Tylko zdrowa krowa ma szansę na dobry rozród
- Przyzwyczajamy się do tego, że celem fermy mlecznej nie jest produkcja mleka, a jak największy zysk. To jest hierarchia wartości, której ja nie akceptuję, a wyznaje ją wielu hodowców. Ja jestem zwolennikiem odwrotnego podejścia. Najpierw zdrowie. Tylko zdrowa krowa ma szansę do dobry rozród - podkreśla dr inż. Zbigniew Lach (Edukacja Rolnicza). Jak dodaje specjalista, tylko kiedy krowa będzie cieliła się co 390-400 dni, mamy szansę na dobre wydajności i trwały sukces ekonomiczny. - Niestety, w zakresie reprodukcji przez wiele lat byliśmy usypiani. Ciągle przedstawiane były nam dane, że skoro produkujemy dużo mleka, to musimy mieć kiepski rozród. Ktoś powiedział nawet jakieś dwie dekady temu, że to geny rasy Holsztyńsko-Fryzyjskiej są odpowiedzialne za kiepski rozród. Otóż nie! Nie ma takiego zapisu w DNA. Gdyby istniał, to specjaliści zajmujący się doborem buhajów już dawno by go wyeliminowali - tłumaczy naukowiec.
Większa wydajność, krótsza ruja
Według informacji przekazywanych przez uznanego w branży mlecznej eksperta, wraz ze wzrostem wydajności, skraca się czas manifestacji rui. - Takie są fakty i nie można z tym dyskutować. Kłopot jaki wszyscy mamy, jest następujący: nie zawsze potrafimy właściwymi parametrami opisać rozród. Ciąża nie może być miarą sukcesu rozrodu - mówi dr inż. Zbigniew Lach. - Indeks inseminacyjny, OMW (okres międzywycieleniowy), OMC (średni okres międzywycieleniowy), żaden z tych parametrów nie opisuje całego stada - dodaje.
Który hodowca ma lepszy rozród?
Na to pytanie specjalista starał się odpowiedzieć, używając ciekawego porównania. - Załóżmy, że mamy dwóch hodowców. Jeden na zacielenie zużywa 2 słomki, a drugi 3. Który z nich ma lepszy rozród, zakładając jednak przy tym, że ten, który zużywa 3 słomki, prędzej potrafi zacielić krowę? - pyta dr inż Lach, i tłumaczy: Ważniejszy jest czas, bo chcemy mieć ciążę jak najwcześniej. Moment, kiedy krowa zachodzi w ciążę jest kluczowy w temacie sukcesu bądź porażki w rozrodzie. Obecnie w Polsce średnie krowy utrzymywane są przez około 3,5 roku - czyli mniej więcej 1280 dni. Według danych przedstawianych przez dr Lacha, krowa która ma krótszy okres międzywycieleniowy, potrafi wyprodukować około 2-2,5 tys. kg mleka więcej w ciągu całego swojego życia. - 50% zysku mlecznica przynosi nam w pierwszych 100 dniach laktacji, dlatego też powinno zależeć nam na tym, żeby krowa wpadała jak najczęściej w pierwszą setkę laktacji - zaznacza naukowiec, tłumacząc, że wielu hodowców uważa, iż nie należy inseminować krów, które dają 50-60 kg mleka w ciągu doby. Jest to jednak według niego błędne podejście. - Pojawia się też inne pytanie, mianowicie - czy inseminować krowę w 60 dniu laktacji? Otóż tak. W tych dniach krowy mają najlepsze jakościowo pęcherzyki. Dłuższa laktacja nie oznacza lepszej wydajności. Byłoby tak, gdybyśmy oceniali tylko jedną laktację, ale czy o jedną laktację nam chodzi? - tłumaczy, zaznaczając, że wskaźnik Pregnancy Rate - czyli iloczyn między tym, jak intensywnie obserwujemy ruję, a tym jak inseminujemy krowy, minimalnie powinien być na poziomie 25%. - Wtedy stado nie zarabia ani nie traci na rozrodzie - podkreśla Zbigniew Lach, dodając, że jeden dzień bez ciąży powyżej 110. dnia laktacji kosztuje hodowcę 15-20 zł. - W Polsce mamy 2,3-2,4 mln krów. To jest 65-70 tys. cieliczek, które się nie rodzą, bo mamy przesunięty dzień wycielenia - tłumaczy, podając prosty sposób na obliczenie całkowitych kosztów hodowli. - Stara metoda mówi, że wystarczy pomnożyć koszty żywienia razy dwa. Jeśli zacielamy krowę miesiąc później, to zasuszamy ją miesiąc później. Jeżeli są to dwa miesiące, to się to podwaja i doimy tym samym dwa miesiące w strefie straty. Im wcześniej zacielę więc krowę, tym mniej mleka produkuję ze stratą.
Selekcja, a nie brakowanie
Czy krowę mamy zostawić w stadzie, czy ją wyrzucić? Ta decyzja powinna być przez hodowców podejmowana wyłącznie z ekonomicznego punktu widzenia. Warunkiem jest jednak możliwość wyboru. - Czym jest wartość ekonomiczna krowy? To jest odpowiedź na pytanie, czy lepiej zostawić krowę, czy może lepiej ją sprzedać i wstawić w jej miejsce jałówkę cielną - podkreśla dr Lach i dodaje: Może się okazać, że krowa dla mnie najgorsza, będzie dużo lepsza niż najlepsza u sąsiada. Wszystkie dane mamy u siebie. Jak twierdzi naukowiec, dzięki odpowiedniej selekcji, w stadzie, które ma odpowiedni rozród, każda krowa jest w stanie dodatkowo zarabiać. Zysk będzie widoczny jednak nie w rubryce z ilością wyprodukowanego mleka, a w liczbie sprzedanych buhajów. - W zysku nie możemy pominąć wyborów genetycznych. Niestety, hodowcy w większości patrzą tylko na indeks PF. Ale jeśli mamy buhaje z tym samym indeksem PF, to czy one są takie same? Otóż nie. PF umieszcza tylko buhaja na liście, ale to podindeksy mają nam powiedzieć, na które buhaje lepiej postawić - zaznacza Zbigniew Lach. - Kapitalne buhaje, ale ze słabym rozrodem, mogą być gorsze do stada. Trzeba mieć świadomość tego, że zysk, to nie tylko produkcja w oborze, ale także koncepcja genetyczna. Dzisiaj podjęta decyzja już się nie odwróci - dodaje.
Pomysł na sukces
Według specjalisty, dobrym rozwiązaniem na uzyskanie większego zysku z produkcji mleka jest krycie jałówek nasieniem seksowanych i szacowanie ich wartości genetycznej. - Zakładając, że potrzebuję 35 jałówek cielnych rocznie na remont stada, a rodzi się ich 65, wszystkie powinny być zgenotypowane i 35 najlepszych zostawionych dla siebie. Reszta na sprzedaż - podkreśla dr Lach, tłumacząc efekty takiego podejścia: Dzięki temu mamy mniej pracy, bo mamy mniej zwierząt. Mniejsze są także koszty żywienia i leczenia. Mniej pól przeznaczamy pod paszę, możemy więcej produkować towarowo. Mamy też szybszy postęp genetyczny. Zysk, zysk, zysk - podsumowuje.
- Tagi:
- rozród
- bydło mleczne
- żywienie