Czysty powrót z pola brudnym ciągnikiem, czyli o tym pierwszym
Nasze gospodarstwo położone jest na pogórzu, więc deszczu trochę mamy. Deszcz jest cenny, zwłaszcza gdy spodnie w odpowiednim momencie i na odpowiednie uprawy. U nas tak właśnie w tym roku było, choć z jednego powodu mieliśmy z nim „pod górkę”.
Pola rozstrzelone mamy po różnych wioskach, na których kiedyś królowały przede wszystkim gospodarstwa. Czasy się jednak zmieniły i Kochanowskiego „wieś radosną, wieś spokojną” odkryli dla siebie również i nie-rolnicy. Jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać przy wyremontowanych z programów unijnych drogach piękne domy. Domy jak z bajki, małe i duże, ale wszystkie przy czyściutkich drogach. Miło jest jechać przez te wioski i widzieć, jak nasz kraj pięknieje, a ludziom powodzi się coraz lepiej. Miło jest to widzieć z okien samochodu, gorzej jednak, gdy trzeba tamtędy wracać z pola sprzętem, a do tego jeszcze po deszczu.
Niejedna rozmowa toczyła się już w naszym biurze na temat „czystego powrotu z pola brudnym ciągnikiem”. Zakupiliśmy miotły i czyściliśmy koła, zamiataliśmy ślady za sprzętem, a gdy to było możliwe - czyściliśmy ogumienie, jeżdżąc po łące przed wjazdem na drogę. Efekt był lepszy lub gorszy, ale dyskusje z właścicielami nowych domów coraz częstsze i nierzadko bezsensowne. Oni chcieli mieć czysto przed swoimi posesjami, a my musieliśmy przed tymi posesjami przejeżdżać. Najgorzej było wiosną, gdy pola były jeszcze „gołe”, a profile kół pełne błota. Latem było znacznie lepiej, ale niebawem przyjdzie przecież jesień…
Podczas tych rozważań przyszedł mi na myśl przypadek, który widziałam w niemieckiej Dolnej Saksonii. Spacerując po osiedlu (!) małego miasteczka natknęłam się na gospodarstwo hodujące trzodę chlewną. Zza żywopłotu dobiegały pomrukiwania szczęśliwych świń, a chwilę później zobaczyłam tarzające się w błocie czworonogi. Stanęłam jak wryta: na terenie osiedla kąpało się w błocie stadko świń, ludzie spacerowali obok nich, a dzieci piszczały z radości i pewnie trochę z zazdrości, że też tak nie mogą zrobić.
Obok przejeżdżał rowerzysta. Pedałował dziarsko, ale zatrzymałam go w biegu, aby spytać czy zna gospodarza: - To Ludwig. O, tu obok jest jego dom - powiedział i już chciał jechać dalej, ale dopytałam, czy nie przeszkadza mieszańcom, że Ludwik ma świnie na ich osiedlu. - Nic a nic. Ludwik, jego ojciec a jeszcze wcześniej jego dziadek byli tutaj pierwsi, jeszcze długo przed nami.