15 ha sadów - jabłonie, wiśnie, czereśnie, śliwy
Paulina i Bogumił Trawnik mają sady z jabłkami, wiśniami, czereśniami i śliwkami. Zależy im na tym, aby ich klienci byli zadowoleni z owoców. Zastanawiają się nad powrotem do smaków z dzieciństwa. – Zrobimy ankietę, w której spytamy klientów, które jabłka im smakują, a czego brakuje. (…) Kiedy zbierzemy informacje, to podzielimy sad w taki sposób, by każdy znalazł najlepsze jabłka dla siebie – podkreśla pan Bogumił.
Bogumił i Paulina Trawnik z Pietrzykowa (gmina Koźminek, powiat kaliski) kontynuują pracę seniorów rodziny: Stanisława i Krystyny Trawnik. To właśnie dziadkowie pana Bogumiła pod koniec lat 80-tych postanowili posadzić pierwsze jabłonie.
– Dziadek mi opowiadał, że wcześniej mieli owce, kaczki, gęsi i warzywa. Później były jabłka. Dziadek zaczął od powierzchni 2 ha. Z czasem sad się powiększał – opowiada pan Bogumił.
Wspomina, że jego dziadek i ojciec w tym czasie mocno zainwestowali w rozwój gospodarstwa. - Jako pierwsi w okolicy stawiali chłodnie z kontrolowaną atmosferą, pozwalające przetrzymywać owoce cały rok - opowiada sadownik.
Sadownictwo - kontynuują pracę dziadka
Niestety, życie nie oszczędzało rodziny pana Bogumiła. Najpierw zmarł jego ojciec, a później mama. Wszystko zostało na głowie pana Bogumiła.
– Razem z dziadkiem uznaliśmy, że musimy dać radę, że nie zaprzepaszczę pracy moich dziadków i rodziców – zaznacza pan Bogumił. W życiu sadownika pojawiła się pani Paulina, która zaczęła wspierać swojego narzeczonego. – Mimo że pochodzę z miasta, szybko odnalazłam się na wsi i wdrożyłam w temat sadownictwa i całej pracy w gospodarstwie - mówi pani Paulina.
Początkowo drzewa zajmowały powierzchnię 17 hektarów. Obecnie łączna powierzchnia sadów wynosi 15 ha, z czego większość stanowią jabłonie. Oprócz tego są też czereśnie, wiśnie i śliwki. Pracy przy drzewach nie brakuje.
– Wbrew pozorom praca przy uprawie owoców jest przez cały rok. Od grudnia zaczynamy przycinanie gałęzi i trwać to może do końca marca - wszystko zależne od pogody. Wraz z początkiem kwietnia, gdy na gałęziach pojawiają się pierwsze pąki, zajmujemy się ochroną drzew, pryskając przeciw chorobom grzybiczym i wszelkimi szkodnikami. W tym roku środki ochrony są dużo droższe, więc staramy się je ograniczać do minimum, chociaż nie zawsze jest to możliwe – mówi pani Paulina.
Czego obawia się sadownik?
Z sadownikami spotykam się w przededniu tzw. zimnych ogrodników. Jest to okres, w którym często temperatury spadają znacznie poniżej zera, a zawiązki potrafią się w dużej mierze przerzedzić
. – Z tego, co obserwujemy, „zimna Zośka” ma się przesunąć w czasie. Musimy obserwować pogodę. Na szczęście nasz sad jest położony w korzystnym miejscu, jeśli chodzi o nagłe spadki temperatur - drzewa są w takim zaniżeniu, otoczone lasem – opowiada pan Bogumił.
Bardziej obawia się gradobicia, które może na większą skalę uszkodzić dojrzewające owoce. Dodaje, że jak są niskie plony, to ceny wyższe. – Każdy sadownik chciałby, żeby plony były wysokie i cena również, ale zazwyczaj jest tak, że gdy plony w całym kraju są wysokie, to cena jest mało zadowalająca – mówi pan Bogumił.
Niestety, brakuje deszczu. Na suszę narzekają i rolnicy, i sadownicy. – Posiadamy w sadzie nawadnianie kropelkowe, które w razie suszy ochroni drzewa przed całkowitym schnięciem i obumieraniem. Ale w fazie owocowania nie zastąpi to naturalnego podlewania, jakim jest deszcz – mówi.
Ludzie potrzebni do zbioru owoców w sadzie
Kiedy w sadzie jest biało od kwiatów, to już trwają przygotowania do zbioru. – Szukam pracowników, których jest coraz mniej. A to właśnie od liczby ludzi zależy, jak długo będziemy zbierać. Mam nadzieję, że chętni do pracy będą – mówi. Do zbiorów swoich owoców pan Bogumił nie używa maszyn, są zbierane ręcznie dla jak najlepszej jakości.
Sadownicy nie wiedzą, za ile sprzedadzą swoje owoce, wszystko zależy od tego, ile będzie tych owoców. – Ma jednak nadzieję, że ceny będą zadowalające zarówno dla producenta, jak i konsumenta – zaznacza. Jeśli chodzi o wiśnie i czereśnie, dostarcza je bezpośrednio do klienta, lecz przy większych ilościach trafiają również do lokalnych skupów.
Jabłka z polskich sadów najlepsze
We wrześniu rozpoczyna się zbiór jabłek. Plony trafiają do odbiorców i do chłodni. Po zakończonej pracy w sadzie rozpoczynają się zajęcia w sortowni. Jabłka są sortowane i przygotowywane do zbytu.
– Wcześniej było tak, że jabłka trzymaliśmy w tych chłodniach kontrolowanych i czekaliśmy na lepszą cenę. Wyprzedawali się ci, co nie mogli przechowywać owoców. Jabłka sprzedawaliśmy po takiej cenie, że zwróciły się koszty energii. Teraz przy takich wysokich cenach nie będzie się opłacać przechowywać. Niestety, kiedyś dostawało się dobre pieniądze za jabłka przechowane, a teraz np. sadownicy z Grójca trzymali jabłka i tak dostają niskie ceny. Jabłka są przywożone z zagranicy. A przecież my, jako Polska, jesteśmy dużym producentem jabłek - wyjaśnia.
Uważa, że nie trzeba sprowadzać jabłek z zagranicy. Owoców z polskich sadów wystarczy dla każdego. Bogumił Trawnik w tamtym roku zebrał 180-200 ton. – Mieliśmy młode drzewka, które jeszcze nie plonowały zbyt obficie. Jak wszystkie drzewka owocują w pełni to osiągamy 300-400 ton rocznie – mówi sadownik. Dodaje, że posadzone drzewko na okulancie, czyli jeszcze bez rozgałęzień daje plony dopiero po 2 latach. - A drzewko typu knip boom przy sadzeniu jest bardziej rozwinięte, to plony są już po roku – tłumaczy.
Promują owoce z polskich sadów
Pani Paulinie i panu Bogumiłowi bardzo zależy na promocji polskich owoców. Mają swoją stronę internetową, którą efektywnie prowadzi pani Paulina. Są otwarci na odwiedziny dzieci, które mogą zobaczyć, jak powstają owoce.
– Były już dzieci z przedszkola i dowiedziały się, skąd te jabłka są, jak powstają. Jesteśmy umówieni we wrześniu, że przyjadą, zobaczą jabłka na drzewie i każdy będzie mógł osobiście zerwać owoce dla siebie. Chcemy promować owoce, ponieważ są zdrowe i mają naturalne witaminy - zaznacza pani Paulina.
Sadownicy przez cały czas analizują, jak poprowadzić produkcję, aby zadowolić klientów. Pan Bogumił zastanawiał się nad powrotem do smaków z dzieciństwa. – Chcemy przeprowadzić ankietę i zadać pytania o jabłka, które im smakują najlepiej. I wtedy możemy podzielić sad, w którym każdy znalazłby najlepsze jabłko dla siebie. I we wrześniu klient by wiedział, że u nas znajdzie swoje ulubione jabłko – podkreśla Bogumił Trawnik. Dodaje, że obecnie mają taką odmianę, która jest bardzo trudna w uprawie - jest to DARK RUBIN.
- Zdecydowaliśmy się na tę odmianę, ponieważ nasi klienci szukali kwaskowego w smaku. Zaznacza, że ma jeszcze inne ciekawe odmiany, które są w jego sadzie. Są to: GALA, GOLDEN DELICIOUS, LIGOL, DARK IDOL (odmiana Ligola), JONAGORET SUPRA i PRINCE, CHAMPION. Jabłka te są soczyste, różnej twardości i o różnych walorach smakowych. Można osobiście przyjechać do gospodarstwa i sprawdzić smak tych owoców. Pan Bogumił z panią Pauliną prowadzą sprzedaż hurtową i detaliczną. Ze swoich owoców robią również soki.
Czytaj także: