów - podkreśla rolnik. - W kukurydzy wydajność sięga około 10 ton - dodaje.
Większość robią sami, z pomocą jest problem
- Większość prac polowych wykonujemy we własnym zakresie. Wiadomo, najmujemy kombajn do zbioru zbóż, a także pomidorów. W ciągu godziny w pomidorach maszyna jest w stanie zebrać około 30 ton. Jest to mniej pracochłonne niż w przypadku zbioru ręcznego do którego brakuje zresztą chętnych - mówi Marek Spalony, zaznaczając że chętnie zapłaci ludziom, którzy dobrze wykonają swoją pracę, ale jeśli już ktoś się zgłasza, to z jakością usługi bywają problemy. Rolnik w rozmowie przybliża specyfikę uprawy pomidorów gruntowych. - Wysadzamy je pod koniec kwietnia, a zbiór jest przeprowadzany po 15 sierpnia. W międzyczasie pozostaje walka z chwastami i chorobami. Staram się jednak tym problemom zapobiegać, stosując odpowiednie zmianowanie.
Obornik ważnym nawozem
W związku z hodowlą gęsi, w gospodarstwie Marka Spalonego nie brakuje naturalnych nawozów: obornika i gnojowicy. - Pod pomidory wykorzystuję obornik, gnojowica jest wykorzystywana na innych polach. Z racji tego, że mam dużo obornika, a potrzebuję spore ilości słomy, to wymieniam się z sąsiednim gospodarstwem, z którym mamy już dobrze wypracowany system współpracy - zaznacza rolnik. Jak podkreśla, mimo iż dużą wagę w nawożeniu odgrywają obornik i gnojowica, gospodarstwo i tak mocno odczuło potężne skoki cen nawozów mineralnych. - Kupiliśmy nawóz na jesień i zanotowaliśmy z tego względu dużą stratę, ale, tak jak już podkreśliłem, nie dało się przewidzieć, jaka będzie sytuacja na rynku w dłuższej perspektywie - tłumaczy Spalony.
Zmieniają się przepisy, zmieni się sposób ochorony?
Między innymi ze względu na zmieniające się przepisy, jeśli chodzi o dopłaty unijne, Marek Spalony w ostatnim czasie przetestował na swoich polach dwa chwastowniki firmy APV Polska do mechanicznej eliminacji chwastów. - Powiem szczerze, że miałem pewne wątpliwości, co do tego czy takie zabiegi rzeczywiście dają efekty, pozostawiając przy tym rośliny w nienaruszonym stanie, ale naprawdę mogę powiedzieć, że zdało to u mnie egzamin - mówi rolnik, który zastanawia się, czy w przyszłości nie odejść od ochrony chemicznej na rzecz tego typu urządzeń. - Środków aktywnych jest coraz mniej. Substancje są wycofywane z rynku, także trzeba szukać innych możliwości - podkreśla Marek Spalony. Dwa rodzaje sześciometrowych chwastowników współpracowały na jego polach z ciągnikiem Zetor Major o mocy około 80 KM. - Przy takiej szerokości i pracy z prędkością około 10 km/h można uzyskać naprawdę imponujące wydajności, więc naprawdę zastanawiam się nad nabyciem takiej maszyny. Plany są, życie pokaże jak będzie - zaznacza właściciel gospodarstwa. Pomysłem na kolejną inwestycję oprócz chwastownika jest zakup nowego ciągnika. - Mam Zetora 16145 i on spokojnie sobie daje radę, ale myślałem o czymś nowszym. Mam jednak świadomość tego, że trzeba mierzyć siły na zamiary i wszystko zależeć będzie od sytuacji na rynku. Mogę jednak powiedzieć, że dopóki będą siły, to nie porzucimy gospodarstwa i będziemy działać - podsumowuje Marek Spalony.