Rolnik z Francji prowadzi w Polsce gospodarstwo od 25 lat [VIDEO]
Hubert Bricout trafił do Polski w latach 90-tych ubiegłego wieku. W 1997 roku wraz ze swoim wspólnikiem zaczął prowadzić gospodarstwo rolne położone w miejscowości Rzeczyn (woj. zachodniopomorskie), na skraju wyspy Wolin.
- Gospodarujemy na areale ponad 1000 ha. Wspólnie z dzierżawami jest to około 1500 ha. Utrzymujemy także około 1600 szt. bydła, w tym prawie 800 krów mlecznych - mówi Hubert Bricout.
Z pochodzenia jest Francuzem. Rolnikami byli jego ojciec i dziadek. Sam jednak znalazł swoje miejsce w Polsce. Przed 25-laty wraz ze swoim polskim wspólnikiem założył spółkę K&B&A i tak zaczęła się jego przygoda z gospodarstwem położonym w miejscowości Rzeczyn, które wcześniej było Państwowym Gospodarstwem Rolnym.
Mozaika i problem z deszczowaniem
- Mamy mozaikowatą glebę. Są to klasy bonitacyjne od III do VI, przeważa jednak IV. Dlatego mamy dużą hodowlę bydła. Dzięki obornikowi i gnojowicy wszystko lepiej rośnie - mówi Hubert Bricout. - Uprawiamy m.in. rzepak, buraki i kukurydzę. Sporą część stanowią także użytki zielone - dodaje, zaznaczając, że jednym z największych problemów, z jakimi zmaga się gospodarstwo, w ostatnich latach jest susza. Rolnik chciałby inwestować w deszczownie, ale utrudniają mu to procedury. - Od trzech lat walczymy o pozwolenia i wydaje się, że nic nie posuwa się do przodu. Jeden krok do przodu, dwa do tyłu - zaznacza rozczarowany. - Chcemy postawić dużą deszczownię obrotową, żeby walczyć ze zmieniającym się klimatem, a nie prosić na kolanach o pomoc. Nie lubimy tego robić. Wolelibyśmy poradzić sobie z tym sami, tym bardziej, że obok gospodarstwa mamy rzekę, wody nie brakuje - tłumaczy rolnik. Według niego, trudności w zdobyciu pozwolenia spowodowane są brakiem wiedzy urzędników. - Mam wrażenie, że boją się deszczowni, bo nigdy nie widzieli ich na własne oczy. Dlatego wolą nie pozwolić... Musimy zacząć od jednej deszczowni, później ludzie będą obserwować. Sami przekonają się, że to nie zagraża środowisku, że jest pomocne w walce z suszą, a przecież klimat będzie nadal się zmieniał - podkreśla Bricout. Już od lat w Rzeczynie stosowana jest uprawa bezorkowa. - To także jest konieczne. Zmiany systemu dopłat będą zmuszać rolników do przejścia na uprawę bezorkową, a nawet bezuprawową, żeby związać węgiel do gleby - zaznacza rolnik. - W moim gospodarstwie jest jeszcze pług, ale stoi praktycznie nieużywany. Chyba, że chce go pożyczyć któryś z okolicznych rolników - uzupełnia.
Wykorzystanie gnojowicy
Rolnik z Rzeczyna dużą uwagę przykłada do wykorzystania gnojowicy, której w gospodarstwie dzięki dużej hodowli nie brakuje. Jest to tym bardziej ważne przy dzisiejszych cenach nawozów. Między innymi dlatego jednym z najnowszych nabytków Huberta Bricout jest wóz asenizacyjny Pichon z aplikatorem doglebowym. Dzięki takiemu osprzętowi, gnojowica jest optymalnie wykorzystywana - zawarty w niej azot nie ulatnia się do atmosfery. - Trzeba zwrócić uwagę na dwie sprawy. Po pierwsze - nawozy bardzo zdrożały, więc nie wolno ich marnować. Po drugie - rozlewanie gnojowicy bez aplikatorów w wielu krajach jest już zabronione, prędzej czy później dojdzie do tego także w Polsce. Rozlewanie rozbryzgowe generuje potężne straty nawozu, który ulatnia się w powietrze i uciążliwy smród - tłumaczy Bricout. W jego gospodarstwie pracuje w sumie kilka wozów asenizacyjnych. - Pierwsza beczka pojawiła się mniej więcej 20 lat temu. Ma pojemność 10 tys. litrów i służy do drobnego "szambowania", tam gdzie ciężko jest wjechać większym sprzętem. Jest jeszcze beczka o pojemności 7 tys. litrów z osprzętem do czyszczenia drenów. Mamy także tzw. "odkurzacz", wóz asenizacyjny z osprzętem do czyszczenia ganków gnojowych - wylicza rolnik. Ostatnio w gospodarstwie powstał potężny zbiornik na gnojowicę o pojemnośc 4 tys. kubików. Stąd też decyzja o zakupie nowego wozu asenizacyjnego. - Musieliśmy zainwestować, a jak już inwestować, to lepiej mieć full opcję. W jedym zabiegu mamy rozlaną gnojowicę i uprawioną glebę. Beczka ma pojemność 31 tys. litrów i pracuje z ciągnikiem o mocy 350 KM. Mamy cztery traktory o podobnych mocach, więc każdy z nich da sobie radę z tym sprzętem - opowiada Bricout.
Krowy na pastwiskach
Stado bydła utrzymywane w gospodarstwie w Rzeczynie cały czas się powiększa. - W tej chwili dzięki dużemu udziałowi pierwiastek, średnia wydajność mleczna krów wynosi około 12,5 tys. kg. Doimy dwa razy dziennie na hali udojowej 2x18. Planujemy ją jednak przedłużyć o kolejnych 16 stanowisk, bo dój trwa łącznie w ciągu dnia około 10 godzin. Dzięki rozbudowie skrócimy ten czas o 3-4 godziny - tłumaczy Hubert Bricout. Od początku jego przygody z gospodarstwem, bydło jest wypasane na pastwiskach. - Mamy program dofinansowywania wypasu, ale to nie jest główny argument. Od kiedy tutaj jestem, to wypasamy krowy. Pochodzę z Francji, a Francuzi lubią wypasać bydło. Ja też lubię. Dzięki temu zwierzęta mają zdrowe racice, lepszą kondycję. Działa to na nie bardzo pozytywnie - podkreśla rolnik. Tylko za hodowlę bydła na co dzień w gospodarstwie odpowiada około 15 osób. W sumie, wraz ze stróżem, księgową i pracownikami biura na farmie pracuje 30 osób.
Plany na przyszłość
- Albo będziemy się nadal rozwijać, albo zlikwidujemy gospodarstwo - mówi poważnie Hubert Bricout. - Pensje rosną, muszą rosnąć, więc żeby była ekonomia, to trzeba zwiększyć produkcję, modernizować gospodarstwo, mieć jeszcze lepszą oborę, lepszą wydajność. Gdzie jest wydajność, jest też rentowność. Dla pracowników jest dobrze i dla właścicieli także - tłumaczy rolnik. Czy w ostatnim czasie rentowność całego gospodarstwa zmalała? - Nie patrzymy na ostatni czas. Obecnie wszystko jest nienormalne. Cena mleka poszła do góry, ale zdrożały też prąd, paliwo i inne środki do produkcji. Staramy się oceniać sytuację patrząc długoterminowo. Mamy umiejętności i wiedzę. Trzeba to ciągnąć dalej, rozwijać się i powiększać - podsumowuje Hubert Bricout.