Inwestuje w maszyny, żeby praca była lżejsza
- 1/2
- następne zdjęcie
Adam Kulawinek z Kościelnej Wsi (powiat pleszewski) już od dziecka interesował się pracą swoich rodziców. – Z tatą chodziłem i tak zostało – mówi pan Adam.
Chętnie kupi ziemię
Do niedawna właścicielami gospodarstwa byli rodzice pana Adama - Anna i Krzysztof Kulawinkowie. Pan Adam, chcąc pozyskiwać środki unijne, musiał powiększyć swój areał. Dlatego przejął ziemię od rodziców.
- Z synem mamy zawartą umowę dzierżawy – mówi pan Krzysztof, który na razie nie wybiera się na emeryturę.
Czytaj także: Ceny ziemi w górę!
Rolnicy uprawiają warzywa i hodują bydło opasowe. – Z uprawą warzyw związani jesteśmy od wielu lat. Jeszcze mój ojciec zajmował się uprawą warzyw, m.in. buraczków, brukselki, marchewki, a także uprawą truskawek czy buraków cukrowych i ziemniaków. W Kościelnej Wsi w tamtych czasach prawie każdy miał truskawki. Co się urwało, to się sprzedawało - wspomina pan Krzysztof. Kiedy to on z żoną Anną przejęli gospodarstwo po rodzicach, posiadali 6,60 ha. Z czasem areał powiększyli do 11,40 ha. Pan Adam z kolei kupił 1,70 ha.
- Dwa lata temu za tę ziemię, która leży przy rzece Prośnie dałem kilkadziesiąt tysięcy za hektar. Tam jest inne podsiąkanie. W tamtym roku była pszenica i mimo że była susza, to zebraliśmy więcej zboża niż koło domu - opowiada pan Adam.
Dodaje, że w sumie gospodaruje na powierzchni około 23 ha, z czego dzierżawionych jest 13 ha. - Gdyby była możliwość, to jeszcze bym kupił ziemię i wcale nie musi być w Kościelnej Wsi - zaznacza rolnik.
Pan Adam z rodzicami w tym roku planują uprawiać ziemniaki na powierzchni 10 hektarów. - Firma przyjeżdża i płaci, nie można powiedzieć – mówi pan Krzysztof. Na dwóch ha wysiane będą buraki cukrowe, na kolejnych dwóch - seler korzeniowy. - W poplonie po ziemniakach będą kalafior i brokuł – wymienia pan Adam. Wysieją również cebulę na powierzchni 1,5 ha. - Już dawno cebuli nie mieliśmy na polu – mówi. Kalafiora sadzą co dwa tygodnie.
- Żeby od razu nie zbierać wszystkiego. A jak sadzimy w jednym czasie, to dobieramy odmianami, bo jedna odmiana ma 85 dni na rośnięcie, a druga 105 dni – opowiada pan Krzysztof.
Zebrane plony są sortowane, a te, które nie zostały sprzedane, w chłodni czekają na lepszą cenę.
Boją się kolejnej suszy
Pan Adam podkreśla, że musi zwracać szczególną uwagę na to, jakie rośliny wysiewa w kolejnych latach lub w poplonie. – Selera czy kalafiora nie można uprawiać na tym samym polu, bo występują choroby. Trzeba uważać – zaznacza pan Adam. Rolnik obawia się kolejnej suszy.
- Niestety, koszty nawadniania są bardzo wysokie - mówi pan Adam.
Pan Krzysztof zaznacza, że występujące opady, tak naprawdę nie są wstanie uzupełnić ubiegłorocznego niedoboru. - A gdzie tu kolejny sezon wegetacyjny - zastanawia się.
Ciepła zima sprzyja pracom polowym. Pan Adam zaorał ziemię na przełomie grudnia i stycznia. - Nie zdążyliśmy tego zrobić w listopadzie, a w okresie adwentu w pole się nie wyjeżdża, taka jest tradycja - podkreśla rolnik. Teraz, jak tylko warunki pogodowe pozwolą, to wysieje nawozy azotowe. Oprócz warzyw na polu, Kulawinkowie posiadają również folię. - Mamy ją od 15 lat. Uprawiamy ogórki - zaznacza pani Anna.
Ciągnik to narzędzie pracy rolnika
Młody rolnik inwestuje w maszyny, żeby praca była lżejsza i wykonana na czas.
- Staramy się wszystko robić sami, bo o ludzi do pracy jest trudno. Jak jest nam potrzebna jakaś niedroga maszyna, to się kupuje. I nie czekamy na dofinansowanie, tylko za swoje. W tym roku kupiliśmy maszynę do obrabiania selera. Mieliśmy takie urządzenie, ale seler trzeba było trzymać. Teraz się wrzuca na taśmę i samo się robi - opowiada pan Adam.
Park maszynowy pana Adama to najpotrzebniejsze maszyny, czyli: ciągnik, agregat uprawowy, agregat ścierniskowy, opryskiwacz, rozsiewacz nawozu, przyczepa rolnicza, włóka i sadzarka do ziemniaków.
Pan Adam chętnie sięga po środki unijne. - Tak naprawdę, gdyby nie wsparcie finansowe, to byśmy tych maszyn nie kupili. Szkoda tylko, że one są takie drogie - ubolewa. Za środki pozyskane z programu Młody Rolnik nabyto ciągnik.
- Gdyby nie program „modernizacja”, to innych maszyn też bym nie kupił. Wiadomo, że ten zwrot jest - podkreśla rolnik.
Za pierwszy ciągnik zapłacili 170 tysięcy złotych. - Jakim by człowiek samochodem jeździł - rozmarzył się pan Krzysztof. Pan Adam zaraz dopowiada: Ale samochód na siebie nie zarobi. A ciągnik to jest nasz warsztat pracy.
- 1/2
- następne zdjęcie