Będzie rejestr importerów nawozów z Rosji? Co z cłem?
O tym, że działania związane z ochroną polskiego i europejskiego rynku nawozowego należy podejmować natychmiast mówiono podczas sejmowej stałej podkomisji do spraw nadzoru nad zarządzaniem mieniem państwowym, która obradowała 6 listopada.
Uczestniczący w spotkaniu Szymon Domagalski z Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego tłumaczył, że to nie jest kwestia tylko ratowania Grupy Azoty, ale przede wszystkim zapewnienie bezpieczeństwa żywnościowego naszego kraju.
Chodzi o napływ rosyjskiego i białoruskiego nawozu, który dosłownie zalewa polski i unijny rynek. W okresie od stycznia do sierpnia 2024 r. Polska zaimportowała około milion nawozów pochodzenia rosyjskiego lub białoruskiego, co stanowi o udziale tych państw w imporcie z państw trzecich do Polski na poziomie 67%. Podobnie przedstawiają się statystyki dotyczące importu unijnego z krajów spoza Wspólnoty. Przy czym, jak przekonywał podczas obrad komisji, Hubert Komola, prezes zarządu Grupy Azoty, jeszcze w 2022 roku udział Rosji i Białorusi w imporcie stanowił 37%.
Dlaczego nawozy ze Wschodu mają taki popyt? Przede wszystkim są tańsze, a to wynika z o wiele niższych kosztów produkcji. Rosjanie mają bowiem dostęp taniego gazu ziemnego. Nie ciążą na nich także opłaty związane z emisją CO2, które wynikają z systemu ETS, jakie obowiązują w UE.
- Rosja dysponuje tanim gazem ziemnym, wykorzystywanym do produkcji nawozów, może więc łatwo obniżać ceny. Skutkuje to tym, że producenci – zarówno w Polsce, jak i w Europie – mają duże trudności z konkurowaniem z tanim importem ze Wschodu – komentuje dr inż. Tomasz Zieliński, prezes Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego.
Uzależnienie Polski od importu nawozów z Rosji to, według Szymona Domagalskiego, poważne zagrożenie nie tylko dla sektora nawozowego czy agro, ale bezpieczeństwa żywnościowego kraju.
- Mamy poważniejszy problem, niż ryzyko upadku grupy Azoty. To jest zagrożenie utraty bezpieczeństwa żywnościowego kraju. Jesteśmy w dużym stopniu uzależnieni od importu nawozów z Rosji i Białorusi, ale możemy być jeszcze bardziej. Co się stanie, jeśli nagle nie będziemy mieć polskich i europejskich producentów? Nie wznowimy produkcji z dnia na dzień. Może być taka sytuacja, że rolnicy nie dostaną nawozów o kilka procent droższych, a kilkaset - jeżeli w ogóle będzie on dostępny. Czy produkcja żywności będzie wtedy opłacalna? - mówił podczas posiedzenia podkomisji sejmowej Szymon Domagalski z PIPC.
Ekspert PIPC podkreślił, że gaz przekształcany jest w rosyjskich zakładach na nawozy, które następnie są eksportowane do Polski. Pozwala to Rosji obchodzić istniejące sankcje na dostawy gazu. Według danych, od 2020 r. Polska przyczyniła się do wzrostu rosyjskiego budżetu o sumę 2,6 mld złotych poprzez import nawozów.
Co w takim razie należałoby uczynić jak najszybciej? Przede wszystkim nałożyć cło. Istotne jest także wprowadzenie rejestru podmiotów importujących nawozy.
- Działania Ministerstwa Aktywów Państwowych nie są ukierunkowane tylko na kontakty z Ministerstwem Rozwoju Technologii i Ministerstwem Spraw Zagranicznych o możliwości nałożenia ceł na nawozy z kierunku Rosji i Białorusi, ale również rozmawiamy z Ministerstwem Finansów, który odpowiada za politykę celną i Krajową Administrację Skarbową w kontekście uszczelnienia kontroli, co do źródeł pochodzenia nawozów – powiedziała podczas obrad podkomisji Anna Kącka z Ministerstwa Aktywów Państwowych.
Czy jest szansa na nałożenie ceł na nawozy z Rosji? Na jakim etapie jest rząd?
Jak wyjaśniła Anna Kącka, resort aktywów państwowych w kontakcie z Ministerstwem Rozwoju Technologii, który już finalizuje przygotowanie wniosku do Komisji Europejskiej.
- Liczymy na to, że w najbliższych tygodniach ten wniosek zostanie formalnie przekazany. Natomiast równocześnie toczą się rozmowy poprzez nasze przedstawicielstwo w Brukseli i placówki dyplomatyczne – dodała Anna Kącka.
Szymon Domagalski z kolei poinformował, że trwają prace nad zmianą ustawy o nawozach i nawożeniu, a także zapowiedział, że Izba pracuje nad propozycją rozwiązań dotyczącą utworzenia rejestru firm wprowadzających nawozy na rynek krajowy zgodnego z prawem unijnym.
Jak informuje Polska Izba Przemysłu Chemicznego kluczowe jest, aby już na etapie rejestracji podmiotów importujących nawozy, a także producentów nawozów, wprowadzających produkty na polski rynek, dokładnie weryfikować czy deklarowany producent rzeczywiście posiada odpowiednie zdolności produkcyjne, obejmujące pełne zaplecze przemysłowe, a nie jedynie magazyn przeładunkowy czy prywatny adres.
- System rejestracji powinien zawierać informacje o kraju pochodzenia nawozów, producencie, specyfikacji produktów, strukturze własnościowej, powiązaniach kapitałowych, wiarygodności finansowej, rejestracji podatkowej, a także zapewniać kontrolę jakości i pochodzenia oraz wymagania infrastrukturalne dotyczące magazynowania i transportu – czytamy w komunikacie PIPC.
Ponadto, jak alarmuje PIPC, konieczne jest rozszerzenie systemu SENT o monitorowanie ruchu nawozów przywożonych, wywożonych i tranzytowych oraz integracja tego systemu z innymi organami kontrolującymi rynek. Ważnym elementem jest także objęcie sankcjami podmiotów zaangażowanych w interesy Federacji Rosyjskiej, które importują nawozy do Polski, oraz wzmocnienie nadzoru celnego przez regularne wyrywkowe kontrole zgodności produktów spoza UE z dokumentacją, aby zweryfikować ich legalność i pochodzenie.
Jednym z rozwiązań postulowanych przez PIPC do administracji krajowej jest wprowadzenie mechanizmu obligującego rolników otrzymujących dopłaty unijne do zakupu nawozów produkowanych w UE.
Czytaj także: Rosyjskie nawozy zalewają polski rynek [DANE ZA I PÓŁROCZE 2024]
- Tagi:
- Grupa Azoty
- import z Rosji
- nawozy