Polska w czołówce niechlubnego rankingu. Hodowcy będą mieli duży problem?
Polska znajduje się w czołówce niechlubnego zestawienia państw Unii Europejskiej pod względem ilości antybiotyków, które są podawane zwierzętom hodowlanym. Liczba ta ciągle rośnie, a nowe przepisy unijne mówią, że do 2030 roku ma zostać ograniczona aż o 50%. Jak poradzą sobie z tym polscy hodowcy?
28 stycznia 2022 roku weszła w życie unijna dyrektywa, która nakazuje krajom członkowskim podjęcie działań na rzecz redukcji antybiotyków w produkcji zwierzęcej. Celem jest zmniejszenie zużycia tych leków aż o 50% do 2030 roku. Ma to zapobiegać rosnącej antybiotykooporności bakterii, a tym samym chronić zdrowie ludzi. Według badań amerykańskich naukowców sprzed kilku lat, z powodu tego problemu w ciągu 2014 roku na świecie zmarło ok. 700 tys. osób. Liczba ta z roku na rok wzrasta, a szacunki mówią, że już za 30 lat odporność patogenów na antybiotyki może być najczęstszą przyczyną śmierci, powodując rocznie nawet kilkadziesiąt milionów zgonów. Dane te brzmią bardzo groźnie, dlatego też do tematu należy podejść poważnie, jednak co do samej dyrektywy unijnej pojawiają się poważne wątpliwości. Krajowa Izba Lekarsko-Weterynaryjna nie do końca zgadza się ze skalą ograniczania antybiotyków, do którego nawołuje UE. Jeszcze w ubiegłym roku powstała petycja wzywająca do odrzucenia nowych przepisów. - Wezwanie do ograniczenia stosowania antybiotyków w hodowli zwierząt ze względu na rosnącą oporność bakterii jest akceptowane przez lekarzy weterynarii, ale mało kto zna istotne detale i skalę tego zjawiska. Udowodniono, że tylko około pięć procent oporności na antybiotyki pochodzi z hodowli zwierząt. Dlatego zamiast wprowadzania, bez solidnych podstaw naukowych, dodatkowych ograniczeń stosowania antybiotyków u zwierząt należałoby zająć się wyjaśnieniem okoliczności, w których dochodzi do nadmiernego stosowania antybiotyków i gdzie naprawdę rozwija się masowa oporność bakterii na środki przeciwdrobnoustrojowe - tłumaczy izba. - Wszak lekarze weterynarii są ludźmi, których ten problem także dotyczy i w równej mierze chcą być skutecznie leczeni w przypadku zachorowania na choroby zakaźne wywoływane chorobotwórczymi bakteriami tak samo, jak wszyscy pozostali - zaznaczali przedstawiciele KILW w piśmie z sierpnia ubiegłego roku. Do tej pory protest weterynarzy jednak nic nie zmienił, a zmiany oficjalnie weszły już w życie. Polska jednak nadal pracuje nad dostosowaniem unijnych regulacji do swoich krajowych przepisów. Na razie wiadomo tyle, że już niebawem powstać ma elektroniczna książka leczenia zwierząt, która pozwoli na zbieranie informacji na temat zużycia antybiotyków w Polsce w leczeniu poszczególnych gatunków. Sprawdzić będzie można, ile takich leków stosuje się w konkretnych gospodarstwach, a także ile zapisuje ich konkretny lekarz weterynarii. Dokładnego terminu wejścia w życie tego narzędzia na razie jednak nikt nie zna. Miało być ono dostępne już od czerwca br., ale obecne doniesienia mówią nawet o 2024 roku. Dlatego też hodowcy powinni wziąć sprawy w swoje ręce, tym bardziej że zmniejszając ilość antybiotyków wykorzystywanych w hodowli, mogą tylko zyskać.
Problem dotyczy wszystkich zwierząt gospodarskich, jednak sposoby i wpływ redukcji zużycia tego typu leków świetnie można ukazać na podstawie hodowli bydła mlecznego. - Żeby przetrwać na rynku, nie wystarczy skupić się na leczeniu chorych zwierząt, ale na zapobieganiu wystąpienia chorób. Trzeba podzielić strategię na cztery kategorie*- podpowiada dr Giovanni Gnemmi - włoski specjalista mogący się pochwalić posiadaniem europejskiego dyplomu zdrowia bydła. - Po pierwsze należy zwrócić uwagę na to, jak postępujemy w okresie zasuszania. Po drugie trzeba mieć kontrolę nad tym, jak wygląda sprawa żywienia, pobierania paszy przez zwierzęta. Należy wiedzieć, ile suchej masy spożywa krowa w ciągu dnia, ile wartość ta powinna wynosić w okresie zasuszania, a ile w okresie clouse up - czyli trzy tygodnie przed porodem i ile po porodzie. Trzecia sprawa to komfort i warunki w budynku. Szczęśliwe krowy to wysoka produkcja, a ostatnia kwestia to zapobieganie chorobom poprzez szczepionki i przy użyciu innych narzędzi - tłumaczy specjalista. Według niego, jeżeli hodowcy chcą przetrwać kolejne lata na rynku, muszą skupić się na profilaktyce i zapobieganiu. - Nie uznawajmy, że dziś problemem jest jedynie niska cena mleka. Uważam, że w Europie, nawet jeśli cena mleka poszłaby w górę o 30-50%, to w przypadku niektórych gospodarstw niewiele to zmieni. Według mnie czeka nas przykra wizja i około 30% gospodarstw wypadnie z rynku. Cena mleka jest problemem, ale jeszcze większym problemem jest wydajność produkcji - uważa ekspert. - Bez względu na to, czy stado liczy 20 czy 2.000 krów problemy pozostają te same. Jeżeli uda nam się poprawić warunki środowiskowe, uzyskiwać będziemy świetne wyniki - dodaje.
Mniej niż 2% krów leczonych antybiotykami
Alina Kaczała-Szymczak wspólnie z mężem Tomaszem prowadzi rodzinne gospodarstwo rolne w miejscowości Konarzew, położonej w okolicach Krotoszyna (woj. wielkopolskie). Rodzina uprawia 230 ha ziemi i utrzymuje stado 400 sztuk bydła. Hodowczyni jako jedna z pierwszych dołączyła do programu Akademia Zdrowego Wymienia stworzonego przez firmę De Heus, aby pomagać hodowcom w ograniczaniu stosowania antybiotyków. Obecnie stado 210 mlecznic notuje średnią wydajność na poziomie około 13 tys. kg, ale pani Alina mimo tak dobrych wyników nadal pracuje nad rozwojem. Jednym z celów jest zmniejszenie ilości komórek somatycznych w mleku. - U cieląt praktycznie nie stosujemy antybiotyków. Posiadamy bank siary, odpajamy je siarą w ciągu 2 godzin od urodzenia i utrzymujemy w budynkach igloo, które ograniczają zachorowania. Młodzież też praktycznie nie wymaga leczenia antybiotykowego, nie ma takiej potrzeby. A u krów, wiadomo, zawsze jest jakieś pole do poprawy, ale obecnie nie ma przypadków, w których więcej niż 2% stada byłoby na leczeniu antybiotykami - mówi hodowczyni. W gospodarstwie w ostatnim czasie został przeprowadzony audyt, dzięki któremu można było znaleźć słabe punkty hodowli. - Jedną ze zmian, które wprowadziliśmy, było ograniczenie pasz typu CCM, dlatego że okazało się, iż posiadają one bardzo dużo mykotoksyn, co niekorzystnie wpływa na ilość komórek somatycznych w mleku - tłumaczy rolniczka i podkreśla: - Wszystkie zmiany, które są przeprowadzane w gospodarstwie, wprowadzamy we współpracy z naszym doradcą, Robertem Prymasem który działa wspólnie z nami już od kilkunastu lat. Wie on o naszym gospodarstwie wszystko i jak mamy problem, to po prostu dzwonimy - mówi Alina Kaczała-Szymczak.
Od 50 do 80% mniej antybiotyków na każdym gospodarstwie
Przedstawiciel firmy paszowej odgrywa bardzo ważną rolę w strategii hodowli prowadzonej przez rolników z Konarzewa. - Jako specjaliści uświadamiamy sobie, że nowa ustawa nas nie ominie i w wielu wypadkach czeka nas diametralna zmiana w podejściu do leczenia antybiotykami. Niestety, często w rozmowach z hodowcami na fermach okazuje się, że nic nie wiedzą na ten temat, że nic nie wiedzą o zmianach, które mają nastąpić - mówi Robert Prymas, tłumacząc, że właśnie stąd pojawił się pomysł powstania Akademii Zdrowego Wymienia, Ma ona prowadzić działalność zarówno informacyjną, jak i być narzędziem do pomocy hodowcom, aby przejść przez ciężki okres i żeby mogli się dostosować do nowych przepisów wchodzących w życie. - Żeby ocenić, jak pomóc rolnikom w ograniczaniu ilości stosowanych antybiotyków, musimy mieć najpierw pełny ogląd stada. Dlatego właśnie stworzyliśmy narzędzie diagnostyczne OptiCare służące do odpowiedniej diagnozy, dzięki któremu analizujemy wszystkie aspekty związane z hodowlą - tłumaczy Prymas. Pierwszym elementem wprowadzania zmian jest przeprowadzenie audytu. - Tworzymy swego rodzaju mapę drogową, która będzie nam mówiła, jakie kroki podejmować, aby ograniczać stosowanie niechcianych antybiotyków. Okazuje się, że dzięki temu na każdym badanym gospodarstwie jesteśmy w stanie ograniczyć korzystanie z tych leków o 50, a nawet 80% - mówi specjalista ds. bydła. Efektem dodatkowym jest przy okazji zwiększenie rentowności stada. - Jeżeli mamy większą zdrowotność, to będziemy mieli na pewno większą produkcję, a co za tym idzie więcej pieniędzy. Musimy sobie uświadomić, że każde zapalenie, chociażby jednej ćwiartki, to jest koszt dla hodowcy w granicach 1.200 zł. Składa się na niego nie tylko sam koszt leku, ale chociażby także mleko, które musimy zutylizować - tłumaczy Robert Prymas.
Według doradcy żywieniowego, do rozwiązywania problemów w każdym gospodarstwie należy podejść indywidualnie. - Nie stosujemy czegoś takiego jak matryca, w którą wrzucamy każde gospodarstwo, wręcz przeciwnie, robimy tę ocenę na zasadzie projektu szytego na miarę danego gospodarstwa. W każdym potrzebne są inne zmiany. Nie da się przenieść żywcem rozwiązań z jednej obory do drugiej - zaznacza Prymas, podkreślając, że hodowcom często jest potrzebne spojrzenie z zewnątrz. - Oceniając hodowlę tylko z jednej płaszczyzny, wielu rzeczy nie dostrzegamy. Zagłębiając się w temat, możemy znaleźć elementy do poprawy np. na podstawie dokładnej analizy paszy. I tak u pani Aliny okazało się, że wyeliminowanie CCM-u poprawiło zdrowotność, a trzeba zaznaczyć, że wcześniej nie była ona wcale zła – tłumaczy Alina Kaczała-Szymczak. - Bardzo ważna jest dbałość o odpowiednią jakość paszy. Nasz TMR na dzisiaj składa się z kiszonki z kukurydzy, sianokiszonki, mieszanki własnych zbóż, pasz białkowych oraz pasz przemysłowych - młóta i wysłodek buraczanych - uzupełnia.
Ważny jest komfort
Oprócz żywienia kluczowy wpływ na produktywność i zdrowotność bydła mlecznego ma dobrostan. - Jeżeli ktoś chce zainwestować pieniądze, powinien to zrobić właśnie w dobrostan. Szczęśliwe krowy powodują wysoką produkcję. Jeżeli krowy mają dobre warunki, są bardzo hojne i "zapłacą" za swój komfort - mówi Giovanni Gnemmi. Szczególnie ważne, według eksperta jest przeciwstawienie się stresowi cieplnemu. Badania, które przeprowadził, wykazały, w okresie zasuszania że krowy, które miały komfortowe warunki, dawały po porodzie więcej mleka niż grupa krów, która nie miała sprawnej wentylacji. - W przypadku krów utrzymywanych w prawidłowo schłodzonych obiektach, dało to nawet o 30% więcej mleka w laktacji, a także: mniej przypadków mastitis, mniej zapaleń macicy, mniej brakowania zwierząt w ciągu pierwszych 60 dni laktacji. Dodatkowo ciąża była krótsza o 5-6 dni, bo stres cieplny przyspiesza moment porodu, a trzeba wiedzieć, że krótsza ciąża to większe ryzyko zatrzymania łożyska oraz mała ilość i słaba jakość siary, a co za tym idzie gorsza zdrowotność zwierząt - podkreśla dr Gnemmi. Poza odpowiednią temperaturą, ważna jest także wystarczająca ilość przestrzeni dla jednej sztuki. - Musimy wziąć też pod uwagę fizjologię krowy. Krowy spędzają od 3 do 5 godzin dziennie na jedzeniu. Średnio 13 godz. poświęcają na odpoczynek, 2-3 godz. to interakcje i około 30 minut na picie. Do tego dochodzi dojenie - tłumaczy ekspert, dodając, że każda krowa powinna mieć swobodny dostęp do paszy i do wody. Te słowa również potwierdza przykład stada prowadzonego przez Alinę Kaczałę-Szymczak. - Dwa lata temu doiłam już ponad 200 krów, ale zdecydowaliśmy się, aby zmniejszyć stado o 20 sztuk po to, żeby dój szedł sprawniej i żeby krowy miały większy dobrostan na oborze. Takie działanie wcale nie spowodowało zmniejszenia ilości mleka. Wręcz przeciwnie, krowy w momencie, kiedy miały większy dobrostan, zwiększyły swoją wydajność - podkreśla hodowczyni. Dzięki takiemu podejściu do prowadzenia stada, krowy obecnie są utrzymywane przez okres 3-3,5 laktacji. - Mamy obecnie w oborze sztukę 14-letnią. Jest ona w 12 laktacji i od trzech lat jest stutysięcznicą. To już piąta taka krowa w mojej historii. Ale posiadam też takie, które mają obecnie wydajność 17 tys. kg w jednej laktacji. To są takie perełki - podkreśla zadowolona rolniczka, która jednak ciągle szuka pola do poprawy.
ZOBACZ TAKŻE: Pani Alina z pasją hoduje 400 sztuk bydła [VIDEO]
- Tagi:
- hodowla
- bydło mleczne