1.200 świń przywiezionych "przez przypadek"
Zarządca przymusowy spółki BM Kobylin zajął budynki fermy należącej do BIOAGRY SA i bez zgody właściciela wprowadził do nich ponad 1.200 sztuk trzody chlewnej.
Jak informuje BM Kobylin - w odpowiedzi na reakcję właściciela chlewni zarządca poinformował, że budynek zajął omyłkowo.
- Zastanawiamy się czy działanie zarządcy przymusowego BM Kobylin, ustanowionego przez Sąd Rejonowy w Kaliszu, należy uznać za przejaw braku kompetencji, właściwego nadzoru czy działanie podjęte z premedytacją? Trudno bowiem przyjąć, że ustanowiony przed kwartałem zarządca nie wie, które nieruchomości wchodzą w skład majątku BM Kobylin - powiedział Grzegorz Głuch, członek zarządu BIOAGRA SA.
W zaistniałej sytuacji BIOAGRA SA, właściciel fermy, poinformowała powiatowego inspektora weterynarii o wprowadzeniu na teren jej nieruchomości stada trzody niewiadomego pochodzenia. Po przeprowadzonej kontroli weterynaryjnej spółka zażądała natychmiastowego usunięcia zwierząt z fermy i przywrócenia stanu sprzed wtargnięcia oraz pokrycia poniesionych kosztów bezpośrednio od zarządcy przymusowego.
Mirosława Szóstak-Pestka tłumaczy, że ferma Bioagry i BM Kobylin w Bruczkowie, są jednym ciągiem budynków, zlokalizowanym na jednym terenie w niewielkiej od siebie odległości.
- Tam jest budynek obok budynku. Dzieli je odległość około 50 metrów. Być może nawet pracownicy nie wiedzieli, że ten budynek należy do Bioagry, a nie do BM Kobylin. Nie było żadnych działań niezgodnych z prawem. Jest to niepotrzebna nagonka na BM Kobylin i moją osobę - wyjaśnia kobieta.
Świnie do Bruczkowa miały trafić zgodnie z podpisaną wcześniej umową z kontrahentem.
- BM Kobylin ma podpisaną umowę tuczu kontraktowego z firmą, która przywiozła tę trzodę chlewną. Zwierzęta przyjechały z Danii i miały trafić na fermę Bruczków. Wszystko jest przejrzyste i transparentne. Chodzi o to, by wszyscy wierzyciele BM wiedzieli, że firma nie idzie w ruinę tylko próbuje jakoś się podnieść. Moim zadaniem jako zarządcy jest utrzymanie tej struktury w stanie niepogorszonym - wyjaśnia.
Jednocześnie broni się, że nie czyniła nic wbrew prawu.
- Nie wprowadziłam nikogo w błąd. Jeżeli już, to w błąd zostałam wprowadzona ja. W umowie była podana lokalizacja. Podany numer księgi wieczystej. Mnie na miejscu nie było i nic nie było czynione pod osłoną nocy. Pojechał tam człowiek z transportem i pracownik BM Kobylin, by fermę (BM Kobylin - przyp. red.) otworzyć, bo ta nieruchomość stała pusta. Domaganie się ode mnie zadość uczynienia ze strony Bioagry jest bezzasadne. Osoby reprezentujące wspólnika BM Kobylin (Bioagra - przyp. red.) żądały ode mnie rozliczenia kosztów wody i energii, a się okazuje, że wszystko jest na jednym liczniku, dla całej posesji. Ten koszt będzie ponosił ten, który ma to stado. Na pewno nie pozwolę obciążyć się niepotrzebnymi kosztami - tłumaczy zarządca.