ASF. Producent trzody: Już raz straciliśmy wszystko
- Powstała chlewnia, dwie odchowalnie, magazyny, zbiorniki i tak jedno pociąga drugie. Niedawno dobudowaliśmy chlewnię dla tuczników - mówi Piotr Gulczewski spod Pleszewa.
Paweł Gulczewski z Żegocina (gmina Czermin, powiat pleszewski) wraz z rodzicami postawili na hodowlę trzody chlewnej. Choć czasy dla takiej produkcji, ze względu na walkę z ASF i niskie ceny wieprzowiny w skupie, nie są łatwe.
Rodzina pana Pawła gospodaruje na 18 ha ziemi. Uprawiają zboża, wykorzystywane w 100% na własne potrzeby. A potrzeb jest sporo. W gospodarstwie Gulczewskich utrzymuje się się od 350 do 700 sztuk trzody. – Mamy maciory, tuczniki, prosięta – wymienia Paweł Gulczewski z Żegocina. Czy w dobie walki z ASF w tej branży rolniczej nie jest szczególnie trudno? – Jesteśmy twardzi i zaprawieni w bojach. Mamy za sobą chorobę Aujeszky’ego, przez którą straciliśmy wszystko i wszystko zaczynaliśmy od nowa – mówią rodzice młodego rolnika.
Rozbudowują się od 15 lat
W gospodarstwie wszystko robią sami, we troje: 28-letni, najmłodszy z synów Paweł - absolwent technikum rolniczego i rodzice: Grażyna i Edmund. Starsze rodzeństwo wyjechało.
- Intensywnie się rozbudowujemy tak od 2003 roku. Powstała chlewnia, to zaraz dwie odchowalnie, magazyny, zbiorniki i tak jedno pociąga drugie. Niedawno dobudowaliśmy chlewnię dla tuczników - opowiada Paweł Gulczewski.
Sprawdź aktualne ceny żywca wieprzowego TUTAJ
Wszystkie maszyny własne
W swoim gospodarstwie Gulczewscy mają kompletny park maszynowy: kombajn, prasę, dwa duże ciągniki, dwa małe, agregaty i przyczepy. Wszystko zakupione ze środków własnych. - Na dotacje unijne jesteśmy za małym gospodarstwem, więc każdego roku, po kolei coś kupujemy. Raz tylko skorzystałem z programu "Młody Rolnik". Wtedy właśnie kupiliśmy nową prasę - opowiada pan Paweł. Teraz, w okresie zimowym, wszystkie maszyny są konserwowane, naprawiane. Już z myślą o nowym sezonie.
Czytaj także: Spada pogłowie loch - cena tucznika wzrośnie?
Sporo pracy przy prosiętach
Praca w gospodarstwie zajmuje panu Pawłowi 12-13 godzin dziennie. Najwięcej - wiosną i latem, kiedy oprócz trzody musi zajmować się obrabianiem ziemi. - Są takie dni, że pracuję nawet 16 godzin. Wtedy mam już serdecznie dosyć - uśmiecha się młody rolnik. Dużo pracy jest także przy prosiętach. - Oczywiście lekarz przyjeżdża, ale sami je szczepimy, robimy proste zabiegi, doglądamy. Zanim prosię sprzedamy, jest przy nim sporo roboty - opowiada Paweł Gulczewski.
Trzeba więcej pracować, by mieć to samo
Gospodarze należą do Zrzeszenia Producentów Trzody Chlewnej Grupa Kowalew. Pan Paweł ma nadzieję, że uda mu się utrzymać hodowlę. - Jesteśmy zawzięci, nie poddajemy się łatwo. A przy tych cenach, gdzie za kilogram tucznika dostajemy 3,40 zł, a szynka kosztuje 35 zł, można się czasami załamać - mówi młody gospodarz. Podkreśla, że przy tej ilości trzody, jaką ma, wystarcza na utrzymanie, ale inwestować jest ciężko. - A ziemi mamy za mało, żeby szukać pomysłu na inny zarobek. W każdym razie staramy się rozwijać. Choć dzisiejsze czasy określiłbym tak: trzeba więcej pracować, by mieć tyle samo - uważa pan Paweł.
Chronią się przed ASF
W ostatnich miesiącach dużo kosztowało gospodarzy zabezpieczanie chlewni przed ASF (Afrykańskim Pomorem Świń), roznoszonym przez dziki. - Choć dzika w naszych okolicach to nie wiem, kto i kiedy w ogóle widział - mówi Paweł Gulczewski. W sumie rodzina wydała na m.in. maty, ubrania ochronne, dozowniki do chemii - około 6.000 zł. - Nie chcemy już przeżyć tego, co w 2009 roku, kiedy panowała u trzody choroba Aujeszky'ego. Zostaliśmy bez środków do życia, bez niczego - wspomina Grażyna Gulczewska.
Już raz zostali bez środków do życia
Kiedy 10 lat temu w hodowli Gulczewskich u jednej maciory wykryto chorobę Aujeszky'ego, rolnicy mieli dwa wyjścia: albo oddać wszystkie do rzeźni, nawet prośne, albo sprzedać. - Nie mieliśmy sumienia ich oddawać na rzeź. Żadnych objawów tej choroby u tych macior nie było widać. Ale ponoć w jednej próbce wykryto Aujeszky'ego, do dziś nie wiemy, u której - opowiada pani Grażyna. Gospodarze sprzedali maciory po 1,60 zł za kilogram. Zostali z niczym. Matka i dwaj starsi synowie zmuszeni byli wyjechać do pracy zagranicę. Na gospodarstwie został ojciec i młodsze dzieci, które chodziły do szkoły. - Mimo to zaczęliśmy od nowa. Jesteśmy twardzi - zapewnia pan Paweł.
Czytaj także: Marta i Karol Łakomi wybudowali nowoczesną chlewnię
Oszczędzają dzięki fotowoltaice
W gospodarstwie Gulczewskich stawia się także na nowoczesność. Niespełna trzy lata temu zamontowano panele fotowoltaiczne. - Mamy instalację o mocy 10 kW. Zainwestowaliśmy w nią, żeby po prostu zmniejszyć rachunki. Były bardzo duże, a w tej chwili są niższe o 2/3 - mówi Paweł Gulczewski. - Instalacja powinna się zwrócić w ciągu 6-7 lat, a jej trwałość to 25-30 lat. Tak więc będzie jeszcze na siebie zarabiać - dodaje. Jest bardzo zadowolony z inwestycji. - Wielkopolska nadaje się pod fotowoltaikę, ponieważ jest dużo dni słonecznych, także jesienią i zimą - zapewnia pan Paweł.
Zobacz, jak 6 lutego protestują rolnicy w Warszawie