Pasza w hodowli ekologicznej
Ekologiczni rolnicy podlegają ostrym kontrolom i dotyczy to zarówno uprawiających przez nich pól, jak i hodowli zwierząt. Ci drudzy mieli ostatnie trzy miesiące bezsennych nocy z powodu konwencjonalnego charakteru paszy ekologicznej, którą karmili swoje zwierzęta, a zwłaszcza drób. Zdarzyło się to po raz pierwszy nie tylko w Polsce, ale i w Unii Europejskiej.
Polski producent paszy ekologicznej, zrezygnował z tego rodzaju działalności. Zapotrzebowanie jednak na paszę ekologiczną pozostało, a nawet wzrosło. Wykorzystał ten moment Chris Schmitz - właściciel firmy Agro-Handel Mirsk, który swój asortyment handlowy poszerzył o ekologiczne gatunki paszy. Niemalże całość towaru zamawiana jest od ponad 6 lat przez hodowców drobiu mięsnego oraz kur niosek. Agro-Handel Mirsk jest wyłącznym polskim dystrybutorem paszy produkowanej przez MFL-Edderitz w Niemczech, a krąg odbiorców systematycznie wzrasta. Ekologia wymaga szczególnie pieczołowitego nadzo ru. Każdy, będący ogniwem łańcucha ekologicznego, czyli producent, dystrybutor i odbiorca, ma swoją jednostkę certyfikującą, których w Polsce jest już 10. Regularnie i pieczołowicie sprawdzane są zasady trybu ekologicznego, no i dobrze, że tak jest, bo przecież jako odbiorcy chcemy, aby za przyznanym certyfikatem szła odpowiednia jakość.
„Trafiona” pasza
Na początku tego roku dzienniki niemieckie doniosły, że producenci ekologicznej paszy z tego kraju, a wśród nich MFL-Edderitz, zaopatrzeni zostali w surowiec makucha słonecznikowego o pochodzeniu nieekologicznym. Makuch jest jedną z cenniejszych części składowych paszy. Dostawcą była firma holenderska, która zakupiła towar na wschodzie Ukrainy. Gdy próbowano dojść po nitce do kłębka, okazało się, że producent ukraiński, odpowiednik naszego byłego PGR-u, już nie istnieje jako podmiot rolniczy. We wspomnianym makuchu słonecznikowym analizy laboratoryjne wykazały obecność środków ochrony roślin: etoksychiny, metalaksylu i propyzamidu, co zdeklasowało paszę ekologiczną do konwencjonalnej.
Pierwsze ogniwo - producent
MFL powiadomił na początku stycznia swojego odbiorcę, czyli Agro-Handel Mirsk o zaistniałej sytuacji i poprosił o wstrzymanie sprzedaży towaru wyprodukowanego w czasie od 8 października do 15 grudnia 2014 roku, do momentu otrzymania wyników badań. Z chwilą potwierdzenia podejrzenia o obecności środków ochrony roślin w makuchu, producent zadeklarował odbiór niesprzedanej i niezjedzonej przez drób paszy na własny koszt. Dobrowolnie przeprowadził też szereg dodatkowych analiz swojego towaru już po zakończonych kontrolach sprawdzających. Między producentem i dystrybutorem uzgodniony został proces odszkodowań dla rolników, polegający na uwzględnieniu roszczeń popartych kopiami faktur np. za niższą cenę sprzedanych jajek o charakterze konwencjonalnym.
Drugie ogniwo - dystrybutor
W porozumieniu ze swoją jednostką certyfikującą, czyli Agro Bio Testem, Agro-Handel Mirsk nawiązał kontakt ze swoimi klientami, którzy dokonali zakupu paszy we wspomnianym czasie. W kilku przypadkach okazało się, że pasza została już przez drób zjedzona. Pozostali hodowcy odłożyli paszę na bok, czekając na kontrole swoich jednostek i pobranie przez nich próbek do badań laboratoryjnych. Odbiorcom dostawca zaproponował możliwość zwrotu na jego koszt paszy konwencjonalnej i jej zamianę na ekologiczną oraz nadesłanie kopii faktur ze sprzedaży jajek o charakterze konwencjonalnym, czyli po niższej cenie, co stanowić miało podstawę zwrotu różnicy cenowej w stosunku do jaj ekologicznych. Całość dokumentacji z roszczeniami przekazana zostanie ubezpieczalni producenta, który ma pokryć udokumentowane szkody.
Ostatnie ogniwo - hodowcy
Zaistniała sytuacja najbardziej dotknęła hodowców. To oni byli tymi, którzy odczuli bezpośrednio konsekwencje karmienia swojego drobiu paszą konwencjonalną. W najlepszej sytuacji byli ci, którzy zdążyli zużyć paszę wcześniej, co musieli udowodnić rejestrem karmienia. Data ta stanowiła początek 6-tygodniowej karencji, w ciągu której zawieszany był im certyfikat ekologiczny. Inną grupę stanowili ci hodowcy, którzy odstawili paszę 19 stycznia, po otrzymaniu informacji od Agro-Handel Mirsk, bo u nich okres karencji liczył się właśnie od tego momentu. Najgorzej wyszli na tym rolnicy, którzy skarmiali paszę o charakterze konwencjonalnym dalej, bo im dłużej jej używali, tym bardziej w czasie oddalał się moment powrotu do ekologii i odzyskania certyfikatu. Największym problemem okazały się jednak różnice w reakcji poszczególnych jednostek certyfikujących, które zdezorientowane sytuacją, nie posiadały jednej, wspólnej linii działania. Jedne uważały, że karencja powinna wynosić 3 miesiące, inne sugerowały bezpowrotną utratę certyfikatu, a jeszcze inne sugerowały konieczność wybicia całego stada. W lutym podjęto wspólną decyzję, że u wszyst kich rolników zastosowany zostanie okres sześciotygodniowej karencji drobiu. Kontrole jednostek nie były jedynymi. W ich ślad poszły inspekcje weterynaryjne, ale było to na przełomie lutego i marca, a wtedy hodowcy mieli w magazynach już nową, nieskażoną paszę.
Rozmowa z dr inż. Urszulą Sołtysiak - dyr. ds. rozwoju, Jednostka Certyfikująca AGRO BIO TEST, certyfikująca Agro-Handel Mirsk
Czy miała miejsce podobna sytuacja w Polsce wcześniej?
Nie, nie tylko w Polsce, w całej Unii Europejskie tego rodzaju przypadek, o takim zasięgu, zdarzył się po raz pierwszy. Okazało się przy tym, że istniejące przepisy nie przewidziały odnośnego postępowania i trzeba było szukać rozwiązania „per analogiam”, czyli oprzeć się na przepisach pokrewnych.
Jakie kroki podjęliście w przypadku „trafionej”, czyli nieekologicznej paszy?
Po otrzymaniu informacji o wykryciu niedozwolonych pozostałości, zgodnie z wymogami określonymi we wzmiankowanym rozporządzeniu UE, AGRO BIO TEST zablokował dalszy obrót „trafioną” paszą - na szczeblu jej dostawców i na szczeblu producentów, którzy ją nabyli na potrzeby prowadzonej produkcji zwierzęcej. Następnie nasi inspektorzy pobrali próbki zakwestionowanych materiałów do badań laboratoryjnych w celu weryfikacji podejrzeń dotyczących pozostałości środków niedozwolonych w produkcji ekologicznej. Gdy okazało się, że są one jednak obecne w mieszankach paszowych, po konsultacjach z europejskimi urzędami i jednostkami nadzorującymi ekoproducentów, którzy również „padli ofiarą” zafałszowanego składnika paszy (makuch słonecznikowy zawierający m.in. pozostałości metalaksylu) – AGRO BIO TEST nałożył okresy przejściowe (odpowiednio dla gatunków zwierząt), po których produkty tych zwierząt mogą być wprowadzane do obrotu jako ekologiczne. Oczywiście, licząc od dnia odstawienia „trafionej” paszy.
Co należałoby zrobić w przyszłości w takim przypadku, jak ten ostatni, inaczej?
Przede wszystkim potrzebne jest rozwiązanie systemowe, które musi być określone prawnie na szczeblu unijnym, wdrożone następnie do prawa krajowego.
ZDANIEM ROLNIKÓW
Wiesław Kalicki - hodowca drobiu w trybie ekologicznym
Co było najbardziej uciążliwe dla pana w całej tej historii?
Nie było aż tak źle. Miałem kontrolę ze swojej jednostki certyfikującej Eko-Gwarancji, która wstrzymała mi certyfikat ze względu na charakter zakupionej paszy, ale powiedzieli, że robią to na 6 tygodni od momentu ponownego karmienia drobiu paszą ekologiczną, czyli nieskażoną pestycydami.
Jak poradził pan sobie ze sprzedażą jajek, tych nieekologicznych?
To akurat też nie było problemem, bo ja nie sprzedaje do sklepów lecz prywatnym odbiorcom, a tym nie zależy na certyfikacie. Znamy się już długo i mogliśmy załatwić to między sobą.
A co można było, pana zdaniem, zrobić inaczej w całej tej historii?
Myślę, że cała ta procedura mogłaby przebiegać szybciej. Informacja, którą dostałem od Agro-Handel Mirsk, że jest podejrzenie o środki ochrony roślin w paszy, była dla mnie uspokajająca. Myślałem, że to podejrzenie się nie potwierdzi, a ponieważ czekałem 2 tygodnie i nie dostałem żadnej wiadomości na ten temat, pomyślałem, że wszystko jest w porządku i zacząłem karmić paszą, którą wcześniej odstawiłem. Niestety, w ten sposób wydłużyłem sobie okres karencji.
Czy natychmiastowe odstawienie paszy było rzeczywiście możliwe? Czym w takiej sytuacji powinno się karmić drób, który musi przecież coś jeść?
Szczerze mówiąc jest to problem, bo nawet jeśli można byłoby zrobić zamówienie, to i tak dostawa trwałaby jakiś czas. Problemu tego nie mieliby rolnicy, którzy dokarmiają ekologicznym zbożem, bo mogliby w ten sposób czas oczekiwania na nową dostawę przetrwać. Albo trzeba by, tak jak ja, mieć paszę dla brojlerów.
A co zrobił pan z paszą, która panu została?
Odesłałem ją do dystrybutora i liczę na to, że dostanę w zamian nową lub zwrot różnicy ceny pomiędzy paszą ekologiczną a konwencjonalną.
Sławomir Szerszeń - hodowca drobiu w trybie ekologicznym
Jak może pan dochodzić odszkodowania za powstałe szkody?
Mogę przesłać do Agro-Handel Mirsk faktury z poniesionych strat, ale muszę powiedzieć, że ta forma mnie nie satysfakcjonuje.
Co było dla pana w tej historii najtrudniejsze?
Koszty, które poniosłem, np. musiałem zapłacić za badanie próbek, które pobrała moja jednostka certyfikująca.
To chyba ma pan na to fakturę, a słyszałam, że udokumentowane koszty można odzyskać od dostawcy...
Jestem klientem od kilku lat i uważam, że nieraz trzeba stracić trochę, aby tego klienta zadowolić i wyjść z twarzą. Nie można wszystkiego zwalać na producenta. Ja też mam sytuacje z niezadowolonym klientem, a wtedy staram się go zadowolić i zatrzymać, wypłacając mu zadośćuczynienie z własnej kieszeni.
Rozmowa z Chrisem Schmitzem, właścicielem Agro-Handel Mirsk
Jak ocenia pan reakcje jednostek?
Ciekawym było dla mnie, że były one tak różne. Na całą sprawę trzeba spojrzeć jako na proces, jak to rozwijało się, jak kończyło. Dla nas wszystkich jest przykrym fakt, że w paszy znalazły się substancje nieekologiczne. Nasz dostawca otrzymał towar, który posiadał certyfikat i sprzedał nam towar w dobrej wierze, tak samo, jak my sprzedaliśmy go dalej. To pierwsze ogniwo, czyli dostawca makucha słonecznikowego zrobił świadomie lub nieświadomie błąd. Oczywiście, jako klienci produktów ekologicznych - sam taki też jestem, chcemy mieć pewność, że to co pisze na opakowaniu, też jest w środku, zwłaszcza że te produkty są o wiele droższe od konwencjonalnych. W zaistniałej sytuacji najbardziej było mi przykro ze względu na hodowców, którzy w całym tym łańcuchu są na końcu i muszą ponieść konsekwencje wyprodukowania jajek konwencjonalnych, choć nikt z nich tego nie zrobił umyślnie. W związku z tym dziwiło mnie postępowanie niektórych jednostek certyfikujących, które na początku zamieszania same nie miały koncepcji, jak pomóc hodowcom, a za to straszyć ich, że utracą certyfikat na zawsze lub co gorsza mają wybić całe stado. To, że te kury jadły przez jakiś czas paszę konwencjonalną, to nie znaczy, że dostawały truciznę, a takie miałem wrażenie, gdy słyszałem o wspomnianych propozycjach niektórych jednostek.
Jakie byłoby najlepsze wyjście z tej sytuacji?
Najlepszym wyjściem byłoby pociągnięcie do odpowiedzialności rolnika, który wprowadził w obieg skażony towar. Niestety, jak słyszałem, takiej możliwości już nie będzie, więc próbuję spojrzeć na tę sprawę z pozytywnej strony. Na pewno stało się nieszczęście, ale dobre jest, że tylko jeden ze składników paszy, czyli makuch słonecznikowy był skażony.
Co powinno się zrobić w tej sytuacji inaczej niż zrobiono?
Ja osobiście wolałbym, aby było wiadomo, kto konkretnie zawinił. Jeśli nawet producent rolny już nie zajmuje się uprawą, to i tak wolałbym wiedzieć, kto jest za to odpowiedzialny. Oczywiście mógłby ktoś powiedzieć, że aby zapobiec takiej sytuacji, jak ta, nasz dostawca powinien robić z każdej partii badania laboratoryjne, ale przecież nie o to chodzi. Przecież po to są certyfikaty, które wydaje się na podstawie odpowiednich kontroli. Nie można więc wymagać od producenta paszy, aby wykonywał badania na własną rękę, badania, które kosztują od 500 do 2.000 w złotówkach, a nieraz w euro. Nikogo nie byłoby na to stać - ani producentów, ani dystrybutorów, ani hodowców.
Jak poradzono sobie z tą sprawą w innych krajach?
Z tego co wiem, w Danii i Holandii nie zrobiono z tym nic. Poinformowano oczywiście o zaistniałej sytuacji, ale nie było z tego żadnych konsekwencji dla producentów paszy i hodowców. Po prostu uznano, że przez okres kilku tygodni jajka były konwencjonalne a nie ekologiczne, a od tego się nie umiera.
Słyszałam, że niektórzy pana klienci oczekiwaliby odszkodowania bezpośrednio od pana, a nie, na podstawie faktur, od producenta paszy.
Dystrybuowana przez nas pasza nie należy do tanich, stąd marża Agro-Handel Mirsk nie jest wysoka, a na pewno nie na tyle, aby płacić z niej odszkodowania ryczałtem. Po prostu nie stać mnie na to.
Czy ostateczne rozwiązanie problemu z nałożeniem sześciotygodniowej karencji jest pana zdaniem dobrym rozwiązaniem?
Tak, myślę, że było to dobre rozwiązanie i to zarówno dla hodowców, jak i dla producenta paszy. Jesteśmy teraz na etapie zbierania dokumentacji od naszych klientów, która będzie podstawą do ubiegania się za naszym pośrednictwem o odszkodowanie od producenta, z którym taką procedurę ustaliliśmy. W Polsce nadal jest jeszcze trudno znaleźć towarzystwo ubezpieczeniowe, które podjęłoby się ubezpieczenia cywilnoprawnego na taki jak nasz wypadek. W Niemczech funkcjonuje to sprawnie. To dobrze dla wszystkich, czyli dla producenta, dystrybutora, a szczególnie dla hodowców.