Zagrożenie ASF w Niemczech. Co zamierzają?
Od czterech lat Polska ma do czynienia z ASF i zajmuje się tym tematem mniej lub więcej skutecznie. Przeważnie to pierwsze. ASF przekroczyło Wisłę, co postawiło niemieckich polityków, rolników, myśliwych, działaczy ochrony zwierząt i środowiska oraz przeciętnych obywateli w stan pogotowia. Co myślą, co zamierzają?
Niemcy są mistrzem światowego eksportu. Również w dziedzinie hodowli trzody chlewnej i przetwórstwa mięsa stoją w czołówce światowej. Około 120 tys. rolników i 24 tys. zakładów żyje z hodowli świń. W 2016 roku wyeksportowano 4,1 milionów ton mięsa, z czego do krajów trzecich ponad 800 tys. ton o łącznej wartości 6,9 miliarda Euro. Trudno więc się dziwić, że oddalony od wschodniej granicy o kilkaset kilometrów pomór afrykańskich świń, spędza sen z powiek rolników, polityków, działaczy ochrony środowiska, myśliwych oraz „normalnych” obywateli. Od początku stycznia 2018 roku niemieckie media żyją tematem ASF, a materiału do ich pracy dostarczają wszystkie wymienione grupy. Niemcy zbroją się na wypadek pomoru i to na wszystkich frontach.
Zdaniem rolników
Działający prężnie Związek Rolników wystosował do rządu niemieckiego pismo z roszczeniami i wizją walki z zagrożeniem. Postulat znaleźć można tak w prasie, jak i na stronach internetowych. Związek występuje w imieniu rolników zajmujących się hodowlą świń i domaga się od rządu uproszczenia i zmian przepisów dla myśliwych, wypłacania premii od odstrzelonych dzików, przygotowania odpowiedniej ilości punktów laboratoryjnych do badania mięsa, zniesienia okresów ochrony w polowaniu, wyposażenia śmietników parkingowych i przydrożnych w zabezpieczania przed ich otwarciem przez zwierzęta, gwarancji regularnego opróżniania tych śmietników, zakazu wwożenia kiełbasy i mięsa przez kierowców TIR-ów i turystów do Niemiec oraz uruchomienia środków na intensywne badania w wynalezieniu szczepionki przeciw ASF. Wśród żądań jest również odstrzelenie 70% populacji dzików.
Nie sprawca a ofiara
Wszyscy wiedzą, że wirus nie musi być przeniesiony przez przechodzącego przez granicę dzika. Obawa przed resztkami zainfekowanego mięsa w kanapkach pozostawionych przez turystów i gastarbeiterów ze wschodu jest zmorą, która pojawi się lub nasili najpóźniej na wiosnę, a więc lada chwila. Niemieckie dziki, podobnie, jak ich krewni na wschodzie, mają się dobrze, a może i nawet lepiej. Ze względu na intensywny rozwój energii odnawialnej, a co za tym idzie ogromnej ilości biogazowni, potrzebna jest monokulturowa uprawa kukurydzy, która dla dzików tworzy prawdziwy raj na ziemi. Dodatkowym problemem są zawarte w kukurydzy mikotoksyny a zwłaszcza substancja zwana zearalenonem, która powoduje wzrost poziomu estrogenu, a co za tym idzie zwiększenie ilości miotów.
Czytaj także: ASF. W jakim kierunku będzie przesuwał się wirus?
Hilmar Freiherr von Muenchhausen członek Niemieckiego Stowarzyszenia dla Ochrony Dzikich Zwierząt uważa, że sprzyjającym czynnikiem rozmnażania się dzików jest również ocieplenie klimatu. Tam, gdzie klimat nie wystarcza, zwierzęta ciągną do aglomeracji miejskich, gdzie poza ciepłem znajdują jeszcze bogato zastawiony stół w postaci pełnych śmietników z resztkami jedzenia. W udzielonym wywiadzie von Muenchhausen twierdzi, że w rzeczywistości nie wie nikt, ile wynosi liczba dzików w Niemczech. Jedyne co jest policzone, to dziki, które zostały odstrzelone, a tych było w roku 2017 około 600 tys. W samej Bawarii liczba odstrzelonych dzików wzrosła w ubiegłym roku dwukrotnie, ale dla dzików nie stanowi to wielkiego problemu, gdyż są one bardzo plenne i sytuacji zagrożenia rozmnażają się z wyjątkowo szybko.
Von Muenchhausen reprezentuje nie tylko zdanie działaczy na rzecz ochrony środowiska, ale również dużej ilości myśliwych, którzy są przekonani, iż dziki nie są w całej tej sytuacji sprawcami lecz ofiarami. Należy postępować w decyzjach rozważnie, aby uniknąć politycznego akcjonizmu, który z łowiectwem nie będzie miał dużo wspólnego, a raczej z walką z pasożytami.
Federacyjne decyzje
Niemcy są państwem związkowym, co przekłada się na dużą autonomię poszczególnych bundeslandów, lecz koncepcja walki z ASF jest w każdym z nich podobna. Każdy jest za zmniejszeniem populacji dzików, pytanie jest tylko, w jakiej ilości. Na wschodniej ścianie mowa jest o 70% choć podnoszą się głosy, aby było to 100%. Zezwolenie na polowanie przy użyciu światła czy noktowizorów, użycie klatek i zezwolenie na polowanie poza własnym rewirem jest sprawą najbliższego czasu. Również proponowane premie dla myśliwych oscylują pomiędzy 50 a 100 Euro od sztuki, czyli w dolnej granicy - podobnie jak w Polsce.
Czytaj także: ASF: Przepusty dla dzikiej zwierzyny na autostradach zamknięte?
Wszędzie ważną jest edukacja społeczeństwa, w której uświadamia się niebezpieczeństwo związane z wyrzucaniem resztek jedzenia do śmietników a zwłaszcza tych na parkingach czy przy drogach, gdzie dziki mają bezpośredni dostęp. W Bawarii informacje o zakazie wrzucania resztek jedzenia pojawiły się na parkingach przy autostradach już na początku tego roku.
Najgłośniej na temat ASF zrobiło się w pasie wschodnim, bo tam najprawdopodobniej zaraza dotrze jako pierwsza. A że dotrze, w to nie wątpi już nikt. Nie jest pytanie czy, lecz kiedy to się stanie. Turyngia pierwsze przygotowania poczyniła już w maju 2017 powołując jako pierwsza grupę ekspertów, przekazując z budżetu 1,5 miliona Euro w celu przeprowadzenia prewencji, organizując konferencje medialne i prelekcje. Wspiera się powstanie Centrum Kompetencji ASF, które będzie miało za zadanie przeprowadzać szkolenia, koordynować współpracę między ministerstwem zdrowia, rolnictwa i leśnictwa, rolnikami i myśliwymi, rozwijać nowe metody polowania pod okiem naukowców i rozwijać nowe metody marketingowe. Planuje się również wprowadzenie premii dla myśliwych oraz zniesienie dotychczasowego czasu ochronnego (od połowy stycznia do połowy lipca), lecz bez pozwolenia na odstrzał macior.
A co z tego dla nas?
Niemcy nie stwierdzili w swoim kraju jeszcze żadnego przypadku ASF, ale już teraz są dalej w swoim działaniu niż my. Postawili na globalność działania, prewencję i działanie u podstaw. Na forach internetowych, w radiu i telewizji do głosu dochodzą nie tylko politycy, ale wszyscy, którym temat ten jest bliski, czyli również przeciętni zjadacze mięsa.