Dlaczego rolnik szuka żony w telewizji?
Podobnego zdania jest Zbigniew Klawikowski, którego również mogliśmy oglądać w show „Rolnik szuka żony” (I edycja). - To, co zostało pokazane w programie, jest naturalne, takie życiowe, nie jest lukrowane, nie jest wyreżyserowane - nie mieliśmy napisanych żadnych tekstów, nie mówiono nam, co mamy powiedzieć. (…) Wielokrotnie pojawiało się gdzieś zakłopotanie, wynikające z naturalnego przebiegu sytuacji. Zwraca jednocześnie uwagę na następującą rzecz:
- Obserwuję kolejne edycje programu „Rolnik szuka żony” i widzę pewne różnice między tym, jak było u nas w pierwszej edycji, a tym, co w kolejnych. Wydaje mi się, że program zaczyna być taki trochę jakby „pod widza”. Nie ma w nim już takiej naturalności, jak wcześniej, dlatego najciekawsza była chyba pierwsza edycja. My nie wiedzieliśmy, tak na dobrą sprawę, czego mamy się spodziewać, mieliśmy pierwszy kontakt z kamerą. Do drugiej i trzeciej edycji zgłaszały się już osoby, które - tak mi się wydaje - już bez problemu znalazły sobie drugie połówki bez udziału w programie. Zgłaszały się osoby, które gdzieś chciałby zaistnieć, wypromować się czy coś takiego. Jak sam – na przykład – nie zgłaszałem się do programu.
Kto zatem to zrobił?
- Pan z ODR-u mnie zgłosił. Później, jak rozmawiałem z dyrektorem ODR-u w moim rejonie - z Gdańska, to mówił, że z naszego województwa pomorskiego było 12 chłopaków zgłoszonych. Telewizja zapukała do ODR-ów, bo one mają najbliższy kontakt z rolnikami. Było przecież dużo rolników-kawalerów, ale oni nie chcieli wystąpić - opowiada Zbigniew Klawikowski.