Zarzecki: Stabilność 100 tys. gospodarstw rolnych zagrożona. Apelujemy o zmiany

Takiej sytuacji na rynku żywca w naszym kraju jeszcze nie było. Ceny bydła w skupie są wręcz rekordowe.
- Są wyższe o ponad 25% niż w roku ubiegłym, co z jednej strony cieszy hodowców i producentów żywca wołowego, natomiast mniej cieszy zakłady ubojowe, które płacą wyższą cenę a przez to też mają niższą marżę – stwierdził w rozmowie z „Wieściami Rolniczymi” Jacek Zarzecki.
Rynki zagraniczne oczekują polskiej wołowiny
Co ważne, dzisiejsze ceny polskiej wołowiny są jednymi z najwyższych w Unii Europejskiej. Zauważalne jest spore zapotrzebowanie na polską wołowinę w Unii Europejskiej i w krajach trzecich.
- Przypomnijmy, że jesteśmy jednym z największych producentów, ale przede wszystkim jesteśmy jednym z największych eksporterów wołowiny w Europie, także do krajów trzecich. Rynek turecki to jest rynek, na którym odgrywamy najważniejszą rolę. Jeżeli mówimy o Izraelu, to nasza wołowina cieszy się dużą estymą i dużą popularnością - wymienia Zarzecki powody rosnących cen bydła.
Choroba niebieskiego języka i pryszczyca
Wśród przyczyn jest jednak i zjawisko mniej optymistyczne - brakuje cieląt do odchodu. A związane jest to, według Zarzeckiego, bardziej z ograniczeniami dotyczącymi choroby niebieskiego języka, aniżeli pojawieniem się w krajach Unii Europejskiej pryszczycy.
- Jeżeli przeanalizujemy pierwsze dwa miesiące tylko tego roku, to mamy spadek importu zwierząt o 20%, a importujemy rocznie 270 tysięcy zwierząt. To też jakby pokazuje, w jaki sposób polski sektor wołowiny przeszedł transformację. Jeszcze kilka lat temu eksportowaliśmy żywe zwierzęta. Dzisiaj musimy importować te zwierzęta, żeby zaspokoić zapotrzebowanie polskiego sektora. Obecnie z 270 tys. gospodarstw rolnych, które utrzymują bydło, to 100 tys. gospodarstw zajmuje się tylko opasem. Ci rolnicy nie mają własnych krów mamek. nie mają swoich krów mlecznych, są uzależnione od zwierząt kupowanych – tłumaczy Jacek Zarzecki.
Za 2 lata zabraknie w Polsce bydła do uboju?
W opinii eksperta problem związany z pozyskaniem młodego bydła od odchowu będzie eskalował coraz bardziej.
- A finał tej historii będzie za kilka miesięcy, kiedy okaże się, że zwierząt na rynku, które powinniśmy ubijać, czyli przede wszystkim to są zwierzęta do 24 miesięcy, będzie brakowało - stwierdza ekspert.
Nasz rozmówca dalej wskazuje, że w ostatnim czasie nie zauważono, by spadł import cieląt ze Słowacji i Węgier. Co więcej na Węgrzech, mimo pryszczycy, wzrósł.
- Potężne spadki mamy w imporcie zwierząt z Włoch, Francji czy Niemiec, gdzie jest choroba niebieskiego języka. I to jest powód wysokich cen, które dzisiaj polskie zakłady muszą płacić. A przecież ostatnie lata to jest potężny rozwój sektora, nowe zakłady, unowocześniane, a ilość gospodarstw w Polsce zajmujących się produkcją żywca wołowego nie rośnie. Co prawda, ilość zwierząt utrzymuje się na stabilnym poziomie. Jeżeli jest większe ssanie, większe zapotrzebowanie rynku, ponieważ rozwijamy się coraz bardziej, zdobywamy nowe rynki eksportowe. Jednak w aktualnej sytuacji stabilność tych 100 tysięcy gospodarstw rolnych, które zajmują się tylko opasem, jest zagrożona – komentuje Zarzecki.
W jego opinii należałoby zmienić przepisy związane z pryszczycą i choroba niebieskiego języka. Jak wskazuje, w kontekście ograniczeń przemieszczania zwierząt, obecnie mniejsze obostrzenia dotyczą pryszczycy, aniżeli choroby niebieskiego języka.
- W przypadku choroby niebieskiego języka mamy strefę zagrożoną w promieniu 150 km, a jeśli chodzi o pryszczycę - w promieniu 3 km wybija się zwierzęta, natomiast w odległości 10 km są ograniczenia w przemieszczaniu, a skala problemu jest zupełnie inna – tłumaczy Jacek Zarzecki.
Związki branżowe rozmawiają z przedstawicielami ministerstwa rolnictwa i inspekcji weterynaryjnej, by obostrzenia związane z przemieszczaniem zwierząt po wystąpieniu choroby niebieskiego języka złagodzić.
- Apelujemy o to, by polscy producenci rolni mieli możliwość importowania byczków z terenów ze stref objętych chorobą niebieskiego języka, oczywiście po spełnieniu restrykcyjnych wymogów takich jak: kwarantanna, szczepienia. Jeśli nie będą mieli tych zwierząt, to nie będą mieli z czego żyć. Jest to temat do przedyskutowania w Unii Europejskiej, ale również kraje członkowskie mogą wprowadzać odstępstwa od tych przepisów. Dlatego rozmawiamy z polskimi służbami weterynaryjnymi - tłumaczy Jacek Zarzecki.
- Tagi:
- pryszczyca
- niebieski język