Hodowla ras rodzimych zwierząt [STAWKI DOPŁAT, WYKAZ RAS]
Różnorodność biologiczna jest największą wartości całej żywej przyrody. Określa ona rozmaitość występujących ekosystemów, gatunków żywych organizmów i ich genów. Im bardziej zróżnicowane środowisko przyrodnicze, tym jest stabilniejsze, lepiej funkcjonuje i w następstwie jest odporne na zachodzące zmiany. Nie trudno zgodzić się z tezą głoszoną przez wielu naukowców, którzy dowodzą, że utrata różnorodności biologicznej jest największym zagrożeniem dla prawidłowego funkcjonowania życia na Ziemi.
O tym, jak ta bioróżnorodność jest ogromna, świadczyć mogą liczby opublikowane przez Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska. Zgodnie z nimi, naukowcy poznali i opisali niespełna dwa miliony gatunków roślin i zwierząt, podczas gdy na Ziemi żyje ich przypuszczalnie około dziesięć milionów. Wynika z tego, że co najmniej 80% z nich nie ma nawet nazwy. Dane te robią wrażenie. Wymieranie określonych gatunków, odmian roślin czy ras zwierząt, co ma obecnie miejsce, wpływa nieodwracalnie na ekosystemy. Dlatego istotne jest podejmowane działań, które przeciwdziałałyby takim zjawiskom.
Rolnicy korzystają na tym, że istnieje bogata bioróżnorodność
Potrzeba realizacji działań na rzecz wspierania bioróżnorodności zauważalna jest także w sferze rolniczej, również z korzyścią dla tego sektora. Dlaczego? Otóż utrzymanie bioróżnorodności jest niezbędne do podtrzymania funkcji i procesów ekologicznych, które zapewniają żyzność gleby i produktywność ekosystemów rolniczych. Jak podaje Beata Feledyn-Szewczyk z Instytutu Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa, bioróżnorodność w rolnictwie zapewnia: utrzymanie struktury i żyzności gleby; zapylanie upraw; biologiczną kontrolę; zapobieganie erozji gleby; obieg składników pokarmowych oraz kontrolę przepływu i dystrybucji wody.
- Ta różnorodność wpływa na biologiczną stabilizację i trwałość ekosystemów, które są odporniejsze na stres abiotyczny i biotyczny. Bioróżnorodność zabezpiecza również przed klęskami nieurodzaju, atakami szkodników, chorobami roślin i zwierząt gospodarskich. Rolnik dzięki bioróżnorodności może uzyskać wyższe i stabilniejsze plony, produkty są również lepszej jakości, dzięki czemu można ograniczyć użycie pestycydów - dodaje Bartłomiej Knurek z Podkarpackiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Boguchwale.
Dlatego rolnicy powinni bardziej przychylnym okiem spoglądać w kierunku stosowania praktyk sprzyjających różnorodności biologicznej gatunków, które naturalnie występują w przyrodzie. Formami tzw. infrastruktury ekologicznej są m.in. miedze, żywopłoty, pasy zieleni i zarośli śródpolnych, użytki zielone, zadrzewienia śródpolne, okna dla skowronków, tyczki dla ptaków drapieżnych, rowy, sterty kamieni czy oczka wodne.
Nie są wydajne, dlatego mogłyby wyginąć?
Działalnością rolniczą wpływającą pozytywnie na różnorodność genetyczną jest z pewnością podejmowanie się także uprawy starych odmian roślin oraz hodowli ras zachowawczych zwierząt hodowlanych. Od wielu lat realizowane są programy zachowania zasobów genetycznych w rolnictwie. Chodzi o to, aby te rośliny, których uprawa została wyparta przez wydajniejsze odmiany - nie zanikły. Podobnie jest w przypadku dawnych ras zwierząt gospodarskich. Celem jest ochrona ich genotypów, możliwość wykorzystania ich walorów w przyszłości oraz zachowanie dawnych osiągnięć hodowlanych w stanie naturalnym. Zachętą do uczestnictwa w tych programach są dodatkowe środki pomocowe.
Obecnie można się ubiegać o nie w ramach trzech interwencji rolno - środowiskowo - klimatycznych: „Zachowanie sadów tradycyjnych odmian drzew owocowych”, „Zachowanie zagrożonych zasobów genetycznych roślin w rolnictwie” oraz „Zachowanie zagrożonych zasobów genetycznych zwierząt w rolnictwie”.
Zasady funkcjonowania tych interwencji opisane zostały w Krajowym Planie Strategicznym Wspólnej Polityki Rolnej na lata 2023 - 2027. Płatności te przyznawane są corocznie w okresach 5-letnich.
W przypadku pierwszej z wymienionych interwencji należy utrzymywać wielogatunkowe lub wieloodmianowe sady złożone z drzew owocowych odmian tradycyjnych jabłoni, gruszy, czereśni, wiśni lub śliw. Stawka płatności tutaj wynosi 2117 zł/ha.
Rzadkie gatunki i stare odmiany roślin
Rolnicy, którzy podejmują się upraw gatunków lub odmian roślin, określanych przepisami jako zagrożone mogą liczyć w tym roku na wsparcie w wysokości 1411 zł/ha. Natomiast jeśli wytwarzają materiał siewny rzadkich gatunków lub odmian roślin, przysługuje im wyższa stawka, która wynosi 1619 zł/ha. Mowa tutaj o tradycyjnych i rzadkich w uprawach gatunkach roślin rolniczych, warzywnych i zielarskich, a także dawnych odmianach oraz miejscowych populacjach i ekotypach uprawianych na terenie Polski.
Wykaz roślin, co do których można ubiegać się o dopłaty
Przykładami mogą być takie odmiany pszenicy zwyczajnej ozimej: Almari, Ostka Grodkowicka, Ostka Gruboziarnista Grodkowicka, Square Head Grodkowicka czy następujące odmiany ziemniaka: Aksamitka, Aster, Atol, Ceza, Dalia, Drop, Ibis, Kolia, Lawina, Pierwiosnek, Ruta, Salto, Sonda, Wawrzyn, Zebra, Żagiel. Na liście dotowanych gatunków znalazły się także: pszenica płaskurka, pszenica samopsza, żyto krzyca, lnianka siewna, nostrzyk biały, przelot pospolity, komonica błotna, gryka tatarka, lędźwian siewny, soczewica jadalna, pasternak zwyczajny oraz sałata łodygowa.
Stare rasy zwierząt gospodarskich
Interwencja „Zachowanie zagrożonych zasobów genetycznych zwierząt w rolnictwie” obejmuje takie gatunki, jak: konie, bydło, świnie, owce i kozy. Pakiet ma na celu ochronę szczególnie cennych ras, w przypadku których niska lub malejąca liczebność zwierząt hodowlanych stwarza zagrożenie ich wyginięcia. Upoważnionym do realizacji lub koordynacji działań w zakresie ochrony zasobów genetycznych jest Instytut Zootechniki - Państwowy Instytut Badawczy. To właśnie on określa kryteria i progi liczebności, przy których dana rasa staje się zagrożona, tworzy program ochrony, którego realizacja ma zapewnić ochronę poszczególnych zagrożonych ras, nadzoruje realizację i koordynuje programy ochrony zasobów genetycznych oraz określa kryteria i progi liczebności, przy których dana rasa staje się zagrożona.
- Chodzi głównie o to, żebyśmy mieli te rasy jako rezerwę genetyczną, byśmy mogli w każdej chwili naszą wieloletnią hodowlę rozmnażać lub krzyżować. Rasy zachowawcze wymagają dotowania ze względu na niższą produkcyjność, ale gdyby tego dotowania i gdyby tego zajmowania się nimi nie było, po prostu wypadałyby z hodowli. Niezwykle ważne jest utrwalenie i zachowanie pewnej puli genów, która została wytworzona przez lata i jest pulą genów miejscowych z rasy, która była od wieków na danym terenie - mówi Marek Grycz, kierownik fermy owiec w Kociugach, która należy do Zakładu Doświadczalnego Instytutu Zootechniki PIB w wielkopolskich Pawłowicach.
Rady rodzime owiec
Zakład w Pawłowicach jest swego rodzaju częścią Instytutu Zootechniki w Krakowie.
- Zadaniem zakładu jest prowadzenie prac badawczych, rozwojowych, wdrożeniowych - tłumaczy dr Marian Kamyczek, dyrektor ZD Pawłowice.
Zakład gospodaruje na areale 1710 ha gruntów ornych i specjalizuje się w produkcji roślinnej oraz zwierzęcej (hodowla bydła, trzody chlewnej oraz owiec).
- Badania, jakie są prowadzone przez Instytut Zootechniki w Krakowie, również prace usługowe na rzecz polskiej hodowli, były i są wykonywane właśnie w Pawłowicach - zaznacza dr Marian Kamyczek.
Jednym z zagadnień, którym zajmuje się ZD w Pawłowicach jest zachowanie bioróżnorodności, zarówno w trzodzie chlewnej, jak i owcach. Rasą rodzimą owiec, na której uwagę skupia Zakład jest merynos polski w starym typie.
- U nas owce pojawiły się w 1967 roku i od tego czasu zaczęliśmy rozmnażać merynosa polskiego. Doszliśmy w szczycie do 2 200 matek, później nastąpił kryzys, jeżeli chodzi o owczarstwo - opowiada Marek Grycz.
Obecnie na fermie w Kociugach znajduje się 380 matek, wśród których są owce rasy merynosa polskiego w starym typie, a także rasy romanowskiej. Merynos polski w starym typie to jedna z kilkunastu ras zachowawczych owiec, które są dotowane. Obecnie wsparcie do sztuki wynosi 500 zł. Marek Grycz przekonuje, że rolnicy szukają ras zwierząt, które są plenne i wydajne. Powodem jest oczywiście chęć uzyskania najlepszego zysku ekonomicznego.
- Krzyżowanie z rasami plennymi czy może poszukiwanie ras mięsnych, które mają lepsze przyrosty, opłacalność zwiększają. W przypadku, gdyby nie było dotacji z Unii Europejskiej do ras rodzimych, byłby problem z ich utrzymaniem. Rasy rodzime, szczególnie takie jak: wrzosówka, świniarka wyginęłyby. Wiele ras oglądalibyśmy tylko w ZOO i gospodarstwach agroturystycznych - komentuje specjalista od owiec.
Rasy rodzime to element kultury naszego narodu
W przypadku trzody chlewnej w programie ochrony zasobów genetycznych znalazły się trzy rasy: złotnicka pstra, złotnicka biała oraz puławska. Od 5 lat hodowlą złotnickiej pstrej zajmuje się Marek Jasikowski z Woli Łagiewnickiej w Wielkopolsce. Rolnik posiada w tej chwili 16 loch, a rocznie sprzedaje od 100 do 150 tuczników w wadze około 150 kg.
- Przyszedł w moim życiu moment, gdy podjąłem decyzję o rozwoju swojego biznesu. Początkowym impulsem były dopłaty do macior rasy rodzimej, które pomagały przetrwać pierwsze miesiące. Dużo w rozwoju własnej hodowli złotnickiej pstrej dały mi studia, gdzie dowiedziałem się między innymi o możliwościach zbytu tucznika - opowiada pan Marek.
Tuczniki z jego chlewni trafiają do Jadła Tradycyjnego, który znajduje się w podpoznańskich Pomarzanowicach. - Ceny są naprawdę zadowalające. Zawsze jest około złotówki więcej na kilogramie, co momentami było bardzo ważne - dodaje Marek Jasikowski. Rolnik przyznaje, że złotnicka pstra nie należy do ras wydajnych.
- Musiałem troszkę przestawić swoje myślenie i wykorzystuję pasze typowo ekstensywne, tam, gdzie nie ma dużej zawartości białka czy energii, tylko typowo włókno. Są to tanie pasze, które pozwalają obniżyć koszty. Mowa o makuchach, wytłoczynach, odpadach od warzyw czy różnego rodzaju poplonach - wymienia Marek Jasikowski.
Na pytanie o to, czy hodowla ras rodzimych jest dobrym kierunkiem dla tych, którzy nie posiadają dużego areału, hodowca odpowiada: Na pewno dla mnie. Sam posiadam cechy, które potrafię wykorzystać. Ciągnie mnie do tej wiedzy i lubię wykorzystywać cechy roślin, cechy zwierząt. Wbrew pozorom, dlatego żeby się mniej napracować. Prowadzeniem ksiąg hodowlanych świń złotnickich zajmuje się Katedra Hodowli Zwierząt i Oceny Surowców Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
- Rasa złotnicka jest z nami związana historycznie. Jej twórcą był profesor Aleksandrowicz, pierwszy kierownik Katedry Hodowli i Produkcji Trzody Chlewnej, który sprowadził przodków tej rasy z okolic Wilna i Nowogródka. Właściwie świnie te przyjechały z przesiedleńcami już w okresie powojennym, ale byli to przesiedleńcy właśnie z tych wschodnich terenów. I tak tradycyjnie zajmowaliśmy się tą rasą. Od 2000 roku prowadzimy księgi, od 2002 prowadzimy również ocenę tych świń. Zajmujemy się tym troszkę z sentymentu. Uważamy też, że zachowanie tych ras rodzimych, pierwotnych, tradycyjnych, jest bardzo ważne, ponieważ jest to też element kultury danego narodu - opowiada dr hab. Karolina Szulc, pełnomocnik rektora Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu ds. prowadzenia ksiąg hodowlanych świń złotnickich.
Dodaje, że działania w kierunku zachowania bioróżnorodności genetycznej są ważne z wielu względów.
- Znamy dziś wartość pewnych cechy tych ras, szczególnie jeśli chodzi o jakość mięsa i jakość tłuszczu. Jest to coraz bardziej popularne. Coraz częściej zakłady mięsne się tym interesują. A nie wiemy też, co będzie za kilka lat, bo być może uda nam się "przenieść" te cenne geny od tych ras do innych ras, które z jakością mięsa mają w tej chwili problem - stwierdza dr Karolina Szulc.
Do świń ras zachowawczych przewidziano wsparcie w wysokości 1335 zł do lochy rocznie.
- Dodatkowo przewidziany jest bonus również dla knurów. To jest dla nas, jako dla prowadzących księgi, bardzo ważne, ponieważ ułatwia dystrybucję materiału hodowlanego, czasem przy małych stadach utrzymywanie knura jest mało opłacalne. Dlatego uważam, że to wsparcie jest bardzo ważne dla hodowców - wyjaśnia dr Szulc.
Odporne i długowieczne kozy
Karpacka, sandomierska oraz kazimierzowska to rasy kóz, które znalazły się w programie ochrony zasobów genetycznych. Jak przekonuje dr Jacek Sikora z Instytutu Zootechniki, Państwowego Instytutu Badawczego w Balicach, były one przez długi czas w Polsce uważane jako wymarłe.
- Proces ich odtwarzania rozpoczął się od 2005 roku w Instytucie Zootechniki i trwa nadal. W te działania zaangażowane są 3 ośrodki naukowe. Jest to Instytut Zootechniki, Państwowy Instytut Badawczy, Uniwersytet Przyrodniczy w Lublinie oraz Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie - podaje dr Jacek Sikora.
Dr Jacek Sikora zwraca uwagę na fakt, że zauważalne są tendencje ogólnoświatowe do odtwarzania bioróżnorodności na wielu polach.
- Sytuacja w hodowli we wszystkich gatunkach w XX wieku sprowadziła się do tego, że hodowla wymagała maksymalizacji przychodów, korzyści finansowych. Dlatego też postawiono na rasy, które spełniały te warunki. Były to często rasy paneuropejskie, panświatowe, które dawały korzyści hodowcom, a jednocześnie wypierały te zwierzęta, które doskonale były wpisane w krajobraz, w środowisko, gdzie żyły, natomiast nie spełniały tych warunków ekonomicznych. Dlatego ta bioróżnorodność została zaburzona. My, jako specjaliści, którzy zajmujemy się hodowlą owiec i kóz, zajmujemy się odtworzeniem ras, które kiedyś występowały na terenie Polski i podejmujemy próby przywrócenia ich do hodowli - wyjaśnia dr Sikora.
Kóz ras prymitywnych najwięcej jest na Podhalu. Marek Bańka z miejscowości Kluszkowce koło Nowego Targu w Małopolsce jest jednym z hodowców, którzy podejmują się takiego trudu. Jego rodzina na własność posiada 5 hektarów, ale pod wypas zwierząt wykorzystuje również grunty należące do innych osób, łącznie około 30 hektarów. Kozy rasy karpackiej posiada od 2017 roku.
- Te kozy mają długą sierść, są rogate i dobrze znoszą trudne warunki, właśnie takie, jakie są dziś. Jest zimno, pada deszcz. One dobrze się sprawują w warunkach, jak tu występują na Podhalu - tłumaczy Marek Bańka.
Obecnie hodowca posiada 90 sztuk. Z pozyskanego od zwierząt mleka produkuje sery. Duża odporność i zdrowotność, długowieczność oraz dobra plenność to cechy, które charakteryzują rasę karpacką. - Kozy karpackie są ogólnie odporne na zimno, bo mają okrywę dość długą. Niekiedy nawet dochodzi do 30 cm. Dzięki temu mogą wytrzymywać na mrozach. Jednak są sytuacje, gdy trzeba je też ochronić przed niskim temperaturami i wiatrem - tłumaczy Marek Bańka. 32-letni hodowca przekonuje, że z takiej działalności można się utrzymać.
- Trzeba jednak poświęcić się tym zwierzętom i być troszkę pasjonatem. Należy to lubić, bo bez tego ciężko byłoby codziennie wstawać, doić kozy i później robić te sery - zapewnia Marek Bańka.
Rolnik z Podhala nie ukrywa, że wsparcie w ramach programu unijnego w wysokości 953 zł to sztuki to cenny zastrzyk gotówki.
Źródło: Zintegrowana Platforma Edukacyjna