Michał "Słomek" Słomski - rolnik od dziecka [VIDEO]
Michał Słomski znany szerszemu gronu jako "Słomek" - vloger, autor kanału "Słomek_mówi" w serwisie youtube opowiada o jego gospodarstwie i przygodzie z rolnictwem.
- Już jak miałem 6 lat, to gdy tata jechał w pole, musiałem jechać z nim. Wykonywałem nawet pierwsze prace, takie jak np. włókowanie - mówi Michał Słomski - młody rolnik z miejscowości Stary Dwór. - W kolejnych latach prac przybywało. Od 16 roku życia pracuję na kombajnie, a niebawem minie 10 lat odkąd wykonuję w gospodarstwie większość prac - dodaje Słomski, zaznaczając, że ciągle pomaga mu ojciec i prowadzenie gospodarstwa jest oparte na stałej współpracy. 27-latek od najmłodszych lat wiedział, gdzie jest jego przyszłość, dlatego swoją edukację oparł o kierunki rolnicze. - Najpierw skończyłem technikum rolnicze, a później przyszedł czas na studia rolnicze ze specjalizacją ochrona roślin. Mam stopień inżyniera. Miał być także magister, ale trzeba było się zająć bardziej gospodarstwem i było mi do tego już jakoś nie po drodze - wspomina Michał Słomski.
Michał "Słomek" Słomski - rolnik od dziecka. Uprawa na różne sposoby
Gospodarstwo Słomskich skupia się na produkcji roślinnej. - Działamy na 120 ha. Uprawiamy: pszenicę, która stanowi największą część areału, jest także rzepak, buraki cukrowe oraz kukurydzę - tłumaczy rolnik. - Od dwóch lat wdrażamy także dodatkowo uprawę warzyw: buraczków ćwikłowych oraz ziemniaków - dodaje. Grunty Słomskich należą do III i IV klasy bonitacyjnej. - Jest to mozaika. Wiadomo - są glinki, ale są też miejsca lżejsze. Ogólnie jednak nasza ziemia jest zadbana. Utrzymujemy ją w dobrej kulturze - podkreśla 27-latek.
Jak zaznacza Słomski, w jego gospodarstwie jest prowadzona zarówno uprawa płużna, jak i bezorkowa. - Jesteśmy elastyczni, jeśli chodzi o stosowaną technologię. Dostosowujemy się do tego, co mamy na polu, do danych warunków. Jednego roku stosujemy uprawę bezorkową, a przychodzą lata, że jednak coś podpowiada, żeby tego pługa użyć. Myślę, że takie rozwiązanie sprawdza się dobrze - wyjaśnia Słomski. - Nie jesteśmy stale nastawieni tylko na uprawę bezorkową z klapkami na oczach - tłumaczy z uśmiechem, mając świadomość tego, że według wielu specjalistów, decydując się na uprawę bezorkową, rolnicy nie powinni wracać do pługa. - Mówi się, że pług niszczy to, co wypracujemy uprawą bezorkową przez lata, ale my używamy go np. w uprawie pod buraki i kukurydzę, a także w przypadkach nawożenia obornikiem. Przy uprawie orkowej mamy wtedy mniejsze straty składników, nie utlenia nam się azot zawarty w materii organicznej - argumentuje swoje podejście Michał Słomski. Rolnik podkreśla, że mimo iż w gospodarstwie nie jest prowadzona produkcja zwierzęca, to pola są regularnie nawożone obornikiem. - Stosujemy wymianę barterową słoma-obornik. Pola są u nas najrzadziej co 3 lata gnojone. Dbamy o dostarczanie zarówno materii organicznej, jak i składników plonotwórczych do gleby - zaznacza 27-latek.
Michał "Słomek" Słomski - rolnik od dziecka. Warzywa po pługu, rzepak w strip-tillu
- Jeśli miałbym dzisiaj podzielić swój areał na uprawę płużną i bezorkową, to jest to gdzieś w granicach 60-40 na korzyść uprawy bezorkowej - mówi Michał Słomski, zaznaczając, że tak naprawdę uprawa bez użycia pługa jest u niego wykonywana na dwa sposoby - w technologii strip-till - usługowo oraz przy użyciu agregatu do uprawy bezorkowej i siewu w następnej kolejności - we własnym zakresie. W strip-tillu wysiewany jest rzepak. Od tego zaczęła się w ogóle przygoda z bezorką w gospodarstwie. - Od pierwszego pola uprawionego bez pomocy pługa minęło już 5 albo 6 lat. Wówczas usługowo wysiany został u nas rzepak w technologii strip-till - siewnikiem Horsch Focus. Po 5 latach na ten użytek, który przez cały czas od tego momentu uprawiamy bezorkowo, ponownie trafił rzepak. Sam usługodawca zauważył podczas pracy, że struktura gleby bardzo ładnie się zmieniła - przyznaje Słomski.
Bez pługa rolnik nie może się obejść we wprowadzanej od niedawna uprawie warzyw. - Siewniki do warzyw, które użytkujemy, wymagają tego, żeby pole było wyrównane i nie było na nim resztek pożniwnych. W innym wypadku wszystko by się nam zapychało - tłumaczy rolnik. Jak zaznacza, bezorka mogłaby się udać w przypadku ziemniaka, ale to również byłoby mocno problematyczne. - Mogłyby być trudności przy formowaniu redliny... Jednak pulchna, zaorana ziemia przy warzywach jest plusem i w tym wypadku w najbliższej przyszłości na pewno nie zrezygnujemy z pługa - podkreśla.
Michał "Słomek" Słomski - rolnik od dziecka. Plony zależne od warunków... często ekstremalnych
- Coraz częściej spotykamy się z okresami ekstremalnej suszy, ale zaczynają to też przeplatać nawalne opady. Trzeba więc dbać o to, żeby gleba była na tyle sprawna, by sobie z tym poradzić, tak aby woda nie spływała tylko była wchłaniana - podkreśla młody rolnik. Jak zaznacza, w tym pomaga uprawa bezorkowa, przy której na powierzchni pola znajduje się duża ilość resztek pożniwnych. - To, że mamy bałagan na polu, to raczej zaleta, a nie wada. Deszcz wtedy nie spada bezpośrednio na glebę, tylko na resztki i dopiero z resztek na pole. Dzięki temu opad lepiej się rozkłada, a nie gdy spada bezpośrednio na glebę. Wtedy zaczyna się ona zasklepiać, a przy gwałtownym opadzie robią się nawet wyrwy - tłumaczy Słomski. Rolnik podkreśla, że przede wszystkim dzięki odpowiedniemu podejściu do uprawy, tegoroczne zbiory, w odniesieniu do warunków atmosferycznych, były na dobrym poziomie. - Rzepak dał nieco ponad 4 tony z hektara, a pszenica nieco ponad 8 ton. Robotę zrobił zapas wody z zimy, bo u nas przestało praktycznie przestało padać w czerwcu. Był tylko jeden większy opad w okolicach 20 czerwca. Spadło wtedy 30 mm i to uratowało masę tysiąca ziaren, która zbudowała plon - podkreśla 27-latek. Żniwa w jego gospodarstwie przebiegły bardzo sprawnie. - Zakończyliśmy je bodajże 5 sierpnia. Tydzień czasu i było po wszystkim. Sprzęt się nie psuł, nie padało, więc poszło ekspresowo - tłumaczy.
Michał "Słomek" Słomski - rolnik od dziecka. Park maszyn - czyli Valtra i "ikona" gospodarstwa
- Nasz największy ciągnik, to na ten moment Valtra T140. Ma 150 KM i wykonuje najcięższe prace m.in uprawę "trzybelkowcem" Mandam - mówi rolnik. Jak zaznacza, ciągnikowi brakuje nieco mocy w tego typu pracach. - Pracujemy na dużych głębokościach, więc żeby dobrze sobie radzić, traktor powinien mieć przynajmniej 200 KM. Planujemy już zakup nowego ciągnika, ale na ten moment radzimy sobie tym, co jest - tłumaczy 27-latek podkreślając, że w parku maszyn jest miejsce dla jeszcze jednego ciągnika rodem z Finlandii. - Mamy także mniejszą Valtrę - model N110, której moc podnieśliśmy do 130 KM. Wykorzystywana jest ona do siewu. Zazwyczaj jest u nas tak, że jeden uprawia, a drugi zaraz sieje, tak żeby te straty wilgoci były jak najmniejsze - mówi rolnik. Słomski z Valtry jest bardzo zadowolony. Oba ciągniki są na jego gospodarstwie od nowości. - Już przed 16 laty tata kupił pierwszy traktor tej marki i jak na razie, odpukać, ciągniki pracują bezawaryjnie... Wiadomo, jakieś małe przygody, takie bardziej eksploatacyjne się zdarzają, ale na ten moment jesteśmy naprawdę zadowoleni. Jak będziemy kupować kolejny ciągnik, to kto wie, może znowu Valtra? - zdradza nieco plany rolnik.
Poza Valtrą, w parku maszyn Słomskich jest jeszcze miejsce dla dwóch Ursusów: 1012 oraz słynnej "trzydziestki". - Pracowały one przez ostatnie dwa sezony głównie przy warzywach, ale zamysł jest taki, żeby trochę zmodernizować ten park maszyn i zrezygnować z Ursusów, pracować mocniejszymi ciągnikami, wyposażyć je w wąskie koła, większe sprzęty... Trochę wyjść z tych staroci, bo to nie jest ten komfort, to nie jest ta praca, co zachodnim ciągnikiem z klimatyzacją - wyjaśnia Słomski. Nie zamierza się on jednak pozbywać traktorów wyprodukowanych w Polsce. - To są ciągniki nie do sprzedania. One zostaną u nas nawet jako ikony gospodarstwa, jako pamiątki... A poza tym wiadomo, że przejechać się od czasu do czasu ciapkiem, posłuchać jak sobie pyrka, dać mu w rurę i poczuć wiatr we włosach, to jest coś przyjemnego - kończy Michał Słomski.