Postawili na drób i cały czas ryzykują
Brak alarmu w kurniku kosztował ich 100 tysięcy
Małżeństwo postanowiło rozwijać hodowlę drobiu. Pod koniec 2009 roku podjęli decyzję o wybudowaniu kurnika. – Obiekt postawiliśmy za własne pieniądze i wsparliśmy się kredytem – wspomina pan Piotr. Opowiada, że po wypełnieniu nowego obiektu kurczakami, doszło do tragedii. – Nie zamontowaliśmy alarmu, który wtedy kosztował około 2.000 zł. Doszło do zaduszenia kurcząt i straty były rzędu 100.000 zł – mówi rolnik. Straty odrobili szybko, bo na szczęście cena drobiu była wysoka. – Wiosną byliśmy już na czysto. Hossa na drób trwała do 2015 roku. Firma odbierająca kurczaki przerzuciła się na kaczki, dlatego my też poszliśmy w kaczki. Hodowla nie była taka droga, bo kaczki dogrzewa się przez 2 tygodnie, a później już nie potrzeba. Jednak jest więcej pracy, bo trzeba ścielić – mówi rolnik. Niestety, firma zaczęła sprowadzać z Francji kaczki gorszego gatunku. – To mi się przestało podobać, bo koszty hodowli kaczek wzrastały. Dlatego zacząłem rozglądać się za innym rozwiązaniem – wspomina pan Piotr. Tym razem postawili na odchów kur niosek. Był to 2015 rok. Na początku było to 1.000 sztuk. – A w ubiegłym roku sprzedaliśmy już 10.000 sztuk kur niosek. Wszystko zeszło w trzy dni. Jeżeli zwierzęta są zdrowe, to klient kupi – cieszą się. W ich kurniku kury nioski są od tygodnia do maksymalnie 12 tygodni. – Ludzie do nas przyjeżdżają. Nie musimy korzystać z pośredników – cieszy się pani Urszula. W przyszłym roku też planują chować kury nioski. Jeden wsad będzie wiosną, a drugi - jesienią. – Musimy patrzeć, jak rynek reaguje, żeby nie było za dużo sztuk, bo wtedy nikt nie kupi i zostaniemy z nioskami i jajami – mówi pan Piotr.
Sprzedają nioski, wsadzają kogutki
Kiedy w kurniku nie ma niosek, pomieszczenia wypełniane są kogutkami. – Kogutek przywożony jest z Holandii albo Niemiec. To jest kogutek od kur niosek. Kogutki są sprzedawane w 13 tygodniu życia na kostki rosołowe albo na pasztet. - My zarabiamy na usłudze. Nie musimy się martwić o paszę, bo też to dostajemy. Zapewniamy prąd, wodę oraz wentylację. Nawet im nie ścielimy – opowiada pani Urszula. Pan Piotr podkreśla, że przy kogutkach jest mniej pracy niż przy innych ptakach. - Przy kaczkach jest więcej pracy, bo trzeba ścielić, w trzecim-czwartym tygodniu obcinamy pazury. Do 10 dnia trzeba grzać. Na metrze kwadratowym może być 5-6 kaczek, a kogutów 20 sztuk. To jest różnica. Żeby kaczka się opłaciła, to musi być ilość - uważa. Dodaje, że praca przy drobiu nie jest ciężka, ale wymaga dużo czasu. Zwierzęta należy nieustannie obserwować. – Drób musi być zaszczepiony w odpowiednim momencie – tłumaczy pan Piotr. Ważna jest też regulacja żywienia, światła oraz temperatury powietrza. Chcąc zminimalizować koszty produkcji, zainwestowali w panele fotowoltaiczne. Już widzą korzyści finansowe. – Za prąd wcześniej płaciliśmy 7.000 zł, a teraz miałem 4.000 zł – tłumaczy pan Piotr.