KGW - szyją maseczki i walczą z wirusem [ZDJĘCIA]
- 1/7
- następne zdjęcie
KGW to synonim aktywności. Działają od świąt do świąt, od jarmarku do odpustu, od festynu do dożynek i tak w kółko, cały rok. I jak zatrzymać tak rozpędzony walec?!
Najwidoczniej nawet zaraza uznała to za karkołomny wyczyn i powoli opada z destrukcyjnych sił. Koła wytoczyły przeciw niej ciężkie działa w postaci … maszyn do szycia i zabrały się do robienia ochronnych maseczek.
W Małopolsce jako jedno z pierwszych w akcję szycia włączyło się KGW z Bukowiny Tatrzańskiej i już w połowie marca przekazywało maseczki pierwszym potrzebującym z tutejszego ośrodka zdrowia. - Zewsząd dochodziły do nas sygnały, że tu nie ma, tam nie ma – mówi przewodnicząca Zofia Babiarz – To żeśmy się skrzyknęły i siadły do maszyn. W potrzebie był także szpital w Zakopanem, więc Koło zaopatrzyło odziały: położnictwa i dializy. Początkowo szyły z zakupionego przez siebie materiału, potem z pomocą przyszedł jeden z banków i inne instytucje, także małopolska ARiMR. Koło działa już 17 lat i skupia 23 panie.
Jedenaście szyje, a pozostałe składają, kroją, zaprasowują, czasami i po siedem-osiem godzin dziennie. - Pięćset fartuchów z flizeliny do ośrodka zdrowia szyłyśmy cały dzień. Po pierwszym tysiącu przestałyśmy liczyć maski, szkoda było czasu na rachunki – opowiada pani Zosia.
Niekiedy nie ma nawet czasu na jedzenie, ale dobrzy ludzie o nas pamiętają. Właściciele pizzerii z Bukowiny zafundowali dziewczynom pyszny posiłek i to niejeden raz. Takie gesty dodają sił do pracy. Za „podarunki na wagę złota” Koło otrzymało piękne podziękowanie od lekarzy z krakowskiego szpitala im. Gabriela Narutowicza. - Dary nie przyleciały wprawdzie Antonowem – czytamy w liście od medyków – ale przecież maleńka Galicja nie ma taaakiego lądowiska, a ogromniaste skrzydła mogłyby strącić krzyż ze Śpiącego Rycerza w samiuśkich Tatrach i górale ciupagami by nas zaciukali.
- 1/7
- następne zdjęcie