Słynie z produkcji jajek
- W 2000 roku rzuciłem całkowicie pracę na ładowarce i wziąłem się za produkcję drobiarską. Pieczarkarnię przerobiliśmy na kurniki. Najpierw hodowaliśmy brojlery - 6 tysięcy sztuk co trzy miesiące. Bywało różnie, ale nie było jeszcze wtedy ubojni w sąsiednim Adamowie, to nie było takiej konkurencji. Choć trzeba było też jeździć i prosić się, żeby ktoś wziął to, przy czym człowiek się narobił.
Potem gospodarze, bo pan Kazimierz pracuje w zagrodzie razem z żoną Ewą, przerzucili się na kury nioski. Też nie było różowo. Jeździli po okolicznych wsiach, zdobywali rynek, ale chętnych na jajka nie brakowało.
- Wszedłem nawet w spółkę. Na Lipiu mieliśmy 12 tysięcy sztuk kur, a tu w Brodach - 4 tysiące sztuk. Nieodpowiedni ludzie doprowadzili jednak do tego, że musieliśmy tę produkcję ograniczyć. Kolejne stawiane nam wymagania do spełnienia, także unijne, odnośnie klatek, formalności itp. stały się nie od przeskoczenia. Częste zachorowania wśród kur powodowały, że mieliśmy ogromne starty, gdyż jaja z salmonellą musiały iść do utylizacji. Dlatego zdecydowaliśmy na mniejszą produkcję - dodaje pan Kazik.
Dziś z żoną utrzymują po 350 sztuk kur na osobę. Dziennie osiągają ponad 300 jaj.
- Kury w naszym kurniku są przez 12 miesięcy. Z czasem ich nośność spada. Jeśli jest poniżej 60 proc., wtedy kura idzie na przysłowiowy rosół - mówi o codziennej pracy. - Kury bierzemy z wylęgarni z Brzezia (gm. Pawłów). Sami robimy dla nich pasze. Uprawiamy pszenżyto i pszenicę, dodajemy kukurydzę. Karmione są dwa razy dziennie. Pół tony paszy na tydzień idzie. Nie ograniczmy jedzenia kurom, bo od tego zależy jakość jajka. A to jest pierwszy sort, jakościowo na pewno lepsze niż te sklepowe. I cena dobra. Klienci cenią nasze jajka za duże, ładne żółtka. To zasługa zielonki i marchwi, którą dodajemy do pasz. Nie stosujemy żadnych odżywek, tylko susz z zielarni dodajemy i olej rzepakowy, żeby to wszystko miało jednolitą konsystencję.
Kukury nie chorują. Dzięki czemu są zdrowe? - patrz str. 3