Czy polscy rolnicy źle gospodarują wodą?
Panie dyrektorze, w ostatnich latach coraz częściej słyszymy doniesienia o suszy. Czy klimat rzeczywiście tak bardzo się zmienia, a rolnicy mocno odczuwają to na swojej skórze?
I tak, i nie. Musimy zdać sobie sprawę, że samo pojęcie suszy jest niezwykle rozciągliwe. To nie jest statyczna sytuacja, że dzisiaj suszy nie mamy, ale od jutra ona już będzie. Jest to tak naprawdę zjawisko, które się rozwija. Najpierw mamy suszę atmosferyczną - więcej wody wyparowuje, aniżeli pada. Jeżeli to zjawisko trwa, pojawia się susza glebowa, zwana rolniczą. Wtedy potrafią już ucierpieć rośliny uprawne. Nie wytwarzają odpowiedniej masy, odpowiedniej ilości ziaren. Następnym poziomiem jest susza hydrologiczna - tzw. niżówka hydrologiczna, która dotyczy zwłaszcza rzek i jezior. Jeżeli ta niżówka trwa, to wtedy możemy już mówić o zmianach klimatycznych, bo później następuje już susza hydrogeologiczna. To są etapy tego zjawiska. Susza ma różne oblicza, ale jeżeli chodzi o rolnictwo, najbardziej dotkliwa sytuacja panuje w centrum Polski.
Dlaczego właśnie centrum naszego kraju jest najbardziej narażone na występowanie suszy rolniczej?
Problem polega na tym, że w pasie środkowym naszego kraju mamy do czynienia z najmniejszą ilością opadów. Jest to około 500-600 mm rocznie. W tym samym czasie wyparowuje od 650 do 750 mm, a w suchych, upalnych latach, których mamy coraz więcej, nawet 900-1.000 mm. Nie wyliczając nawet bilansu wodnego precyzyjnie, widzimy że mamy deficyt. Niepokojące jest to, że te zjawiska się powtarzają, chociaż tegoroczna sytuacja była wyjątkowa. Jeśli chodzi o ostatnie lata, najgorsza ze wszystkich. Stało się tak ze względu na to, że istotny jest też rozkład opadów. W okresie wegetacyjnym - generalnie licząc - od kwietnia do lipca w tym roku rośliny nie miały zapewnionych nawet połowy potrzeb z opadów. Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa ocenił straty w tych uprawach na poziomie minimum 20%, natomiast rolnicy wskazywali, że były to straty co najmniej 30%.
Co robią z problemem Wody Polskie?
W programie przeciwdziałania skutkom suszy staramy się przy pomocy naszych inwestycji wzmocnić retencję. Politycy i publicyści często używają takiego sformułowania, że mamy małe zasoby wodne. Oczywiście, częściowo jest to prawda, bo mówimy o 1,6 tys. m3 wody na mieszkańca, ale to jest ta woda, która spada nam na głowę. Starajmy się jednak, aby woda z rzek nie odpływała do morza. Zbiorniki słone doskonale poradzą sobie bez niej, natomiast my nie damy rady, więc zatrzymujmy ją. Świetnie robią to Hiszpanie. Oni zatrzymują 45% wody z cieków. Mają 1.900 obiektów - łącznie ze zbiornikami podziemnymi. My zatrzymujemy około 7% i mamy około 120 obiektów do tego przeznaczonych. Celem na nadchodzące lata jest dojście do poziomu 15-20% - czyli średniej unijnej. Sporo pracy przed nami, zwłaszcza w zakresie małej retencji. Zatrzymujmy wodę tam, gdzie ona spada. Najistotniejsze aby była ona jak najbliżej producenta, który chce ją wykorzystać. Są takie możliwości. Mamy w okolicy przykład pola, na którym rolnik wykonał drenaż na około 12 ha, a oddziałuje to na ponad 40 ha. Najpierw woda jest wiosną odpuszczana, kiedy zalega na polach, później z rowu rolnik ją czerpie zyskując zwiększenie produkcji o ponad 1,2 tony pszenicy z hektara. Tutaj właśnie jest możliwość ogromnej współpracy między Wodami Polskimi a rolnikami.
Podał Pan przykład rolnika, który dobrze zarządza wodą, a czy - patrząc w szerszej perspektywie - nie jest tak, że rolnikom brakuje pod tym względem świadomości?
Myślę, że trochę tak jest. Ja obserwuję gospodarstwa, które uprawiają warzywa na glebach wysokiej klasy w okolicach Inowrocławia. I widzę jak tam rolnicy korzystają z wody, czerpiąc z wód podziemnych, z głębokości 80-100 metrów. Jest to bardzo nieracjonalne, bo wyczerpujemy w ten sposób nasze zasoby podziemne, które w dużej części są nieodnawialne, a jeżeli się odnawiają, to w zależności od tego, jaka jest warstwa przepuszczalna, może to trwać od 300 do nawet 500 lat. Te płytsze wody zaskórne czy gruntowe odnawiają się znacznie szybciej, to jest oczywiste, ale te wody bardzo cenne, o które zabiegamy do spożycia, one nie odnawiają się - a przynajmniej nie tak szybko. Wpływ na takie zużycie wód głębinowych ma też na pewno sytuacja, że w tej chwili cena wody do nawodnień jest śmiesznie niska - waha się w granicach 6 -7 groszy za metr sześcienny. To nie jest cena racjonalna za taki skarb jakim jest woda. Dla racjonalności użycia wody głębinowej cena powinna być większa, bardziej byśmy ją cenili… Możemy żyć bez takich kopalin jak np. złoto, ale niemożliwe jest życie bez wody. Warto przeprowadzić takie ćwiczenie myślowe: porównajmy zasoby wody na ziemi do 10 litrowego wiadra. W tych 10 litrach mamy tylko szklankę 250 ml wody słodkiej. Z czego dostępna dla nas jest łyżeczka. No to mamy prawo i możliwość rozpryskiwania tej wody? Tym bardziej w południe, w czasie dużych upałów? Skuteczność takiego zabiegu jest niewielka, więc musi brakować świadomości, bo gdyby rolnik był świadomy, to wiedziałby, że wylewanie wody o temperaturze 8-10 stopni na rośliny w upale nic nie daje. Mamy dużo do zrobienia w tej kwestii, ale z drugiej strony wielu rolników już do takiej wiedzy dochodzi. Pracując w poprzedniej instytucji związanej z rolnictwem, byłem świadkiem tego, jak masowo zgłaszali się użytkownicy gruntów popeegerowskich z wnioskami o likwidację oczek wodnych i zadrzewień śródpolnych, które przeszkadzały im w uprawie maszynami o dużych gabarytach. Dziś okazuje się, że takie oczka są czymś bezcennym. Każdy rolnik chciałby je mieć w swoim zasięgu, żeby móc wykorzystywać wodę powierzchniową do podlewania.
Te informacje o „łyżeczce” wody dostępnej dla ludzkości nie brzmią optymistycznie.
Ja nie chcę straszyć, bo wody wystarczy nam jeszcze na długo, według jednego z badań ten okres jest liczony nawet w milionach lat. Zresztą, ilość wody na ziemi się nie zmienia, jest stała. Natomiast nierównomierność opadów, ich zły rozkład, wzrost temperatury - to są zjawiska, które na pewno nie służą produkcji rolniczej i musimy się mocno zastanowić, w jaki sposób wodę użytkować, chroniąc tę, która jest najcenniejsza.
Jakie są jeszcze sposoby na to, żeby zatrzymywać wodę i wykorzystywać ją na swoich użytkach?
Stare prawo wodne definiowało to w ten sposób, że były melioracje szczegółowe, czyli te znajdujące się bezpośrednio na polu rolnika i oddziaływujące na jego grunt i melioracje tzw. podstawowe - czyli najczęściej rowy otwarte, które odprowadzały nadmiar wody. Kiedy powstawały melioracje, każdemu się wydawało, że głównym ich zadaniem powinno być odprowadzanie wody. Dziś widzimy, jak błędne było to podejście. Melioracje powinny działać w dwie strony - odwadniać wtedy, kiedy jest nadmiar wody i przyjmować, kiedy jest ona potrzebna dla roślin. To jest kierunek, w którym powinniśmy iść. Jeśli chodzi o Wody Polskie, mamy na następne lata plany budowy kolejnych obiektów, kolejnych zbiorników retencyjnych. Przede wszystkim małych, na tym według mnie powinniśmy się skupić. Duże zbiorniki są bardzo istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa ludności, one też są bardzo potrzebne. Gdyby nie funkcjonował zbiornik w Raciborzu, to trzy lata temy mielibyśmy podobną sytuację jak podczas powodzi tysiąclecia w 1997 roku. Dlatego też inwestycje w duże zbiorniki powinny być kontynuowane, ale z punktu widzenia rolniczego istotniejsze są te mniejsze inwestycje - w zastawki, jazy na ciekach wodnych na których bezpośrednio gospodarujemy - rolnicy i spółki wodne. My chcemy doprowadzić do powstawania lokalnych partnerstw wodnych. To rozwiązanie zaproponowały nam Ośrodki Doradztwa Rolniczego i rzeczywiście od trzech lat trwa akcja, prowadząca do tego, żeby lokalne partnerstwa wodne gromadzone na poziomie powiatu decydowały w jaki sposób gospodarować wodą na danym terenie. Ja wyobrażam sobie to w ten sposób, że osoby zainteresowane siadają wspólnie do stołu i omawiają strategię, konieczne inwestycje w zastawki czy jazy.
Wpływ na lepsze zatrzymywanie i wykorzystanie wody ma też sam sposób uprawy? Eksperci i sami rolnicy mówią o tym, że w walce z suszą pomaga np. uprawa bezorkowa.
Badania rzeczywiście wskazują na to, że tego typu zabiegi agrotechniczne po pierwsze zmniejszają zużycie paliw w procesie produkcji rolniczej, a po drugie zapewniają lepszą wilgoć wrzuconym w glebę ziarnom, ale jest to jednak tylko część prawdy. Ja jestem jeszcze ze starej szkoły rolniczej i według mnie nie możemy pozostawiać nietkniętych wierzchnich warstw roli. Wcześniej czy później ona musi być przerzucona, musi być przeorana. Musimy mieć też świadomość tego, że nie na każdej klasie gruntu damy radę tego typu uprawy stosować. Generanie rzeczywiście uproszczenie uprawy, zmniejszenie przerzucania gleby sprawia, że jej nie przesuszamy, ale ja zalecałbym ostrożność.
Trzeba pamiętać o tym, że gleba musi mieć odpowiednią strukturę, musi następować podsiąkanie, bo inaczej co z tego, że w wierzchniej warstwie zatrzymamy więcej wody, kiedy głębiej będzie ona nieprzepuszczalna albo zbyt przepuszczalna?
Na narastające problemy z suszą duży wpływ ma rosnąca średnia temperatura? Niedawno synoptycy odnotowali rekord ciepła w październiku. Takich wyników nie było jeszcze w historii pomiarów…
Niewątpliwie temperatura jest jednym z głównych czynników transpiracji i ewapotranspiracji, czyli wszystkiego tego, co nam ucieka zarówno z gleby, z wód, jak i z roślin. Ale musimy do tego zjawiska jakoś przywyknąć, bo najprawdopodobniej są to zmiany trwałe i postępujące. Być może za jakiś czas nasze otoczenie się zmieni. Musimy mieć tę świadomość, że jeszcze kilkanaście tysięcy lat temu na Saharze było zielono, więc nie jest to jakaś nadzwyczajna sytuacja - zmiany klimatyczne na ziemi co jakiś czas się dokonują, nie ma powodu do dramatyzowania. Jest powód do tego, żeby się zastanowić, zobaczyć, co w miarę szybko możemy zrobić? Jak zabezpieczyć te wody, które na nas spadają i spływają do morza? One nadal będą spadać, w tej czy innej ilości.
Przytoczył pan wcześniej Hiszpanię jako przykład na to, że można zatrzymać prawie połowę wody spływającej ciekami do mórz i oceanów. Czy możemy kiedyś Hiszpanów doścignąć?
Co najmniej kilkanaście lat zajmie nam dojście do średniej unijnej. Musimy wykonywać więcej zbiorników i innych budowli, które będą służyły do zatrzymywania i gromadzenia wody. Będziemy podążać w tym kierunku. Innego nie ma.
Najwięcej pracy mamy w środkowej części naszego kraju? To tutaj, jak już zauważyliśmy, rolnicy najbardziej odczuwają skutki suszy.
Tak. W Wielkopolsce i południowych krańcach woj. kujawsko-pomorskiego skutki suszy potęgują odkrywki kopalniane. Aby dojść do złóż węgla brunatnego, trzeba było stamtąd odpompowywać wodę. To doprowadziło z kolei do obniżenia się poziomu wód gruntowych, bo to jest system naczyń połączonych. To jest jedna z przyczyn, przez które rolnicy w Wielkopolsce i na Kujawach cierpią, bo tej wody znacznie ubyło. Dokładając do tego nierównomierne rozłożenie opadów, mamy obecną sytuację. Problem z odkrywkami będzie jednak naprawiany. Jest realizowany obecnie całościowy program zapełniania wodą dotychczasowych wyrobisk. Liczymy na to, że wody gruntowe dzięki temu w miarę szybko powrócą do swojego poziomu.
A jak w dłuższej perspektywie poradzą sobie rolnicy gospodarujący na najlżejszych, najbardziej przepuszczalnych glebach? Czy uprawa na takich ziemiach będzie opłacalna?
Biorąc pod uwagę całe moje doświadczenie rolnicze, myślę, że uprawa na takich glebach będzie trudna w perspektywie nadchodzących kilkunastu-kilkudziesięciu lat. Trzeba pamiętać, że zgromadzenie wody i przekazywanie jej roślinom kosztuje i tutaj będzie zachodziło pytanie o ekonomiczną stronę takiego przedsięwzięcia. Ja jestem zdania, że na VI klasie gruntów powinniśmy dać sobie spokój z uprawą. Brakuje nam podobno lasów - posadźmy je tam, one sobie w takich warunkach poradzą zdecydowanie lepiej niż rośliny uprawne. Skupmy się na tych pozostałych glebach, a mamy ich pod dostatkiem. Nasi rolnicy są znakomici, potrafią produkować i poradzą sobie bez tych najgorszych gleb. Zadbajmy bardziej o jakość uprawy gleb, tak żeby miały one np. odpowiednią ilość próchnicy - jakże ważnej w utrzymywaniu wilgoci w glebie.
ZOBACZ TAKŻE: Ekielski: Trzeba boleć nad tym, że nie mamy własnego producenta ciągników
- Tagi:
- susza
- Wiekopolska
- uprawa bezorkowa