Postawili na krowy mleczne, inwestują w agroturystykę
Maria i Kazimierz Gościniakowie nie boją się sięgać po środki unijne. Pieniądze zainwestowali w nowoczesną oborę i maszyny. Robią wszystko, aby ich praca sprawiała im przyjemność i nie była zbyt ciężka. Teraz spełniają swoje marzenie, którym jest gospodarstwo agroturystyczne.
Produkcja roślinna podorządkowana krowom mlecznym
Maria i Kazimierz Gościniakowie od ponad trzydziestu lat pracują w swoim gospodarstwie. Mieszkają w Kościelcu – Kolonii (gmina Mycielin, powiat kaliski). Ziemię odziedziczyli po rodzicach pani Marii, która jest jedynaczką. – Wtedy to było takie normalne, że ktoś zostaje z rodzicami. A, że ja nie mam rodzeństwa, to wybór był oczywisty. Ale bardzo lubię tę pracę, lubię wieś – podkreśla pani Maria. Ukończyła też szkołę rolniczą. Natomiast pan Kazimierz wprawdzie pochodzi z rodziny rolniczej, ale nie przypuszczał, że też będzie rolnikiem. – Mam inne wykształcenie, jestem elektrykiem, kierowcą ciężarówki. Pracowałem też w Poznaniu, a pochodzę z Witaszyc – opowiada.
Małżeństwo zaczynało od dwóch krów, dwóch jałówek, kilku świń i 9 hektarów. – Kolejne 9 ha dokupiliśmy – opowiada pani Maria. Praca nie była łatwa. – W moich rodzinnych stronach ziemia jest bardzo dobrej jakości, II-III klasy. A tu prawie same pisaki i lasy. Ale powoli, powoli rozwijaliśmy produkcję – podkreśla pan Kazimierz. Obecnie posiadają 30 hektarów, w tym kilka hektarów to dzierżawa. – Na szczęście pola mamy blisko domu i w jednym kawałku. To bardzo ułatwia nam pracę i zmniejsza koszty związane z dojazdem – wyjaśnia pan Kazimierz. Uprawiają kukurydzę i zboża na kiszonkę. – Wszystko robimy pod krowy – mówią. Pierwszy zbiór zbóż odbywa się na początku czerwca. – Jednego roku w poplonie zasialiśmy słonecznik i się udało. Może aż takich wartości odżywczych nie ma, ale uzyskaliśmy wysoki plon. Dwa lata temu zasialiśmy w poplonie kukurydzę, która szybko wegetuje. Ale nie boimy się nowości – podkreślają. Łąki zajmują około 10 hektarów.
– Przy sprzyjających warunkach atmosferycznych plonów wystarcza, jednak w dwóch poprzednich latach ze względu na suszę byliśmy zmuszeni dokupić paszy dla bydła – wspominają.
Nie będą powiększać stada krów
Rolnicy hodują krowy mleczne. Łącznie mają 50 sztuk, w tym 40 sztuk dojnych. Nie planują powiększenia stada. – Niestety, w Polsce nie wszystkie rasy, które są sprowadzone z zagranicy, się sprawdzają. Częściej chorują lub ulegają kontuzjom. Nasze polskie były lepsze, mocniejsze i wraca się do rodzimych ras – mówi pan Kazimierz. Dodaje, że teraz panuje trend, aby zwierzęta wyprowadzać z obór, żeby pasły się na dworze. – Ale to są koszty i czas – zaznaczają. Rocznie sprzedają 280 tysięcy litrów mleka. Jedna sztuka daje od 6,5 tysiąca do 7 tysięcy litrów mleka.
Unijne środki przeznaczyli na oborę dla krów mlecznych
Małżeństwo Gościniaków nie boi się sięgać po środki unijne. Pierwsze pieniądze, jakie otrzymali, były na dofinansowanie do zakupu ziemi. Później ubiegali się o wsparcie na nowe technologie. Dostali pieniądze na budowę nowoczesnej obory. Prace zaczęły się w 2010 roku. - A obora służy nam już 8 lat – cieszy się pan Kazimierz. Podkreśla, że obiekt jest bardzo nowoczesny – bezściółkowy na rusztach. Odchody zwierząt wpadają do zbiorników, które są pod krowami. Przed dostaniem się do szamba, które jest na zewnątrz obory, dochodzi do ich rozdrobnienia przy użyciu miksera.– Na szambo też dostaliśmy dofinansowanie – cieszy się pani Maria. Posiadają również wóz asenizacyjny. Wtedy na pola wędruje tylko gnojowica. – Brzydki zapach wydziela się tylko w trakcie wywozu – mówi pan Kazimierz. Zaznacza, że gdyby na wsiach były biogazownie, to brzydkich zapachów w ogóle by nie było. – Gdyby to nie były olbrzymie koszty, to byśmy taka biogazownię postawili – twierdzi rolnik.
Dzięki wyposażeniu obory udój też jest bardzo wygodny. Dojenie 40 sztuk trwa zaledwie godzinę. – Robimy to na cztery aparaty. Planujemy dołożyć jeszcze dwa, żeby praca szybciej szła i generowała mniejsze koszty. Naprawdę teraz to jest wygoda – mówią. Pracę każdego dnia zaczynają o godz. 7.00. – Pracujemy razem. Ale dzielimy się obowiązkami. Mąż zajmuje się maszynami, a ja zwierzętami, tzn. pilnuję terminów wycieleń, zasuszania czy szczepień – mówi pani Maria. Pan Kazimierz dba o czystość w oborze.
– Dzięki urządzeniom, które posiadamy, obsługa gospodarstwa jest dużo lżejsza – nie kryją zadowolenia.
Pieniądze na zakup ziemi czy budowę obory to niejedyne, jakie wpłynęły do budżetu domowego państwa Gościniaków z Unii Europejskiej. Zakupili też maszyny rolnicze. - Żeby nie środki unijne, to byśmy tego wszystkiego nie mieli. No i nie byłoby tak wygodnie. A my lubimy nowości i zawsze chcieliśmy się rozwijać – podkreślają małżonkowie. Zakupili najpotrzebniejsze maszyny m.in.: ciągnik 120kM, prasę zwijającą, owijarkę samozaładowczą, tura czy kosiarkę.
Syn czuwa nad zdrowiem stada krów
Państwo Gościniakowie mają troje dzieci. Są bardzo z nich dumni. Syn Dominik jest lekarzem weterynarii. – I oczywiście czuwa nad zdrowiem stada– podkreślają. Córka Kamila mieszka we Wrocławiu i jest pedagogiem. Najmłodsza – Karolina – jest podleśniczym i pracuje w Lasach Państwowych. I to ona ma przejąć gospodarstwo.
Pani Maria spełnia marzenie i inwestuje w agroturystykę
Marzeniem pani Marii jest przyjmowanie gości w gospodarstwie agroturystycznym. Swoje marzenie już realizuje. Wspólnie z mężem remontują dom, który kiedyś kupili. – Na razie zrobiliśmy kapitalny remont, ściany są ocieplone, drzwi i okna wymienione. Musimy jeszcze wymienić dach i wyposażyć pokoje i kuchnię – mówi pani Maria. Planuje, że pierwszych gości będzie mogła już przywitać przyszłą wiosną. – Oczywiście też ubiegaliśmy się o środki unijne. Skorzystaliśmy z programu na termomodernizację budynków i wymianę urządzeń grzewczych – mówią.
Domek dla gości znajduje się w urokliwej części Kościelca-Kolonii. Wypoczywających przed upałem ochroni las, w którym są grzyby. Z kolei wieczorem można rozpalić ognisko, piec kiełbasę i słuchać świerszczy. Natomiast rano gości budzić będzie rechot żab. Jeśli wstaną, będą mogli podziwiać mgłę nad pobliskim stawem. – Będzie to miejsce dla osób, które chcą choć na chwilę zatrzymać czas i zapomnieć o ruchliwych ulicach. Już nie mogę się doczekać pierwszych gości – mówi ze wzruszeniem pani Maria.