Apetyt na ekologiczną żwyność
W Polsce, w której wciąż często brakuje pieniędzy na inwestycje, a która ma najlepsze położenie geograficzne dla rynku sprzedaży i jeszcze o wiele zdrowsze gleby niż zachodni sąsiedzi, niestety, nie wykorzystuje się szansy na rozwój rolnictwa ekologicznego.
W 2001 roku, gdy Polska była krajem partnerskim na targach ekologicznych Biofach, wszyscy podkreślali, że udział w tym wydarzeniu w takiej randze jest zbyt wczesny. Jednak już wtedy, biorąc pod uwagę ogólny rozwój rynku ekologicznego w Europie, można było podejrzewać, że polscy producenci dostrzegą dużą szansę dla siebie i wkrótce zechcą promować swoją ofertę nawet bez wsparcia ministerstwa rolnictwa czy urzędów marszałkowskich. Polska jest przecież ze swoimi 18,87 milionami hektarów upraw, obok Francji, drugim dużym rolniczym sąsiadem Niemiec. I to sąsiedztwo zaczyna się choćby prężnym województwem lubuskim, które leży przecież bardzo blisko stolicy Niemiec. A apetyt trzech i pół miliona berlińczyków na zdrowe produkty rośnie z roku na rok. Niemcy to po Stanach Zjednoczonych Ameryki drugi rynek produktów ekologicznych na świecie. Zapotrzebowanie na zdrową żywność zwiększa się rocznie o 6%, tymczasem sama produkcja tylko o 2,6%. Kraj, który jest na świecie liderem w eksporcie tuż za Chinami, w przypadku żywności ekologicznej musi importować, a co najważniejsze, robi to bardzo chętnie. Jak ogromne jest zapotrzebowanie berlińczyków na zdrowe jedzenie, pokazuje choćby fakt, że co dwa miesiące otwierane są nowe markety wyłącznie z ekologicznymi produktami. Nie tylko przed sieciami handlowymi, ale i przed małymi sklepami staje coraz większe wyzwanie pozyskania dobrej jakościowo żywności. To z kolei stwarza nowe szanse dla bliższych i dalszych sąsiadów.
Rosnący niemiecki apetyt na ekologiczną żywność zaczynają wykorzystywać europejskie państwa, w których własny rynek jeszcze raczkuje. Rumunia przygotowała na targach imponujące stoisko, do którego przyciągali gospodarze w ludowych strojach. W atrakcyjny sposób pokazali, że można się już z nimi liczyć zarówno w produkcji hurtowej, jak i detalicznej. Podobne sygnały płyną z Bułgarii. Minister rolnictwa tego kraju zdecydowanie podkreślał, że będzie popierał rozwój rolnictwa ekologicznego.
Tymczasem Polska, jeśli plany ministerstwa rolnictwa i rozwoju wsi zostaną wcielone w życie, od niemieckiego i środkowoeuropejskiego rynku będzie dalej niż Cesarstwo Środka. Teraz, gdy już zrozumiano, że zdrowe produkty żywnościowe nie są niszą dostępną wyłącznie dla bogatych, to Polska zamierza mocno hamować produkcję ekologiczną. W planach jest likwidacja dopłat do upraw przekraczających 30 hektarów. A przecież na 30 hektarach rolnikowi nie będzie się opłacało produkować na ekologiczny rynek, no chyba że jest to jego hobby i nie musi z tego żyć. Zwłaszcza, jeśli dodać do tej produkcji koszty związane z odbiorem żywności w hurtowniach w całej zachodniej Europie, gdzie żywność jest ponownie badana. Trudno sobie wyobrazić, że rolnika będzie stać na drogie testy laboratoryjne tylko dla jednej, małej dostawy, zwłaszcza jeśli ceny finalnego produktu mają być dostępne dla większości klientów. A badania są konieczne, bo odbiorcy muszą być pewni, że towar jest ekologiczny.
W Polsce (...) niestety, nie wykorzystuje się szansy na rozwój rolnictwa ekologicznego. Wygrywa doraźna oszczędność na paru milionach złotych nad perspektywicznym myśleniem o przyszłym zarobku na ekologicznej żywności. - Szczególnie karze się tych gospodarzy, którzy przedstawili cały sprzęt na produkcję ekologiczną - żalili się na targach dwaj rolnicy z Dolnego Śląska, uprawiający ekologicznie ponad 1000 ha. Czasem żałuję, że nie jestem ministrem rolnictwa, bo wówczas mógłbym stworzyć dobre polityczne warunki do rozwoju kierunku, który w przyszłości i tak będzie dla nas normą.
Polskie stoiska na targach można było podzielić na trzy grupy: kilka stowarzyszeń pod dachem ministerstwa, parę prywatnych przedsiębiorstw i jedno województwo. Z oferty prywatnych producentów najbardziej smakowały mi różne rodzaje orzeszków w pysznej gorzkiej czekoladzie, chociaż przedstawiciel warszawskiej firmy Surovital, gdzie są wytwarzane, w odpowiedzi na zadane przeze mnie po polsku pytanie, jak robią takie pyszności, odparł: “I’m sorry, I d’ont speak german, only english”. Albo zawiodła moja znajomość polskiego, albo język spłatał mi figla po wcześniejszej wizycie na innym stoisku, gdzie łatwo było się zapomnieć!
Właśnie na owym stoisku, prezentującym wyroby producentów z Małopolski, dominowała opisana na wstępie wyjątkowa atmosfera. Wokół szynki i pachnące pieczywo, a w środku pan Maurer niczym król Tatr, odziany w imponujący strój. Ekologiczne soki Maurera w wielu dobrych sklepach w Polsce juz można kupić, a teraz uzupełnił ofertę o napoje z procentami. I te procenty mnie zwiodły… Chociaż, miało to i swoje dobre strony. Gdy pan Maurer zaproponował mi trzecią szklaneczkę okowity, tym razem gruszkowej, ucieszyłem się, że nie jestem nawet zastępcą ministra rolnictwa, nie ponoszę żadnej odpowiedzialności za dziury finansowe budżetu państwa ani za politykę. Mogę tyle ekologicznej polskiej okowity pić, aż w końcu będzie mi się zdawało, że co drugie stanowisko na targach BIOfach jest w biało-czerwonych barwach!