Obrońcy dzików a rolnicy: Wojna polsko - polska
„Trwa zarzynanie polskiego rolnictwa!”, „Mamy do czynienia z feudalizmem XXI w.” „To będzie masakra. Polityczny mord na dzikach!”. Fala gniewu wśród Polaków rośnie. Wojna polsko - polska trwa w najlepsze.
Hodowcy trzody chlewnej są zdesperowani. Nie chcą już obietnic. Ich opinie i działania są coraz bardziej stanowcze. Poziom frustracji w ostatnim czasie podniosła utrzymująca się od przeszło miesiąca niska cena żywca - poniżej granicy opłacalności produkcji. I, co całkowicie dobiło wielu z gospodarzy, problem ze zbytem świń. Oliwy do ognia dolały przecieki o licznych transportach do znajdujących się w Polsce zakładów przerobowych półtusz z Litwy objętej występowaniem ASF-u oraz imporcie mięsa z krajów Europy Zachodniej, w tym Belgii. Aż strach pomyśleć, co znajduje się na półkach sklepowych po ostatnich doniesieniach. Ujawniono m.in. przywóz głęboko zamrożonych półtusz z Belgii z (uwaga!) 1996 roku. Powszechnie znana jest opinia, że trafia do nas mięso drugiego sortu z tych partii, które na Zachodzie sprzedać trudno. Stwierdzenia ministra rolnictwa, że „tak pro-rolniczego rządu w Polsce jeszcze nigdy nie było” powoduje, że wielu z rolników dostaje białej gorączki.
Rolnicy myślą sobie: „w jakim miejscu jest broniony mój interes, skoro grozi mi bankructwo, nie mam gdzie sprzedać świń, a do Polski przyjeżdżają dziennie dziesiątki tirów z towarem z innych krajów”? Gdzie tu logika?
Aktualne ceny trzody chlewnej TUTAJ
Właśnie ta absurdalna sytuacja zmusiła gospodarzy do protestów, w tym i grudniowej blokady autostrady.
Lider polskich rolników zaangażowany w sprawy producentów trzody chlewnej
W akcję, mimo iż sam jest producentem warzyw, włączył się Michał Kołodziejczak, w tej chwili najważniejsza chyba postać wiejskiego środowiska. Śmiało można go uznać rolnikiem roku 2018. Znany jest już bardzo dobrze producentom rolnym, internautom, ministerstwu rolnictwa, ale i osobom spoza branży, bo pojawił się chyba we wszystkich ogólnopolskich mediach. To dzięki zaangażowaniu jego i Agrounii, organizacji, którą stworzył, zdymisjonowano Krzysztofa Jażdżewskiego, zastępcę Głównego Lekarza Weterynarii, który odpowiedzialny był za import litewskiej wieprzowiny. Przywozy wstrzymano, ale problem z niskimi cenami nadal pozostał. Niewykluczone, że Polska zapychana jest nadal towarem spoza kraju.
Czy import wieprzowiny zostanie zatrzymany?
Rolnicy wymagają od ministra Krzysztofa Jana Ardanowskiego, by przywozy wstrzymał. On rozkłada bezradnie ręce twierdząc, że jeśli zamkniemy się na UE, to i ona odpowie tym samym, i przestanie od nas kupować towar. Środowisko rolnicze jest jednak nieugięte. Podaje resortowi rozwiązania, które mogłyby z jednej strony zadziałać, a z drugiej nie wpłynąć na pogorszenie relacji z sąsiadami. Chodzi chociażby o większe kontrole nad jakością i terminami przydatności przywożonego mięsa, które w tej chwili budzą ogromne wątpliwości. Lekarze weterynarii odpowiedzialni za badanie towaru nie powinni być finansowani przez zakłady, a państwo. Mechanizm nadzoru nad importowanym mięsem, jak mówią rolnicy, powinien być maksymalnie obiektywny i transparentny.
- Nie może zablokować importu mięsa. Ale nikt nas nie zobowiązuje do tego, żebyśmy przyjmowali na polski obszar celny i do polskich zakładów bardzo kiepskiej jakości wieprzowinę 2 i 3 kategorii, czyli często odpad do utylizacji. Oczekujemy od ministra, by to on płacił lekarzom weterynarii. Co to za kontrola, jeśli płaci zakład? - komentuje Sławomir Szyszka, szef Powiatowej Rady Wielkopolskiej Izby Rolniczej.
Czytaj także: ASF. Choroba bardzo blisko Francji
Tucz nakładczy to problem dla całej gospodarki rolnej
Właściciele rodzinnych ferm świń coraz krytyczniej odnoszą się do tuczu nakładczego. Hotele finansowane przez koncerny mięsne z coraz większą dynamiką wyrastają, jak grzyby po deszczu. Według niektórych ten system chowu świń zrujnuje rodzimą produkcję. - Finansujemy w ten sposób zagraniczny kapitał. To nie są polskie świnie. To nie jest polska pasza. Wszystko z zagranicy jest ciągnięte - stwierdza Robert Marciniak, rolnik z Borowa w Wielkopolsce, członek Agrounii.
O zarzynaniu polskiego rolnictwa i feudalizmie XXI w. mówi Sławomir Szyszka. - Wyzysk chłopa odbywa się w ten sam sposób, co setki lat temu, ale w bardziej ucywilizowanej formie - zaznacza rolnik.
Według niego polską hodowlę świń czeka to samo co hiszpańską. Tam afrykański pomór świń wybuchł 30 lat temu i przyczynił się do likwidacji małych i średnich stad trzody chlewnej. Na ich miejscu, jak przekonuje Szyszka, pojawiły się ogromne fermy, ale już należące do Duńczyków, Holendrów i Niemców. Tamtejsi rolnicy weszli w kooperację z zagranicznymi koncernami na zasadzie tuczu nakładczego. - Można przeanalizować, jak wygląda dynamika cen prosięcia duńskiego. W momencie, gdy w Hiszpanii zaczyna się okres wysokich temperatur, automatycznie prosięta tanieją i wtedy można u nas kupić w miarę tanie duńskie prosię. W okresie, gdy w Hiszpanii jest wsad, a więc na początku września, duńskie prosięta są u nas tak drogie, że ich kupno jest niemożliwe. Cały towar idzie na Hiszpanię, bo trzeba kontrakty wykonać - wyjaśnia Sławomir Szyszka.
Kolejne przypadki ASF u dzików
Scenariusz Szyszki wydaje się być coraz bardziej realny. Zwłaszcza, że ASF nadal stanowi ogromne zagrożenie. Informacje o nowych przypadkach wirusa u dzików nie ustają. W grudniu wykryto go u zwierzęcia znajdującego się w odległości 20 km od granicy z woj. łódzkim. Naturalnym kierunkiem migracji dzików jest zachód, więc prędzej czy później przeniosą one chorobę na cały kraj. Można temu niknąć tylko przez masowe wybicie dzików. Rolnicy przekonują, że do zera zwierzęcia się nie wybije, a populacja po krytycznym momencie łatwo się odrodzi. Inne zdanie na ten temat mają ekolodzy, który na apele gospodarzy odpowiedzieli również stanowczym głosem. Mówią o masakrze, którą w lasach chce przeprowadzić minister rolnictwa.
Dyskusje dwóch stron konfliktu idą w złym kierunku, pełnym nienawiści i braku zrozumienia. Jeszcze do niedawna przeciwni depopulacji byli też myśliwi. Obecnie ich sprzeciw złagodniał i jeszcze w styczniu mają odbyć się wielkoobszarowe odstrzały. Więcej informacji TUTAJ
Niemcy wybijają masowo dziki
A w Niemczech, jak donosi Gazeta Polska Codziennie, w ramach obrony przed ASF-em (tam wirusa jeszcze nie wykryto) w sezonie 2017 - 2018 zastrzelono rekordową liczbę dzików (ponad 820 tys. tych zwierząt, a więc 40 proc. więcej niż rok wcześniej i niemal trzy razy tyle, ile przed 10 laty). W Polsce wybito natomiast 160 tys. dzików.