Znakowanie trzody - nowe przepisy budzą kontrowersje
Hodowcy trzody chlewnej wyjaśniają, że trudno im będzie wywiązać się z nowych zasad dotyczących identyfikacji zwierząt. Problem dotyczy m.in. braku na rynku urządzeń do tatuowania warchlaków.
Od wtorku, 18 października obowiązują nowe przepisy dotyczące znakowania świń. Dzięki nim, odpowiednie organy mają mieć większą kontrolę nad tym, co się dzieje w polskich stadach trzody chlewnej. Będzie wiadomo bowiem wiadomo, gdzie dana sztuka się urodziła oraz gdzie była tuczona. Jest to jedna z form obrony przed rozprzestrzenianiem się Afrykańskiego Pomoru Świń.
Nowość nakłada jednak na rolników kolejne zobowiązania. Każdy hodowca będzie musiał w ciągu 30 dni od urodzenia prosiąt, każdej sztuce założyć kolczyk. Z kolei na hodowcy, który kupi od niego warchlaka na tucz, będzie spoczywał obowiązek wytatuowania numeru identyfikacyjnego.
W sprawie wypowiedział się Krajowy Związek Pracodawców - Producentów Trzody Chlewnej (KZP-PTCH). Zwraca uwagę na trudności techniczne, z jakimi spotkać się mogą hodowcy.
KZP-PTCH wyjaśnia, że "wykonanie tatuaży u warchlaków na małżowinie usznej jest bardzo uciążliwe ze względu na stres zwierzęcia i trudności z utrzymaniem go w pozycji do wykonania tatuażu".
- Jeżeli zamiast tatuażu na uchu zostanie wykonany tatuaż tatuownicą uderzeniową to czytelność takiego oznakowania będzie wątpliwa, ze względu na zarastanie tatuażu tkanką oraz jego powiększanie się wraz z wiekiem zwierzęcia. Mogą pojawić się problemy w zakładach mięsnych, które będą reklamowały czytelność tatuaży - podaje Aleksander Dargiewicz z Krajowego Związku Pracodawców - Producentów Trzody Chlewnej.
Znakowanie zwierząt, które nie przyniesie trwałości ich identyfikacji nie będzie pomocne również przy zwalczaniu chorób zakaźnych, co leży u podstaw wprowadzonej regulacji.
- Dodatkowym zagadnieniem pozostaje sprawa zachowania dobrostanu zwierząt przy uderzeniowej metodzie tatuowania małych zwierząt - komentuje Aleksander Dargiewicz. Na rynku są dostępne tylko tatuownice uderzeniowe przeznaczone dla tuczników wysyłanych do rzeźni. Takich, którymi mogłyby być znakowane warchlaki, po prostu nie ma.
- Znakowanie tatuażem zwierząt większych na małżowinie usznej nie wchodzi w grę ze względu na bezpieczeństwo pracowników obsługi. Pozostaje zatem tatuownica uderzeniowa, która pozostawia znak widoczny dopiero po uboju i obróbce w rzeźni (mycie, oparzanie, odszczecinianie) - wyjaśnia Aleksander Dargiewicz.
Czytaj także:Zakaz uboju na terenie gospodarstwa nawet dla siebie? KLIK
Hodowcy zwracają uwagę na fakt, iż niektóre zwierzęta będą musiały być tatuowane aż trzy razy. A trzeba pamiętać, że tatuowanie wywołuje duży stres u świń oraz jest częstym powodem roznoszenia m.in. streptokokozy i wielu innych chorób. - W przypadku ferm macierzystych produkujących na rynek prosięta 7 kg zachodzi konieczność wykonania tatuażu po przybyciu do odchowalni. Po 2 miesiącach warchlaki wyjeżdżają do tuczarni, gdzie są ponownie tatuowane. Tatuaż ten pod koniec tuczu będzie nieczytelny, więc przed wysyłką zajdzie konieczność wykonanie trzeciego tatuażu - podaje KZP-PTCH.
Związek producentów trzody zauważa, że nowe przepisy znakowania to dodatkowe koszty dla hodowców
- Biorąc pod uwagę dodatkowe nakłady pracy oraz efekt końcowy dochodzimy do wniosku, że wykonanie postanowień Ustawy wiąże się z dużymi nakładami pracy po stronie producentów trzody chlewnej, dodatkowym stresem dla zwierząt oraz wątpliwym rezultatem w postaci czytelnej identyfikacji niezbędnej do zwalczania chorób zakaźnych. Producenci obciążeni dodatkowym kosztem znakowania zwierząt, a zwłaszcza ci, którzy produkują prosięta, będą zrezygnować z produkcji. Należy zatem liczyć się z dalszym spadkiem pogłowia macior - komentuje Aleksander Dargiewicz.
Czytaj także: Kupisz warchlaka? Będziesz musiał mu zrobić "tatuaż" KLIK