Popyt na owczą wełnę
Manufaktura a nie fabryka
Gdy pytam Björn o technologię pelletowania wełny, wyjaśnia mi, że pelletować wełnę każdy może i niemal każdy produkt można spelletować. To nie jest tajemnicą. Problem z tym procesem wiąże się z gęstością wełny oraz długimi włóknami, które są trudne do przerobienia. Aby sprostać tym trudnościom, potrzebne jest zarówno doświadczenie, jak i odpowiednie maszyny. Celem jest wyprodukowanie czystego produktu końcowego, a to nie jest łatwe.
- W procesie przerobu wełny dużą część pracy wykonuje się ręcznie już na etapie sortowania, jak również w procesie samej produkcji. Można powiedzieć, że nasza firma jest manufakturą, a nie fabryką. To, co nas wyróżnia od innych, to fakt, że nasz produkt składa się w 100% z owczej wełny. Nie ma w nim jakichkolwiek dodatków, po które chętnie sięga się, aby usprawnić proces produkcji, który jak już wspominałem - nie jest łatwy – dodaje nie bez dumy Björn Lanzke.
Plany, marzenia, życzenia
Björn opowiada mi o planach, których nie udało im się zrealizować, a mianowicie mobilnego przerobu wełny na miejscu u hodowcy. Pomysł świetny, potrzebnym ale - jak się okazało -nieopłacalny ze względu na koszty. Poza prądem na siłę potrzebny byłby personel i odpowiednie warunki pracy na miejscu, a te rzadko kto ma. - Niestety to nie jest tak, że wkłada się wełnę do urządzenia, z którego na końcu wyskakują gotowe pellety. Nie przy tej jakości, jaką gwarantujemy - wyjaśnia mój rozmówca.
A czy ma jeszcze coś w sferze planów, marzeń czy życzeń? Björn zastanawia się chwilę, po czym wymienia: rozbudowę firmy na miejscu oraz otwarcie filii w krajach, gdzie jeszcze nie zaniknęła hodowla owiec np. w Polsce czy na Węgrzech. - Hodowla owiec to nie tylko romantyzm, to przede wszystkim ważna część naszego środowiska, regionu, w którym żyjemy i o który jesteśmy zobowiązani się troszczyć – kończy z przekonaniem Björn Lanzke.
Czytaj także:
Wigilijna rozmowa w 324 oczy