Jak sprzedać drób i zarobić?
„Sprzedam brojlery. 50 tysięcy sztuk” Takie ogłoszenia na szczęście nie pojawiają się w znanych serwisach internetowych, jednakże przy obecnej sytuacji rynkowej nie byłyby niczym niespotykanym.
Produkcja drobiu w Polsce rozwija się w zawrotnym tempie, choć hodowcom wcale nie jest łatwo.
Pierwsza kwestia jest taka, że producent drobiu musi mieć zawartą umowę z ubojnią na zdawanie swoich ptaków. Kiedyś znalezienie miejsca na 20-30 tysięcy sztuk, bo tyle liczył jeden kurnik, to nie był problem, ale teraz, niestety, połowa hodowców pada ofiarą swojej wielkości. Ferma, która posiada 6, 8, 10, a nawet więcej kurników, musi znaleźć ubojnię, która jest w stanie odebrać tak duże ilości ptaków. Wiele małych ubojni, które dotychczas funkcjonowały, nie jest w stanie zapewnić tym hodowcom skupu. Największym problemem obecnie nie jest cena, tylko możliwość sprzedania brojlerów.
- Brojlery powinny być zdane na raz, ewentualnie na dwa razy. Czyli kurnik liczący 30 tysięcy sztuk jest ładowany jednej nocy po około 6-7 tysięcy ptaków na godzinę. Innym rozwiązaniem jest zdawanie na dwa razy z przebierką. W Wielkopolsce najczęściej tak się właśnie dzieje, że w 33 dniu wyjeżdża część - 20-30% ptaków, a w następnej dobie schodzi reszta - mówi Dariusz Krzyżaniak, ekspert ds. drobiu w firmie De Heus.
"Ubojnie są nieco spóźnione"
- I teraz, jeśli hodowca chce zrobić przebierkę z 6 kurników jednej nocy, a całą resztę załadować przy następnym transporcie za 5-6 dni, to robi się problem. Ubojnia musi posiadać odpowiednią ilość samochodów i moce produkcyjne, żeby taką ilość ptaków odebrać. Co z tego, że dostarczymy do ubojni 150 tysięcy sztuk, jeśli nie jest ona w stanie tyle na dobę ubić. Generalnie, zrobiło się takie wąskie gardło - w stosunku do tempa wzrostu nowych kurników - ubojnie są nieco spóźnione, choć pomału się to zmienia - tłumaczy specjalista.
Ważny brak w stadzie Salmonelii
Hodowca musi wykazać się świadectwem zdrowia ptaków. To weterynarz ocenia, czy są one zdrowe i czy nadają się do uboju. Podając paszę, w której są dodatki - kokcydiostatyki, trzeba zachować odpowiedni okres karencji. Weterynarz sprawdza, czy został on zachowany. Bardzo ważną kwestią jest brak w stadzie Salmonelli. Jeśli się pojawi, to ptaki wprawdzie mogą iść do uboju, jednakże pod warunkiem, że ubojnia zaświadczy, iż to mięso zostanie poddane obróbce cieplnej, a Salmonella tym samym zostanie unieszkodliwiona. Okazuje się, że nie wszystkie zakłady kontraktacyjne mogą to zrobić.
- Miałem taką sytuację w zeszłym tygodniu, kiedy otrzymałem telefon od hodowcy z zapytaniem: „Co ja mam zrobić z tym ptakami - do lasu wypędzić? Bo moja ubojnia powiedziała, że jest Salmonella i nie może mi ubić.” Często jest tak, że nie ma w tym żadnej winy hodowcy, bo takie ptaki do niego przyjeżdżają, a on potem nie może ich sprzedać. Niektóre zakłady, bardziej odpowiedzialne, ubijają te ptaki, obniżając nieco cenę skupu, a niektóre zaznaczają, że na umowie jest odbiór ptaków zdrowych i pozostawiają producenta ze swoim problemem - mówi Dariusz Krzyżaniak.