Mykotoksyny - cichy zabójca opłacalności w hodowli i chowie bydła
Skąd się biorą mykotoksyny?
Jeśli zastanowimy się, jaka grupa organizmów żyjących na Ziemi jest najważniejsza to musimy dojść do wniosku, że są to grzyby. Bez nich nie byłby możliwy obieg materii w przyrodzie czy istnienie całych ekosystemów. Grzyby mogą nam się kojarzyć z sielskim grzybobraniem czy smakowitą, aromatyczną potrawą. Dzięki nim możemy cieszyć się smakiem dojrzewających serów czy wędlin. Jednak od wieków ludzie używali ich również jako trucizny czy środka odstraszającego owady. Istnieją gatunki grzybów, które infekują inne organizmy żywe, pasożytują na nich, czasem uśmiercają, a czasem przekształcają w…zombi. Z ludzkiego punktu widzenia mają one jeszcze jedną mroczną stronę- niektóre z gatunków grzybów wytwarzają trujące substancje zwane mykotoksynami (mikotoksynami). Toksyny te towarzyszą ludzkości od zarania dziejów i są nierozerwalnie związane z produkcją roślinną, a co za tym idzie, również z produkcją zwierzęcą. Oczywiście dzięki odpowiedniej agrotechnice i przechowywaniu plonów nie jesteśmy już narażeni na śmiertelne epidemie, jak te, które wywoływał sporysz w średniowiecznej Europie, a które pochłonęły tysiące ofiar śmiertelnych. Jednak mykotoksyny są nadal niebezpieczne. Dzieje się tak głównie z dwóch powodów - po pierwsze ich obecność może być całkowicie niewidoczna, po drugie - są one szkodliwe nawet w niewielkich stężeniach, które przy ciągłej ekspozycji mogą się kumulować w produktach pochodzenia zwierzęcego takich jak mięso, mleko czy jaja. Tam, gdzie w trakcie przechowywania i obróbki technicznej produktów roślinnych występuje wysoka wilgotność i temperatura, nie jesteśmy w stanie uniknąć pojawienia się trucizny. Właśnie takie warunki są nierozerwalnie związane z wytwarzaniem pasz dla bydła. Warto więc zastanowić się, jaki wpływ mają mykotoksyny na wynik finansowy naszej produkcji.
Groźniejsze niż mogłoby się wydawać
Bydło i inne przeżuwacze są mniej narażone na działanie mykotoksyn niż zwierzęta monogastryczne. Dzieje się tak ze względu na buforujące działanie mikroorganizmów żwacza, które rozkładają i częściowo metabolizują truciznę. Jednak to, że mykotoksyny nie spowodują śmierci zwierzęcia, nie znaczy, że nie będą miały zabójczego wpływu na finanse hodowcy. Najpoważniejsze problemy mogą pojawić się na samym początku. Trzeba być świadomym tego, że zanim cielęta w pełni rozwiną wielokomorowy żołądek, są niezwykle wrażliwe na działanie mykotoksyn. Mogą one poczynić w organizmie młodego zwierzęcia znaczne, nieodwracalne szkody, a to, co zostanie zaprzepaszczone we wczesnej fazie odchowu, będzie później nie do nadrobienia. Jednak to, że starsze osobniki są bardziej odporne na toksyczne metabolity grzybów, nie znaczy, że nie mają one wpływu na kondycję zwierzęcia. Im więcej mykotoksyn znajdzie się w pobieranej przez zwierzęta paszy, tym większy mają one wpływ na mikroorganizmy żwacza i tym bardziej upośledzają one jego funkcje. W konsekwencji mamy mniejsze pobranie paszy, spadek kondycji, spadek odporności, mniejsze przyrosty i brak możliwości osiągnięcia przez zwierzę pełni potencjału genetycznego. Jest to szczególnie dotkliwe, jeśli chcemy pozyskać materiał hodowlany. Największe straty mykotoksyny będą wywoływały w stadach bydła mlecznego, szczególnie tych o wysokiej wydajności. Trucizny te powodują bowiem znaczny spadek parametrów związanych z rozrodem. Pojawić się mogą cysty na jajnikach, nieregularne ruje, problemy z zacieleniem, zamieranie zarodków i ronienie. Pogorszeniu ulega również stan wymienia – występują zapalenia, a liczba komórek somatycznych w mleku wzrasta. Mykotoksyny zawarte w paszy mogą również upośledzać funkcjonowanie narządu ruchu, wywołując problemy z racicami, ich rozwarstwianie się i kulawizny. W ten sposób skażenie pasz uderza w trzy filary produkcji mlecznej – rozród, wymię i nogi. Jakby tego było mało, mykotoksyny mogą również działać neurodegeneracyjnie, kancerogennie oraz upośledzać działanie wątroby czy nerek. Oczywiście nie wszystkie symptomy muszą występować, różny może też być stopień ich nasilenia. Objawy są nieswoiste, a ich przyczyną mogą być inne czynniki takie jak choroba, źle zbilansowana dawka pokarmowa, niewłaściwe warunki zoohigieniczne czy pasza złej jakości. Może się jednak zdarzyć, że wszystko powinno funkcjonować „jak w zegarku” - mamy dobre genetycznie bydło, dopracowaną dawkę żywieniową i żadnych innych błędów zootechnicznych, a jednak nie jesteśmy w pełni zadowoleni. Stado ma niezadowalające wskaźniki płodności, parametry mleka mogłyby być lepsze i pojawiają się kulawizny, ogólna zdrowotność stada nie jest zadowalająca, a zyski nie pokrywają poniesionych nakładów. Wtedy winowajcą z pewnością będą mykotoksyny.
Jak się bronić?
Co więc zrobić, żeby metabolity grzybów nie rujnowały naszych wysiłków? Z całą pewnością niezbędne jest zapobieganie rozwojowi grzybów patogenicznych na wegetujących roślinach. Mykotoksyny, które powstają w trakcie wzrostu i rozwoju roślin, są dużo bardziej niebezpieczne niż te, które powstały już po zbiorze. Żeby temu zapobiec, niezbędne jest stosowanie prawidłowej agrotechniki – używanie czystego mikrobiologicznie materiału siewnego, przestrzeganie terminu i norm siewu, odpowiednie nawożenie i oczywiście terminowe przeprowadzanie zabiegów fungicydowych. Nie wolno również zaniedbywać ochrony zebranych plonów przed pojawieniem się mykotoksyn. Zebrany surowieć należy przechowywać w odpowiednich warunkach. W wypadku zbóż zadbać musimy o czyste, suche i przewiewne pomieszczenia. Przy produkcji kiszonek warto zadbać o odpowiedni termin zbioru, dodatek zakiszaczy, odpowiednie ugniecenie pryzmy i jej dokładne przykrycie. Przy zbiorze siana i słomy niedopuszczalne jest prasowanie wilgotnego materiału.
Jednak nawet skrupulatnie przestrzegając powyższych zasad, nie jesteśmy w stanie w zupełności wyeliminować skażenia toksycznymi metabolitami grzybów. Dlatego koniecznością jest stosowanie sorbentów mykotoksyn. Substancje te wiążą i neutralizują trucizny, działając bezpośrednio na surowce paszowe lub podane zwierzęciu działają w jego ciele. Szczególnie przydatna dla właścicieli stad bydła mlecznego wydaje się być ta druga metoda. Przy wyborze odpowiedniego produktu warto przemyśleć kilka kwestii. Po pierwsze stosowanie sorbentu nie jest modą, wymysłem czy zbędnym wydatkiem. Jest to niezbędna inwestycja. Po drugie cena produktu nie powinna być czynnikiem decydującym przy wyborze konkretnego produktu, powinna być nim jakość. Po trzecie środek, który będziemy stosować, powinien spełniać określone kryteria i być:
- łatwy w użyciu
- wieloskładnikowy, czyli wiążący różne rodzaje mykotoksyn
- skuteczny, czyli w istotny sposób obniżać ilość toksyn
- neutralny dla zwierząt, czyli nie wpływać niekorzystnie ani na zwierzęta ani na pozyskiwane od nich produkty.
Oczywiście stosowanie takich detoksykantów nie zwalnia nas z dbałości o jakość pasz, które podajemy zwierzętom. Sorbenty te mają określoną pojemność buforową i nie zlikwidują cudownie każdej ilości toksyn. Z całą pewnością bardziej opłacalne będzie zutylizowanie wyraźnie zepsutej, spleśniałej partii surowca paszowego niż podanie go zwierzętom. Aspektem, który często umyka naszej uwadze, jest jakość słomy, której używamy do ścielenia. Wydaje się to być sprawą mało istotną, ale ma ogromne znaczenie, szczególnie w wypadku najmłodszych zwierząt - cielęta, czy tego chcemy czy nie, będą podjadały ściółkę. Jeśli będzie ona stęchła, z dużą zawartością mykotoksyn, to może to zaważyć na naszej przyszłości, bo będzie rzutowało nie tylko na zdrowie cieląt w tej chwili, ale również na wydajność pierwiastek za dwa lata.
Mykotoksyny to podstępny przeciwnik. Może być całkowicie niewidoczny, kumulować się w organizmach zwierząt i atakować z zaskoczenia. Nie możemy go zupełnie pokonać, ale możemy go unieszkodliwić. Najważniejsze jest, żeby go nie lekceważyć i być świadomym zagrożenia. Możemy wtedy podejmować działania, które zbuforują negatywny wpływ mykotoksyn na nasz wynik finansowy.
Przeczytaj także: Ziemię od KOWR-u można kupić nawet poniżej 30 tys. za hektar
- Tagi:
- hodowla bydła
- mykotoksyny