Przed nami potężny kryzys sektora wołowiny
Przewidujemy potężne straty dla polskiego sektora wołowiny, dla polskiej gospodarki, zwłaszcza w dobie koronawirusa i zbliżającego się Brexitu - Wielka Brytania to także jeden z czołowych odbiorców polskiej wołowiny. Przed nami więc potężny kryzys sektora wołowiny. Tych strat nie da się pokryć z budżetu państwa, bo państwa na dzień dzisiejszy nie stać na takie rozwiązania. Po drugie wydaje się to kompletnie niezasadne z punktu widzenia ekonomii, żeby likwidować branżę, która jest jedną z najbardziej perspektywicznych, jeżeli chodzi o branże rolno-spożywcze w Polsce - mówi w rozmowie dla "Wieści" Jacek Zarzecki, prezes Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego
Rozmowa z JACKIEM ZARZECKIM, prezesem Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego
Co pan - jako prezes PZHiPBM - sądzi o „Piątce dla zwierząt”?
To jest ustawa, która jest szkodliwa dla polskiego rolnictwa, szczególnie właśnie jeśli chodzi o branżę wołową. Wprowadzanie zakazu uboju religijnego - bo de facto tak by było, ponieważ nikomu nie będzie się opłacało prowadzić tego uboju tylko na rzecz krajowych związków religijnych - spowoduje, że straty w wysokości od ponad 1,5 mld do 2,5 mld złotych rocznie dotkną wszystkich producentów żywca wołowego w kraju.
Ile obecnie jest takich gospodarstw rolnych?
Ponad 350 tysięcy.
Ewentualne straty, które ponieśliby rolnicy, hodowcy bydła są znaczące...
Między 20 a 30 % w skali roku - o tyle spadłyby dochody rolników, hodowców bydła. Nie licząc potężnych strat, które zanotują zakłady mięsne - to są pieniądze, które stracą bezpowrotnie. Pamiętajmy o tym, że ubój religijny jest wprowadzony w Polsce zgodnie z przepisami obowiązującymi w Unii Europejskiej (Rozporządzenie 1099/2009 rok, które dopuszcza ubój religijny na potrzeby związków religijnych, jest on obwarowany pewnymi przepisami i jest to dokonywane zgodnie z prawem). Tylko nieliczne kraje UE zakazały uboju religijnego, ale były one importerami wołowiny, a nie eksporterami. To się bardzo odbije na branży wołowej
Warto przypomnieć, że dwa lata temu bydło mięsne, hodowla bydła mięsnego miała być alternatywą dla produkcji trzody chlewnej i produkcji mleka, jako ten sektor, w który należy inwestować. Zastanawiam się, co dzisiaj rządzący powiedzą tym rolnikom, którzy zainwestowali w przebudowę obór, w których hodowało się trzodę chlewną na budynki z bydłem mięsnym. Jaki kierunek produkcji mają wybrać? Hodowlę ślimaków? Chyba nie, bo zac chwilę ktoś powie, że to dręczenie bo ponieważ te ślimaki gotuje się żywcem...
Przewidujemy potężne straty dla polskiego sektora wołowiny, dla polskiej gospodarki, zwłaszcza w dobie koronawirusa i zbliżającego się Brexitu - Wielka Brytania to także jeden z czołowych odbiorców polskiej wołowiny. Przed nami więc potężny kryzys sektora wołowiny. Tych strat nie da się pokryć z budżetu państwa, bo państwa na dzień dzisiejszy nie stać na takie rozwiązania. Po drugie wydaje się to kompletnie niezasadne z punktu widzenia ekonomii, żeby likwidować branżę, która jest jedną z najbardziej perspektywicznych, jeżeli chodzi o branże rolno-spożywcze w Polsce.
Czy dla pana był zrozumiały, zasadny jakikolwiek argument zwolenników tej ustawy?
Do mnie nie przemawia żaden argument, którego używają jej wnioskodawcy. Argument ekonomiczny, który był podnoszony - że to ma niewielki wpływ na polski sektor wołowiny, dość brutalnie obaliliśmy, pokazując konkretne kwoty, o których wspomniałem wcześniej. Ubój religijny to jest ok. 30 % polskiego eksportu wołowiny, z czego 9 % to są rynki pozaeuropejskie. Możemy mówić o samym przykładzie Izraela - w ubiegłym roku to było ok. 85 mln euro eksportu polskiej wołowiny. Cenę uzyskiwaliśmy blisko 70 % wyższą, niż sprzedając na rynki europejskie. Średnia cena eksportowa wołowiny na polski, to było ok. 3,5 euro za kilogram, a rynek izraelski płacił 5,5 euro.
Jakie jeszcze argumenty przedstawiacie?
Dobrostanu zwierząt. Zwierzęta, które idą na ubój religijny, pochodzą przede wszystkim z małych i średnich gospodarstw. Wymogi dotyczące dobrostanu zwierząt są tam najwyższe, ponieważ są zabijane zgodnie z zasadami religijnymi. Muszą spełniać najwyższe normy jakościowe. Dlatego kompletnie nie rozumiemy takiego podejścia, jakie reprezentują wnioskodawcy ustawy.
Są też wyniki badań prowadzonych m.in. przez prof. Schulza z Hannoweru, także w kwestii uboju religijnego, prawidłowo wykonanego. Wypowiadała się na ten temat m.in. pani T. Grandin, która jest guru wśród organizacji prozwierzęcych. Powiedziała ona wprost - prawidłowo przeprowadzony ubój religijny wydaje się nie powodować większego bólu niż ubój z ogłuszaniem. Nie ma żadnych badań przeprowadzonych w Polsce, które wykazywałyby, że ubój religijny powoduje większy ból u zwierząt. Te badania, na które powołuje się m.in. pan Elżanowski, który swoimi wystąpieniami na komisji rolnictwa w Senacie pokazał, że jest antysemitą, a wyznawców judaizmu czy islamu nazwał hochsztaplerami - takie słowa w ogóle nie powinny padać w polskim parlamencie. Powoływał się m.in. na badania, które były wykonywane w Indonezji w czasie uboju wołów - zwierząt, które w Polsce nie występują. Nie ma żadnych badań, które by potwierdzałyby te zarzuty, że zwierzęta w Polsce ubijane w czasie uboju religijnego cierpią bardziej. Polscy profesorowie, polscy etycy takich badań nigdy nie prowadzili. Powołują się na badania, które były wykonywane kilka lub kilkanaście lat temu między innymi przez prywatne instytuty z Niemiec. Oprócz więc przesłanek czysto ideologicznych, które, niestety, idą w kierunku Zielonych, nie widzę żadnych innych, konkretnych, do wprowadzania tego zakazu.
Wyłączony został ostatecznie zakaz uboju religijnego drobiu...
To pokazuje brak jakiejkolwiek zdroworozsądkowej argumentacji - czymże bowiem, w ramach przepisów prawa, różni się ubój religijny drobiu od uboju religijnego bydła? Jedynie wielkością zwierzęcia i ilością krwi, która występuje przy wykrwawianiu. Ubój religijny to ubój religijny. Bez znaczenia, jakie zwierzęta się jemu poddaje. Nie można powiedzieć, że ubój religijny drobiu jest ok, a bydła - już nie. To kompletna sprzeczność. Wydaje się, że po wyjściu ustawy z Senatu Sejm ma duży problem, co z nią zrobić. My, jako organizacje rolnicze, apelujemy, by ta ustawa przestała być procedowana. By trafiła w to samo miejsce, co ustawa, która miała być uchwalana w 2017 roku, czyli do sejmowej zamrażarki. Nie wyobrażamy sobie na dzień dzisiejszy, żeby w dobie kryzysu ekonomicznego kraju wprowadzać kolejną ustawę, która potężnie uderzy w polskie rolnictwo. Kiedy ustanie kryzys, polski rząd powinien usiąść z organizacjami rolniczymi, a także prozwierzęcymi i wypracować taki projekt ustawy, który będzie akceptowalny dla każdej strony. Bardzo dużo pracy zostało już wykonane w ministerstwie rolnictwa - został powołany pełnomocnik ds. zwierząt, pan Wojciech Albert Kurkowski. Wypracowywał, metodą konsultacji, konsensusu społecznego, rozwiązania, które mają z jednej strony poprawiać dobrostan zwierząt. Trzeba podkreślić, że my, rolnicy jesteśmy za zwiększaniem tego dobrostanu - a jednocześnie chcemy, żeby prawo chroniło naszą pracę i przyszłość rolnictwa.
Ta ustawa ze wszech miar szkodliwa nie tylko dla budżetu państwa, ale przede wszystkim dla tych kilkuset tysięcy gospodarstw rolnych, które zajmują się chowem i hodowlą bydła. Dzisiaj nie ma znaczenia, czy gospodarstwo utrzymuje tylko bydło mięsne, czy krowy mleczne. To uderza w cały sektor wołowy.
Wyrazem sprzeciwu przeciwko ustawie są protesty organizowane w całym kraju...
To, że rolnicy są dziś tak zdesperowani, pokazuje, że ich determinacja jest bardzo duża. Manifestują swój sprzeciw pod domami posłów i senatorów, pod biurami poselskimi. Doszliśmy do etapu, kiedy nie ma już innej możliwości rozwiązania tej sytuacji, ale to nie my wyszliśmy na ulice, że chcieliśmy, ale że sposób procedowania tej ustawy zmusił nas do tego. Z nami, rolnikami, nikt nie rozmawiał. To jest niepotrzebne konfliktowanie społeczeństwa, eskalowanie konfliktu, w sytuacji, kiedy mamy tak wielką ilość zachorowań i stoimy przed groźbą lockdownu. Zaczyna brakować nam sprzętu, nie ma miejsca w szpitalach, przerabia się stadiony na szpitale, eskalowanie konfliktów społecznych jest niepotrzebne. Wróg jest jeden - koronawirus i wszyscy powinniśmy w tym kierunku działać.
Pan uczestniczył w protestach?
Tak, oczywiście, jak wszyscy rolnicy. Ja jestem rolnikiem. Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. (...) Przypomnę, że to my razem z # PTR byliśmy inicjatorami akcji: „Rolniku, odwiedź swojego posła”. Chodzi o to, by dotrzeć do parlamentarzystów nie tylko w Warszawie, gdzie mają swoją strefę komfortu, bo siedzą za kordonem policji, za murami, w cieple, ale właśnie lokalnie, tam, gdzie są wybierani. By pokazać, że ta ustawa jest szkodliwa. Może to spowoduje, że to nie jest jedna z wielu ustaw, tylko taka, która zdecyduje o przyszłości polskiego rolnictwa. Parlamentarzyści muszą poczuć złość swoich sąsiadów, swoich wyborców. Ich głosami zostali przecież wybrani. Nie ma znaczenia, jaką opcję reprezentują.
Przypomnijmy - „Piątka dla zwierząt” została przegłosowana w Sejmie nie tylko przez posłów Prawa i Sprawiedliwości...
Próba zwalania całej winy na Prawo i Sprawiedliwość wydaje się słabym ruchem. Bez głosów Platformy Obywatelskiej, Koalicji Obywatelskiej i lewicy ta ustawa nie trafiłaby do Senatu, tylko do kosza. 173 głosy na 460 to za mało, żeby ustawa przeszła. Przeszła dzięki głosom PiS-u, PO i lewicy - to trzeba sobie powiedzieć wprost. Zagłosowano za ustawą bez jakichkolwiek analiz. W Sejmie nie było ani jednej analizy ekonomicznej, która pokazywałaby, jaki miałaby wpływ ta ustawa na polskie rolnictwo.
W Senacie większość ma tzw. opozycja sejmowa, która „przyklepała” co prawda z 5-letnim vacatio legis zakaz uboju religijnego, ale to nie jest rozwiązanie. Jeżeli bowiem ktoś prowadzi cały cykl hodowli bydła mięsnego - od krowy matki do sprzedaży ciężkiego buhaja - te 5 lat oznacza raptem 2,5 cyklu. Odchów cielęcia zajmuje ok. 2 lat. Co dalej? My nie chcemy odszkodowań. Nie chcemy, żeby państwo nam płaciło za to, że się z czegoś rezygnuje. Nie ucina się gałęzi, na której się siedzi.
Jak pan ocenia takie działanie?
Dla nas jest kompletnie nieczytelne. To nie jest działanie w interesie polskiego rolnictwa. Chyba że ma to na celu przede wszystkim ograniczenie polskiego eksportu rolniczego. Byśmy z kraju eksportowego, które rozwija rolnictwo i eksportuje, zaczęli się „zwijać”. Wystarczy powiedzieć nam to wprost. Nie po to jednak rozwijaliśmy ten eksport m.in. wołowiny, staliśmy się jednym z czołowych eksporterów i producentów w Europie, znaczącym i liczącym się graczem na tym rynku po to, żeby nagle przez czyjeś widzimisię likwidować branżę rolno-spożywczą, a w tym kierunku dążymy. (...) Jeszcze nie jest za późno, żeby się z tej ustawy wycofać. Szczególnie - biorąc pod uwagę panujące warunki - pandemię, możliwość Brexitu i to, że trzeba przede wszystkim wzmacniać polską gospodarkę, przemysł i eksport rolno-spożywczy. Przed nami kolejne wyzwania - Nowa Polityka Rolna, która jest także mocno oparta na działaniach proekologicznych. Ja nie widzę dobrych przesłanek dla polskiego rolnictwa.
Dlaczego?
Kierunki, w których idzie rolnictwo europejskie, Wspólna Polityka Rolna, czyli ograniczenie użycia nawozów, 25 % gruntów przeznaczonych na ekologię - w sytuacji, gdy w Polsce mamy przecież ok. 4 % gospodarstw ekologicznych (nie mówię już o ilości gospodarstw, które zajmują się de facto produkcja ekologiczną, bo ich jest jeszcze mniej), a średnia europejska to 8 %. Dojście do tego poziomu, który wyznacza się w nowej Wspólnej Polityce Rolnej - do 25 % jest według mnie nierealne. Jeżeli w ciągu ostatnich 16 lat doszliśmy - i to tylko dzięki finansowaniu rolnictwa ekologicznego - do 4 %, powstaje pytanie, jak mocno musiałyby zostać skierowane środki na promocję ekologii, żeby dojść do 25 %. Mówię to jako praktyk, jako rolnik, który od 2004 roku prowadzi gospodarstwo ekologiczne.
Prywatnie prowadzi pan również hodowlę bydła?
Tak, jestem hodowcą bydła mięsnego utrzymującym 75 mamek rasy limousine. Może więc powinienem się cieszyć z tych planowanych unijnych wymogów, ale patrząc realnie - po pierwsze: rolnictwo ekologiczne jest dużo mniej efektywne. Po drugie - w dzisiejszym czasie nie stać polskiego społeczeństwa na to, żeby kupować produkty, które są dwa razy droższe.
Ilu członków zrzesza obecnie Polski Związek Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego?
1.100 hodowców, którzy hodują bydło mięsne czysto rasowe będące pod oceną i dla których prowadzone są księgi hodowlane. Pod naszą pieczą jest 25 tys. bydła czysto rasowego - to jest elita bydła mięsnego. Sprzedajemy bydło, które trafia do cyklu produkcyjnego, jesteśmy stadami zarodowymi, działamy na rzecz poprawy celu poprawy jakości i powtarzalności. Aktualnie w Polsce jest ok. 200 tys. sztuk. Bydło z naszych hodowli używane przede wszystkim w stadach towarowych. Z tego się najbardziej cieszymy - że to nie jest hodowla dla samej hodowli, ale po to, żeby polska wołowina cieszyła się coraz lepszą renomą, co udaje nam się uzyskiwać. W Izraelu polska wołowina jest wołowiną pierwszego wyboru. W testach konsumenckich wygrywa z każdą, nawet z wołowiną argentyńską.
Rozmawiała ANNA KOPRAS-FIJOŁEK