Tuczniki nie chcą się tuczyć
Większość rolników w Polsce, zajmujących się chowem tuczników, sprowadza prosięta z zagranicy. Sprzedażą zajmują się firmy pośredniczące.
Niestety, część zakupionego stada rośnie do 90. kilograma, po czym przez 2-3 tygodnie nie przyrasta. Jaki jest tego powód?
Coraz więcej prosiąt, trafiających do tuczu w polskich chlewniach, pochodzi z gospodarstw zagranicznych, głównie duńskich, niemieckich i holenderskich. Tam hodowla objęta jest kontrolą. Wiadomo, skąd pochodzi dane prosię, jakie ma geny i co zrobić, aby je dobrze utuczyć. Jednakże część materiału, trafiająca do naszych rolników, nie spełnia ich oczekiwań.
Kto jest odpowiedzialny za to, że świnie nie chcą przyrastać?
Fermy, które w swojej produkcji mają linie hodowlane i krzyżówki do tuczu, sprzedające wybrakowane sztuki? Czy pośrednicy, oszukujący rolników i sprzedający przekolczykowany, krajowy materiał lub niewiadomego pochodzenia?
W Polsce nie ma systemu kontrolującego prosięta sprowadzane z krajów Unii Europejskiej, ani nawet z obrotu wewnętrznego. Część rolników, którzy kupili wadliwe prosięta, pozwało firmy pośredniczące do sądu, część natomiast nawet nie wie, że mogła zostać oszukana. Pierwsza wytoczona sprawa trwa już dwa lata i nie została rozstrzygnięta. Farmerzy załamują ręce, nie chcą płacić za świnie, które nie przyniosły im zysku. Próbują łączyć siły i walczyć razem. Jest to trudne, bo ani adwokaci, ani sędziowie nie specjalizują się w rolnictwie, a zwłaszcza w zawiłościach związanych z genetyką i tuczem trzody chlewnej.
Zapytaliśmy o opinię rolnika z Wielkopolski, który zbulwersowany obecnym stanem na rynku wieprzowym w naszym kraju, wraz z kilkoma użytkownikami forum tematycznego, postanowił założyć stowarzyszenie i pomóc producentom. Swoją opinię przedstawił również przedsiębiorca pośredniczący w sprowadzaniu prosiąt przeznaczonych do tuczu z Danii, a także powiatowy lekarz weterynarii we Wrocławiu i inspektor z wojewódzkiego inspektoratu weterynaryjnego we Wrocławiu.
Paweł Hadyński, prowadzi gospodarstwo rolne, członek zarządu odpowiedzialnego za wdrażanie działań Stowarzyszenia Polskich Producentów Trzody Chlewnej „FORUM TCH”:
W Europie zachodniej jest kilka dużych firm genetyczno-hodowlanych, które starają się wytworzyć idealną krzyżówkę do tuczu, aby przynosiła rolnikowi maksymalne zyski. Jednakże po nieudanych próbach zostają zwierzęta hodowlane, z którymi trzeba coś zrobić, czyli przeznaczyć na rzeź. Są one sprzedawane zazwyczaj za niższą cenę. Jeśli chodzi o ich wygląd, są identyczne jak te, przeznaczone do tuczu.
Różnice uwydatniają się dopiero po osiągnięciu dojrzałości.
Tuczniki charakteryzują się inaczej zaciągniętą linią brzucha i brakiem karpiowatego grzbietu. Duże znaczenie ma udział w krwi rasy Piétrain, która od początkowego stadium wzrostu wykazuje duży wigor i żywotność. Prosięta mające za przodka knura tej rasy szybko wzrastają do 70. kilograma. Ich tusze odznaczają się dużym udziałem mięsa, lecz jest ono blade i bardzo wodniste. Wadą tej rasy jest duża podatność na stres i to, że trzeba stosować specjalne żywienie przez cały okres tuczu. Nie każdy chce kupować takie warchlaki, a tym bardziej, jeśli nie wie o wystąpieniu w genotypie rasy Piétrain.
Jeśli rolnik ma „ale” do sprzedawcy tuczników, musi je zgłosić najpóźniej dwa tygodnie po transakcji.
Natomiast w tym okresie warchlaki świetnie rosną. Problem zaczyna się, gdy osiągną wagę 70-ciu kilogramów. Wtedy przestają przybierać nawet przez 2-3 tygodnie. Rolnik traci na paszy i swojej pracy. Musi karmić świnie, które nie rosną, a ich mięso traci na wartości, bo są coraz starsze. Straty na jednym tuczniku dochodzą nawet do 100 zł. U mnie nie przybierały, a jadły 6 kg dziennie paszy, która kosztowała 7 zł za dzień. Programy hodowlane w Polsce nie zakładają udziału knurów Piétrain w krzyżowaniach towarowych. Udział tej rasy jest praktycznie nie do udowodnienia, jeśli chodzi o eksterier (cechy zewnętrzne).
Jeśli rolnik wiedziałby, że kupuje prosięta, które mają w linii rasę Piétrain, mógłby inaczej dostosować paszę i warunki tuczu.
Mięso wyprodukowane z każdej krzyżówki będzie miało podobną wartość, jeśli będą dobre warunki chowu i optymalne dla danej rasy żywienie. Największy wpływ na jakość ma natomiast wiek tucznika. Należy zwracać uwagę na świadectwie zdrowia na datę przywozu prosiąt i ich datę urodzenia. Była sytuacja, że przyjechały do mnie zwierzęta mające 90 dni, powinny więc ważyć około 54 kg, a miały 30 kg. Były stare. Wiedziałem, że w pewnym momencie staną, bo osiągną dojrzałość i nie będą przyrastać. Jest to częsta przykrywka, aby usprawiedliwić złe przyrosty.
Oprócz oszustw związanych z pochodzeniem zwierząt, zdarzają się również takie związane z procedurami.
Przykładem nieprawidłowości był transport do znajomego gospodarza, który nie dostał świadectwa zdrowia zwierząt, „bo się nie wydrukowało i zostanie dosłane pocztą”. W efekcie nigdy nie dotarło. Rolnicy nie zdają sobie sprawy, że jeśli nie mają świadectwa, lekarz weterynarii, podczas kontroli, może zamknąć gospodarstwo.
Zdarzyło się także, że przedstawiciele, sprzedający prosięta, uważali, że pochodzą one od jednego hodowcy i nie są dokupowane. Sprawdziłem to. Okazało się, że w ciągu roku handlowcy sprzedali tyle tuczników, że 1 locha musiałaby urodzić 96 młodych. Innym razem przyjechała do mnie, jak wynikało z dokumentów - przyczepa, która była naczepą. Łącznie znajdowało się na niej 600 sztuk, czyli za dużo jak na naczepę. Napisano więc w papierach tak, aby się zgadzało.
Uważam, że zła jest organizacja przepływu informacji.
Każdy lekarz powiatowy powinien mieć dostęp do systemu krajowego, a nie tylko do swojego powiatu. Trzeba to zmienić! Na dzień dzisiejszy nie ma rejestru prosiąt. Nikt w Polsce nie kontroluje materiału do tuczu, który przyjeżdża z zagranicy. Ja mam dostęp do systemu duńskiego i po jakimś czasie od transportu mogę sobie sprawdzić, jakie zwierzęta do mnie przyjechały. Nie wiem natomiast, czy rejestracja by coś zmieniła. Jeśli ktoś jest nieuczciwy, to i tak się nie zmieni.
Rolnicy nie są świadomi tego, jak się ich oszukuje, bo jeśli nie ma się wiedzy, trudno to zauważyć.
Stowarzyszenie planuje stworzyć wzór prawidłowo wypełnionego świadectwa, aby ustrzec rolników przed nieprawidłowościami. Chcemy reprezentować i bronić interesów producentów trzody chlewnej w Polsce poprzez podejmowanie wszelkich przedsięwzięć, które będą niezbędne dla ochrony praw rolników. Mając osobowość prawną, możemy skutecznie występować do władz centralnych, organów administracji państwowej i samorządu terytorialnego w sprawach związanych z produkcją trzody chlewnej, a także wpływać na kształtowanie właściwej polityki kredytowej, inwestycyjnej i cenowej związanej z tą produkcją.
Michał Musiał, kierownik sprzedaży w firmie Interpork sp. z o.o.
Słyszałem od rolników o procederze sprzedaży w Polsce zwierząt, które są z linii hodowlanych i się nie tuczą.
Zdarza się on w różnych firmach. Jest to specjalne działanie, co prawda te prosięta są tańsze, ale nie informuje się o tym rolnika. Zdarza się, że firmy transportujące mają sprawy sądowe, bo gospodarze widzą, że jeśli zwierzęta po 85.-90. kilogramie nie chcą dalej rosnąć, to oznacza, że są zwierzętami hodowlanymi. Ich przeznaczenie jest inne, nie są do tuczu. Sprzedawane zwierzęta hodowlane pochodzą z brakowania stada. Są to osobniki nienadające się ani do tuczu, ani na materiał rozpłodowy. Te prosięta powinny być oddawane za darmo, a nie za pieniądze i to niemałe.
Gdy prosięta przyjeżdżają, wyglądają tak samo.
Nie da się rozróżnić, które są mieszańcowe, a które hodowlane. Odpowiadają za to producenci materiału hodowlanego i do tuczu, którzy sprzedają swoje zwierzęta. Ja znam swoich producentów i wiem, że materiał, który przyjeżdża do Polski z Danii to jest krzyżówka, czyli mieszaniec i w przeciągu 100 dni się utuczy, a rolnik będzie mógł go sprzedać i zarobić. Nigdy nie miałem też innych informacji od gospodarzy.
Polska hodowla trzody jest niewielka, więc tak naprawdę wszyscy powinni wszystko o sobie wiedzieć. Niestety, tak nie jest. A rolnicy, kupujący prosięta nie zwracają uwagi na to, skąd pochodzą prosięta, liczy się dobra cena i to, aby płatność była „na termin”, a nie gotówką.
Krzysztof Niementowski, Powiatowy Lekarz Weterynarii we Wrocławiu
Weryfikacją świadectwa zdrowia zajmuje się powiatowy lekarz weterynarii.
Zasada jest następująca. Jeżeli z nadzorowanego przeze mnie powiatu zwierzęta mają zostać sprzedane na teren Unii Europejskiej, to ich właściciel przysyła do mnie wniosek o wystawienie świadectwa zdrowia dla zwierząt w handlu wewnątrzwspólnotowym. Ja jadę na miejsce i weryfikuję dane zawarte we wniosku ze stanem faktycznym, kontroluję stan zdrowia zwierząt, ich oznakowanie, status stada itp., a następnie wprowadzam dane on-line do systemu TRACES. W końcu zatwierdzam wprowadzone informacje. Wówczas świadectwo otrzymuje odpowiedni status - „zatwierdzone”. Pojawia się na nim nadruk - „oryginal”. Taki dokument można z systemu wydrukować w każdym języku Unii Europejskiej, opatrzyć pieczęciami oraz ręcznym podpisem i jako taki będzie towarzyszył przesyłce zwierząt. Zatwierdzanie świadectw leży wyłącznie w kompetencji powiatowego lekarza weterynarii.
Upoważniony lekarz w kraju, do którego trafią zwierzęta, ma wgląd w świadectwo, może zweryfikować jego wiarygodność, potwierdzając ten fakt poprzez wypełnienie zakładki - „kontrola”, co automatycznie generuje powiadomienie mnie o ewentualnych nieprawidłowościach (informacja mailem). Jeśli nieuczciwy sprzedawca podmieni kartki w papierowej wersji świadectwa, to nie będzie się ono zgadzało z tym, co jest w systemie. Każdy dokument ma swój indywidualny numer referencyjny, który znajduje się na kolejnych stronach, charakteryzuje się on specjalną czcionką.
Dostęp do systemu jest stopniowany, a uprawnienia są różne dla każdego z poziomów.
Ja mam dostęp do informacji dotyczących mojego powiatu, a wojewódzki lekarz do województwa. On jednakże nie ma uprawnień do edycji wprowadzonych tam świadectw. Do całej bazy ma dostęp tylko główny lekarz weterynarii. Użytkownikiem systemu może być, między innymi, także rolnik, który posiadając własny login i hasło, wypisuje podstawowe dane i generuje świadectwo ze statusem „nowe”, przedstawia je do weryfikacji i zatwierdzenia przez powiatowego lekarza weterynarii, który działa zgodnie z przedstawioną wyżej procedurą.
Rolnik nie jest w stanie sprawdzić, czy przyjechały do niego zwierzęta przeznaczone do tuczu, czy do hodowli.
To jest kwestia uczciwości sprzedawcy. W kraju również zwierzęta nie nadające się z różnych powodów do dalszej hodowli, przeklasyfikowuje się na materiał rzeźny i jako taki sprzedaje.
Przekolczykowanie prosiąt jest trudne.
Trzeba by mieć kolczyki z kraju, z którego są wiezione. Jest to dużo zachodu. Zdarzały się takie przypadki u bydła, ale raczej nie u trzody chlewnej. Jedyne, co można sfałszować to dziennik podróży. System Traces jest skonstruowany tak, aby dane mogły być w sposób łatwy i krzyżowy weryfikowane oraz żeby jak najbardziej utrudnić jakiekolwiek manipulacje. Ale jeżeli ktoś chce z gruntu oszukać rolnika i na przykład już na etapie składania wniosku zgłosi zwierzęta hodowlane jako warchlaki do tuczu, to powiatowy lekarz weterynarii nie jest w stanie tego sprawdzić. W tym celu trzeba by przeprowadzać badania genetyczne.
Piotr Polok, kierownik filii w Opolu i Poznaniu, Polskiego Związku Hodowców i Producentów Trzody Chlewnej „POLSUS”
Do krzyżowania powinno się brać po stronie matecznej PBZ (Polska Biała Zwisłoucha) i WBP (Wielka Biała Polska), ewentualnie krzyżówkę tych dwóch ras. Natomiast, po stronie ojcowskiej, jeśli chce się wyprodukować dobre tuczniki, powinien być knur mięsny, czyli Duroc, Hampshire, Piétrain lub ich mieszanki.
Zastosowanie knura Piétrain w krzyżowaniu towarowym powoduje to, że tuczniki są wysokomięsne, ale potrzebują lepszych warunków utrzymania i lepszego żywienia.
Krzyżowanie towarowe z Piétrain stosuje się na masową skalę, około 90%, w Niemczech i w Austrii. Jeżeli prosięta pochodzą z tych dwóch krajów, rolnik musi się spodziewać udziału tej rasy w linii tuczników. Fachowiec jest w stanie w późniejszym okresie tuczu rozpoznać, czy jest udział krwi rasy Piétrain. Te sztuki są krótsze, lepiej zbudowane. Piétrain jest świnią łaciatą, ale kolor biały jest w genetyce dominujący, więc jedna część tuczników też będzie całkiem biała, a druga może mieć łaty. Duroc natomiast jest jednomaścisty, od jasnobeżowego po ciemnobrązowy, co może przekładać się na niejednorodne umaszczenie krzyżówek.
Najprawdopodobniej hodowca produkujący prosięta na sprzedaż stosuje jeden rodzaj krzyżowania, który powoduje, że będą one szybko rosnąć.
Natomiast, jeśli ktoś sprowadza prosięta, to nie robi tego sam, tylko przez firmę pośredniczącą i to ona powinna poinformować rolnika o tym, jaki materiał mu sprzedaje.
My, jako stowarzyszenie, głównie zajmujemy się oceną materiału zarodowego w chlewniach hodowlanych.
Nasi hodowcy mają własne tuczniki i nie sprowadzają ich z zagranicy. Uważam, że sytuacja byłaby idealna, gdyby gospodarze mogli kupić prosięta w Polsce, ale że nie ma fizycznie takiej możliwości, aby mogli kupować w dużych partiach wyrównany materiał, jest on sprowadzany, głównie z Danii, Holandii oraz Niemiec. Przy czym opinie kupujących co do jakości prosiąt są różne. Od pozytywnych, do bardzo negatywnych.
Rolnik kupujący prosięta z zagranicy nie jest w stanie sprawdzić, jaki materiał przyjął. Jeśli nawet występuje dolewka krwi rasy Piétrain, nie jest to cecha dyskwalifikująca transakcję. W tym momencie trzeba wziąć pod uwagę, że jeśli chce się sprowadzać świnie z tego samego miejsca, należy pomyśleć o zmianie sposobu żywienia.
Agnieszka Kozak, inspektor weterynaryjny z działu ds. ochrony zwierząt, Wojewódzki Inspektorat Weterynaryjny we Wrocławiu
Nieprawidłowości w dostawach powinni zgłaszać rolnicy, ale może też je odkryć powiatowy lekarz weterynarii, ponieważ on, poinformowany, że na jego teren przyjedzie przesyłka, powinien pojechać na miejsce i zweryfikować, czy dane na świadectwie się zgadzają ze stanem rzeczywistym. Każdy samochód transportujący zwierzęta kopytne, w tym trzodę chlewna, jadący powyżej 8 godzin powinien mieć zainstalowany system GPS, monitorujący trasę i czas przejazdu oraz przystanki.
Wiadomo, że im dokładniej gospodarz przejrzy dokumenty, tym lepiej dla niego.
Nie słyszałam jednak, żeby na terenie województwa dolnośląskiego zdarzyła się jakaś odmowa przyjęcia przesyłki.
Niedawno mieliśmy zgłoszenie od powiatowego lekarza weterynarii o przesyłce, w której nie zgadzała się ilość zwierząt z tym, co było w świadectwie. Dodatkowo nie były one zakolczykowane. Nie ma możliwości, aby zwierzę zgubiło, podczas transportu, dwa kolczyki. Może to więc świadczyć o świadomym opuszczeniu tej grupy podczas kolczykowania, ale powodem może być szereg innych przyczyn, jak przeoczenie czy to, że zwierzaki przeszły z kojca do kojca. Załadunki często odbywają się w nocy i istnieje możliwość, że ktoś nawet nie zauważył, że nie dopełnił swojej powinności. Natomiast taki proceder został od razu zgłoszony do głównego inspektoratu weterynarii, który zbada jego powód.
-
dobrze, jeśli pieczątka przybita jest tak, aby obejmowała wszystkie kartki. Nie ma wtedy możliwości wyjęcia którejś z nich,
-
czasami numer referencyjny jest napisany odręcznie, musi być wydrukowany, nawet jeśli zaszły jakieś zmiany. Tylko wtedy wiadomo, że zgadza się z tym, co jest w systemie,
-
na świadectwie musi być zaznaczone, że zwierzęta są do tuczu, a nie do hodowli,
-
należy spojrzeć na datę urodzenia prosiąt i datę transportu, aby móc policzyć, czy zwierzęta nie są stare,
-
rolnik musi sprawić, czy zgadza się ilość sztuk rzeczywistych i w dokumencie.
-
nazwisko osoby odpowiedzialnej za podróż,
-
czas trwania podróży
-
liczba zwierząt
-
przewidywany całkowity ciężar partii (w kg)
-
całkowita powierzchnia przewidziana na partię w m2
-
czas trwania i miejsce postojów
-
podpis organizatora
-
Liczba zwierząt dostarczonych nie zgadzała się z liczbą podanych w świadectwie zdrowia
-
Brak kolczyków u przybyłych świń
-
Nieprawidłowy adres miejsca przeznaczenia
-
Nieprawidłowy adres odbiorcy
-
Wskazany niewłaściwy przewoźnik
-
Brak informacji dotyczących zdrowia, w tym szczepień, urzędowej wolności stada
-
Brak weterynaryjnego numeru identyfikacyjnego
-
Nieprawidłowe wypełnianie książki podróży
-
Niezwracanie pewnych dokumentów Jak podają wojewódzkie inspektoraty weterynaryjne, wszystkie z wyżej wymienionych uchybień, miały charakter incydentalny, żadne nie było notorycznym procederem.
* na terenie województw opolskiego, wielkopolskiego, dolnośląskiego i kujawsko-pomorskiego