Komisje szacują straty na polach po gradobiciu. Jakie straty? "To katastrofa”

Komisje klęskowe cały czas pracują na terenach, które w minionym tygodniu nawiedziły intensywne opady gradu i deszczu.
Uprawy pod wodą, poszatkowane przez grad
Tak się dzieje m.in. w woj. dolnośląskim.
- Komisje cały czas zbierają dane o stratach. Coś więcej będziemy wiedzieć, gdy chociaż troszkę pochodzą po polach - tłumaczy Ryszard Borys, prezes Dolnośląskiej Izby Rolniczej.
Fala, która przeszła przez południowe obszary Polski, wyrządziła straty w uprawach zbóż, kukurydzy, ziemniaków, buraków, rzepaku, facelii, jęczmienia, soi oraz warzyw i krzewów owocowych.
- Namawiamy od kilku lat rolników, by uprawiali soję. Niestety, tam, gdzie przyszły deszcze i grad, z soi nic nie zostało. Widać, że to delikatniejsza roślina - mówi z żalem Ryszard Borys.
Jest wielu rolników, którzy szacują w swoich gospodarstwach ogromne straty. Wśród nich znalazł się Patryk Orzeł z powiatu wołowskiego. Środę, 4 czerwca ten gospodarz z pewnością nie będzie wspominał dobrze. Grad oraz ulewne deszcze zabrały mu hektary upraw warzyw, rzepaku czy kukurydzy.
W podobnej sytuacji może być o wiele więcej gospodarstw. Ile i na jaką skalę oszacowane zostaną straty? Tego jeszcze nie wiadomo. Komisje klęskowe, jak twierdzi Ryszard Borys, będą pracować w terenie jeszcze przez najbliższe 2 tygodnie.
Komisje szybko ruszyły do poszkodowanych rolników
Co ważne, od tego roku działają komisje klęskowe na stałe. Wykazy osób, które mogą w nich działać są dostępne wojewodom. Dlatego w chwili, gdy dojdzie do strat na polach w wyniku niesprzyjającej pogody, są gotowe do tego, by ruszyć w pola i działać tak szybko, jak tylko się da.
- W tej chwili wystarczy, że jeden lub dwóch rolników w danej gminie zgłosi się do wójta lub burmistrza, ten od razu daje sygnał wojewodzie o sytuacji i wojewoda może uruchomić komisje z automatu - wyjaśnia Ryszard Borys.
Jak informuje nas szef Dolnośląskiej Izby Rolniczej – szkody z pewnością dotknęły gospodarstwa w ośmiu powiatach tego województwa: Zgorzelec, Lubań, Lwówek Śląski, Wołów, Lubin, Żmigród.
- W Żmigrodzie byłem osobiście w sobotę. Tam jest katastrofa w jednym z gospodarstw warzywniczych. Tam woda stała na polach pomimo tego że jeszcze dzień wcześniej uruchomili pompy i wypompowywali wodę. Ogórki są kompletnie zalane i zbite przez grad - opowiada Ryszard Borys.
Mowa o rolnikach i przetwórcach, którzy produkują kiszonki. Gospodarze ci już kilka godzin po ulewie w mediach społecznościowych poinformowali o stratach w uprawach.
„Dziś u nas twardy reset. W pół godziny zniknęły nasze najważniejsze warzywa, to, na co pracowaliśmy od 4 miesięcy. Jeszcze nie byliśmy na wszystkich polach, jeszcze nie widzieliśmy wszystkiego. Ale to co zobaczyliśmy - nie pozostawia złudzeń. Taki jest żywioł, taka jest przyroda, taka jest praca rolnika. Pozostają zasoby doświadczeń trzech pokoleń: To minie. Będzie dobrze. Damy radę. Wdech - wydech. Sezon ogórkowy otworzymy później. Zamiast zbierać plony za tydzień, zaczynamy od zera i kupujemy nasiona… choć jest ciężko i smutno bardzo” - czytamy post opublikowany na profilu Kiszonki Sznajderów z Doliny Baryczy.
Gdy tylko komisje klęskowe oraz przedstawiciele ubezpieczalni zakończą pracę związane z szacowaniem strat - rolnicy będą mogli podjąć działania naprawcze na polach. O ile będzie to w ogóle możliwe.
- Na chwilę obecną, z uwagi na agrotechniczne terminy, jedynym wyjściem dla poszkodowanych rolników będzie przesianie zdegradowanych pól kukurydzą, tylko ona zdąży urosnąć - komentuje szef DIR.
Komisje muszą zakończyć prace. Wtedy dowiemy się o potrzebach
Czy poszkodowani rolnicy będą mieli szansę na wsparcie publiczne? Minister rolnictwa Czesław Siekierski w niedzielę pojawił się w woj. świętokrzyskim. Tamtejsze tereny również nawiedziły obfite opady deszczu i grad. Szef resortu rolnictwa podał, iż zwróci się do ministra finansów o środki dla rolników, których dotknęła czerwcowa klęska żywiołowa.
Jako Dolnośląska izba Rolnicza już wcześniej wystąpiliśmy z pismem do ministra właśnie o zabezpieczenie tych środków. Myślę jednak, że procedura będzie taka sama jak podczas zeszłorocznej powodzi. Najpierw komisje będą musiały zakończyć prace, dopiero wtedy będzie wiadomo, ile tych środków będzie potrzebnych - mówi Ryszard Borys.