Całe życie ze zwierzętami

Rodzice pana Tomasza przejęli gospodarstwo w 1978 roku. Po śmierci ojca w 1988 roku rolnik stał się praktycznie głównym gospodarzem, choć własność ziemi dzieli jeszcze z członkami najbliższej rodziny. - Jestem najstarszy z rodzeństwa. Od dzieciństwa pociągała mnie praca w gospodarstwie. Mogę powiedzieć, że była i jest to moja pasja. A gdyby ktoś zapytał mnie o moje hobby, to też rolnictwo mógłbym śmiało do tej kategorii zaliczyć - mówi rolnik. - Teraz nie wyobrażałbym sobie innego zajęcia. I śmiejąc się dodaje: - Trudno chyba byłoby mi nauczyć się nowego zawodu. Od kiedy pamiętam, moje życie i zainteresowania krążyły wokół zwierząt w gospodarstwie i ciągników.
Po rodzicach przejął ponad 18 hektarów i zaczął powiększać gospodarstwo. Teraz użytkuje ponad 50 hektarów, z których plon stanowi w dużej części bazę do produkcji pasz. Przeważająca część areału znajduje się na terenie miejsca zamieszkania i tylko kawałek leży z drugiej strony gminy. Głównymi uprawami są: rzepak, który zajmuje od 10 do 14 ha i kukurydza na ziarno (10-12 ha), a resztę jęczmień i pszenica. O obszarze poszczególnych upraw decydują warunki płodozmianu, ale też klasa gleb. Dysponuje zarówno gruntami klasy VI, ale też VI „z”.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rodzina
Swoją żonę Agnieszkę poznał na dyskotece w Popowie Kościelnym w sąsiedniej gminie Mieścisko. Dziewczyna pochodziła z miejscowości o wdzięcznej nazwie Kurki. Teraz jest tam tylko jedno siedlisko ludzkie - leśniczówka, w której mieszka jej brat. W 2000 roku wzięli ślub. - Agnieszka nigdy nie miała problemu z tym, że zostanie żoną rolnika. Agnieszka i Tomasz są rodzicami czworga dzieci: Michała, Kacpra, Ani i Radka. Najstarszy syn Michał ma już 23 lata, skończył Technikum Rolnicze w Gołańczy i teraz prowadzi własną firmę. Kacper jest uczniem drugiej klasy tegoż technikum, a Ania i Radek są uczniami szkoły podstawowej. Póki co w pracy w gospodarstwie pomaga czasami brat.
Nie wiem, które z dzieci zdecyduje się zostać następcą, choć Kacper ma zamiłowanie do techniki. Teraz jednak młodzi ludzie myślą innymi kategoriami niż moje pokolenie i czas pokaże, komu kiedyś przekażemy gospodarstwo - stwierdza pan Tomasz. - Zawód rolnika nie zna pojęcia „wolne”, zwłaszcza jeśli prowadzi hodowlę, jak to ma miejsce w naszym gospodarstwie.
Profil zależny od koniunktury
Oprócz hektarów do obrobienia Liberscy mają hodowlę trzody chlewnej i chów opasów. Ilość sztuk nie jest stała. Były takie czasy, że przeważała trzoda chlewna, ale ceny na żywiec wieprzowy podlegały największym wahaniom. - Zdarzało się, że przy nagłym spadku cen dopłacaliśmy do hodowli z innej działalności rolniczej - wyjaśnia rolnik. - Teraz mamy stado 14 macior i w cyklu zamkniętym rośnie nam ok. 100 sztuk wieprzków. W ciągu roku odstawiamy ok. 200 sztuk trzody chlewnej.
Zmienia się też liczebność stada opasów. Bywało, że obsadzone było 50 stanowisk, teraz tuczowi podlega 35 sztuk. Cielęta do chowu kupują u sprawdzonych dostawców. - Jak wspomniałem wcześniej, zwierzęta w gospodarstwie były zawsze i to wyznacza nasz rytm pracy. Nie zdecydowaliśmy się np. na bydło mleczne, bo to powodowałoby problemy techniczne. Prawdę mówiąc, to nie ciągnie nas w tę stronę - dodaje.
Od ponad roku pan Tomasz stosuje metodę bezorkową. Uważa ją za właściwą. Służy glebie i jest coraz popularniejsza. Musiał jednak przystosować swój park maszynowy do tego sposobu uprawy. Trzeba było kupić niezbędny sprzęt towarzyszący nowemu ciągnikowi i dopasować narzędzia do dwóch już wcześniej użytkowanych. - Ta metoda pozwala oszczędzić czas i nikogo już nie dziwi. Widzę, że właściciele największych gospodarstw w okolicy też z powodzeniem stosują tę technikę. Sprzętu zbóż rolnik dokonuje własnym kombajnem, a zbiór kukurydzy zleca. - Przy areale 10-12 ha kukurydzy kupno kombajnu do kukurydzy nie ma uzasadnienia ekonomicznego.
Problemy rolników
Tomasz Liberski od niedawna zasiada w Powiatowej Izbie Rolniczej. - Zadaniem izby jest także opiniowanie spraw zgłaszanych przez rolników. Nabieram doświadczenia i… - tu się uśmiecha - nie jestem jeszcze zasypywany pytaniami i oczekiwaniami.
Kiedy panowała susza, to w jego gospodarstwie - szczególnie na słabych glebach - plony były niższe średnio o 40 procent. - Otrzymywane odszkodowania suszowe nie pokrywały u większości rolników poniesionych strat, ale wielu z nich pozwoliły na przetrwanie - ocenia rolnik.
Kiedy pytamy, co szczególnie dotyka rolników, odpowiada: - Wahające się ceny dyktowane przez graczy na rynku produktów. Nikt się nie pyta nas, o ile wzrosły koszty naszej pracy, natomiast narzuca się nam ceny zbytu. Jesteśmy niekiedy zmuszeni sprzedać nasze plony i zwierzęta po cenach, które ledwie pokrywają koszty.
Gospodarz podkreśla, że rolnicy nie chcą jałmużny. Dotacje służą głównie „łataniu dziur”, a przecież rozwiązaniem byłyby ceny gwarantowane. Gospodarstwo rolne to przecież dziś przedsiębiorstwo, w którym musi mieć miejsce także planowanie inwestycji. Jak to czynić, jeśli rolnik nie wie, za jaką cenę sprzeda zboże, żywiec, warzywa itp. Rolnicy w innych krajach Unii Europejskich to wiedzą już w momencie zasiewów lub rozpoczęcia hodowli czy chowu.
Gdyby planował powiększenie gospodarstwa, to ceny za hektar pozbawiają złudzeń. - Nawet nie myślę o tym, bo tylko zwiększyłbym ryzyko pozbawienia się zasobów na prowadzenie gospodarstwa - mówi.
Jest jednak przekonany, że potrzebne są dwie inwestycje w gospodarstwie: hala namiotowa dla ciągników i maszyn towarzyszących oraz wiata dla opasów.
Marzenia o Portugalii
Profil gospodarstwa narzuca także rytm życia. - Ponieważ zawsze w gospodarstwie prowadzimy hodowlę lub chów zwierząt, to nie ma mowy o pozostawienie ich bez opieki. Trudno więc mówić o planowaniu jakiegoś wypoczynku lub wakacji. Wprawdzie mieszkam w większym gronie rodziny, ale nie są oni w stanie zastąpić mnie w gospodarstwie - mówi refleksyjnie rolnik. - A mam jedno marzenie - chciałbym odwiedzić Portugalię i stanąć na brzegu Oceanu Atlantyckiego. Moim przewodnikiem byłaby ciocia. Ona mieszka niedaleko od plaż oceanu.
Konflikty między „miastowymi” i rolnikami
Stare Potrzanowo to była kiedyś samodzielna wieś, dziś to nazwa ulicy w Potrzanowie, największej wsi pod względem liczby zameldowanych osób w powiecie wągrowieckim. Kiedy nadchodzi wiosna, liczebność miejscowości podwaja się, bo sezonowo zjeżdżają się tu mieszkańcy Poznania i innych miast. Ich ekspansja spowodowała, że rolnicy mają coraz więcej problemów z rozwijaniem hodowli, ponieważ ludzie zapominają, iż wieś jest miejscem produkcji roślinnej i zwierzęcej. A to powoduje także konflikty między miejscowymi i „miastowymi”. Powołano nawet stowarzyszenie, które wymusiło na władzach miasta i gminy decyzje o zakazie budowy np. chlewni kurtynowych.
CZYTAJ TEŻ: ASF w kolejnym województwie. Tam go jeszcze nie było
- Tagi:
- rolnik
- gospodarstwo