Program dopłat do prosiąt i loch będzie wznowiony?
Głosy rolników zostały wysłuchane? Program dopłat do loch zostanie ponownie uruchomiony?
Dopłaty do prosiąt i loch - wnioski na 430 mln zł
Pogłowie stada podstawowego trzody chlewnej w Polsce spada. Dramatycznie ubywa także rolników, którzy chcą zajmować się hodowlą macior. Swego rodzaju wsparciem tego sektora miał być program dopłat do produkcji loch i prosiąt, który trwał od listopada 2021 roku do końca kwietnia tego roku. Dotyczył jednak prosiąt urodzonych tylko do 31 marca. Jak wynika z danych przekazanych przez ARiMR, zainteresowanie programem było spore, przewyższyło nawet oczekiwania resortu rolnictwa.
W budżecie bowiem zaplanowano 400 mln zł, a wszystkie wnioski opiewały na około 430 mln zł. Producenci trzody chlewnej ubolewają nad tym, że program ten trwał za krótko.
- Trudno nazwać programem coś, co wchodzi 15 listopada i trwa raptem kilka miesięcy. To jest po prostu rzucenie jałmużny i tak to należałoby odbierać. Gdyby to miał być program, to powinien być realizowany tak, jak izby rolnicze proponowały, a więc minimum rok lub dwa cykle produkcyjne. Wtedy z perspektywy rolnika miałoby to jakiś sens - komentuje Stanisław Ciesielski, producent świń i przewodniczący Rady Powiatowej Wielkopolskiej Izby Rolniczej w Lesznie.
W jego opinii pomoc ta nie wpłynęła na sytuację na rynku trzody chlewnej.
- Ci, którzy podjęli decyzję wcześniej, że będą likwidować stado, to i tak to zrobili. Natomiast nawet, gdy ktoś zasugerował się tymi dopłatami, to miał tylko tydzień na pokrycie loch, żeby one zdążyły się wyprosić do końca marca. A więc to nie miało większego oddziaływania na rynek - stwierdza Stanisław Ciesielski.
Czytaj także: Pomoc dla gospodarstw rodzinnych - Dajcie rolnikom spokojnie pracować!
Dopłaty do prosiąt i loch - program powinien trwać minimum rok
Inaczej sytuacja przedstawiałaby się, gdyby program trwał dwa cykle produkcyjne. Wówczas, według Stanisława Ciesielskiego, z dofinansowania skorzystałaby większa grupa uprawnionych.
- Niestety ten nasz postulat nie spotkał się z aprobatą. A kilka dni temu słyszałem ministra rolnictwa, który stwierdził, że nie ma potrzeby wydłużania programu, dlatego że sytuacja na rynku świń poprawiła się. Byłem zdumiony tymi słowami. Uważam, że niestety w naszym kraju mówi się jedno, a robi się coś zupełnie innego. Minister i rząd twierdzą, że wspiera się średnie i małe gospodarstwa, tymczasem robi się wszystko, by w Polsce wprowadzić model hiszpański, czyli dać możliwość rozwoju dużym korporacjom oraz tuczu nakładczego i na tym ma się skończyć produkcja świń w Polsce - mówi Stanisław Ciesielski.
Dopłaty do prosiąt i loch - pomogły rolnikom w spłacie kredytów
Według innego hodowcy świń Bogumiła Prałata z Nowej Wsi w Wielkopolsce program ten był dobry, ale powinien zostać wydłużony.
- Nie zostały wykorzystane wszystkie środki, a świadczy o tym, że sektor produkcji świń w Polsce przechodzi poważny kryzys. Można byłoby przedłużyć ten program chociażby na kolejne urodzenia prosiąt, a więc najbliższe 2-3 miesiące, żeby pomóc rolnikom, bo cały czas dokładają do produkcji. W takiej sytuacji to niedługo nie będzie hodowli niezależnej w Polsce, bo pozostaną tylko same korporacje i tucze nakładcze. Wnioskowaliśmy o to kilkukrotnie, rozmawialiśmy na ten temat z ministrem i jego zastępcami. Jednoznacznie nam nie powiedziano, czy to będzie przedłużone – stwierdza Bogumił Prałat i dodaje, że program w tej formie jest „jak podanie kroplówki chorej osobie”.
- Uważam, że dzięki tym środkom rolnicy w części mogli pospłacać kredyty. Nie mówimy tutaj jednak o jakimś zwiększonym nagle dochodzie. Nie wierzę też w to, że stawka 100 zł do prosiaka przekonała kogokolwiek do zwiększania produkcji. Wiemy, ile dziś się dokłada do produkcji prosiąt - dodaje Bogumił Prałat.
Rolnik z Nowej Wsi przekonuje, iż sektor trzody chlewnej jest jednym z najbardziej zadłużonych w rolnictwie.
- Ten stan mocno pogłębił się w ostatnim roku, bo koszty produkcji bardzo wzrosły. Większość hodowców jest zadłużona m.in. przez inwestycje, które poczynili. Ale to są długofalowe zobowiązania. Jednak przede wszystkim dziś każdy ma kredyt na paszę, zboże, środki do produkcji i jest to duży problem. Jeśli mi się nie opłaca, to nie mogę sobie pozwolić na to, że z dnia na dzień likwiduje świnie, bo gdybym sobie to dziś wymyślił, to muszę jeszcze 9 miesięcy je trzymać, skoro mam prosięta. A jeśli nie zarabiam, to nie mam pieniędzy, by kupić paszę. Co wtedy robię? Biorę kredyt albo dogaduję się z firmą, by dała mi paszę w kredyt. Ostatecznym wyjściem jest przejście na tucz nakładczy. I tak też się dzieje – komentuje Bogumił Prałat.
Według Aleksandra Dargiewicza, prezesa POL-PIG - organizacji zrzeszającej producentów trzody chlewnej, rządowy program miał na celu przede wszystkim zahamować spadek liczby macior w Polsce.
- Nie liczyłem na to, że w tak krótkim czasie byłby w stanie przyczynić się do odbudowy stada pogłowia podstawowego – mówi Aleksander Dargiewicz.
Warunkiem jego wdrożenia była pozytywna decyzja Komisji Europejskiej, która także miała narzucić ramy czasowe jego trwania.
- I jeżeli byśmy chcieli go kontynuować, to trzeba by było z odpowiednim wnioskiem do Unii wystąpić. Inicjatywa jest więc po stronie ministerstwa, by próbować ten program przedłużyć, korzystając z notyfikacji unijnej - dodaje Aleksander Dargiewicz.
Jest szansa na to, że program dopłat do loch zostanie wznowiony. Takie wstępne deklaracje Henryk Kowalczyk, minister rolnictwa podał pod koniec maja na konferencji prasowej. Czy rzeczywiście uda się ponownie uruchomić to wsparcie? Dopiero okaże się.
Czytaj także: Masz powyżej 150 sztuk dużych zwierząt? Unia chce nałożyć kolejne wymogi