Zielony Wulkan. Produkcja i zbiór ziół połączone z edukacją [VIDEO]
Zielony Wulkan znajduje się w Rzeszówku w woj. dolnośląskim. Za tą niezwykłą nazwą gospodarstwa kryje się ciekawa historia.
- Kilkaset tysięcy lat temu na tym terenie funkcjonowały wulkany, dlatego nasza kraina nazywa się Krainą Wygasłych Wulkanów. No, a że my zajmujemy się zbiorem ziół ze stanu naturalnego, przetwarzaniem i uczymy ludzi, jak mogą je wykorzystać, to dlatego "zielony". I powstał Zielony Wulkan - opowiada Maciej Zawierucha, właściciel gospodarstwa w Rzeszówku.
Początki Zielonego Wulkanu sięgają 2010 roku.
- Do Rzeszówka przeprowadziliśmy się z Legnicy. Postanowiliśmy wskrzesić nasze tradycje rodzinne, gdzie nasze babcie uprawiały, sprzedawały zioła do Herbapolu na terenie Dolnego Śląska, no i my tę tradycję postanowiliśmy wykorzystać w swoim gospodarstwie. W początkowej fazie zbieraliśmy rośliny, później szkoliliśmy się przez wiele lat, po to, żeby zostać towaroznawcami zielarskimi i fitoterapeutami. I tak w tej chwili łączymy w tym gospodarstwie i edukację, i zbiór roślin, przetwarzanie - mówi Maciej Zawierucha.
Gospodarstwo liczy 2,5 ha
Państwo Zawieruchowie dysponują niewielkim areałem, wynoszącym 2,5 hektara.
- Mamy mało ziemi, przy czym duża część gospodarstwa to paryja, bardzo trudna w uprawie. To jest taka niecka, gdzie tak naprawdę powinien być prowadzony wypas. Ale obsługujemy tak naprawdę kilkadziesiąt hektarów w około, ponieważ stanowiska roślin, które wykorzystujemy, rozsiane są po terenie całej gminy, a nieraz jeździmy też do dalej oddalonych miejsc i stamtąd zbieramy – tłumaczy Maciej Zawierucha.
Zioła a małe gospodarstwo: warto?
Pytamy, czy taka działalność jest opłacalna?
- Jeżeli łączymy w sobie i tę część edukacyjną, ten zbiór, rozpoznawanie roślin, sprzedaż, to jesteśmy w stanie z tego wyżyć i funkcjonować. Natomiast przy takim małym areale, pomimo tego, że dużo ziół też zbieramy ze stanu naturalnego, pewnie byśmy nie dali rady funkcjonować. Prowadzenie działalności edukacyjnej daje nam możliwość pozyskiwania dodatkowych dochodów – wyjaśnia rolnik.
Zielony Wulkan należy do sieci zagród edukacyjnych
Maciej i Marta Zawieruchowie są fitoterapeutami oraz towaroznawcami zielarstwa. Swoją wiedzą dzielą się chętnie z dziećmi, młodzieżą i dorosłymi od 15 lat. W ostatnich czterech latach z ich warsztatów skorzystało ponad 8000 osób. W swoich działaniach kontynuują tradycje rodzinne, rozwijają pasję do roślin, swoimi działaniami nawiązują również do dawnych zawodów min. Karkonoskich Laborantów. Gospodarstwu w Rzeszówku należy do Ogólnopolskiej Sieci Zagród Edukacyjnych.
- Zielony Wulkan jest to takie gospodarstwo, gdzie, przyjeżdżając, możecie czegoś spróbować na bazie ziół, nauczyć się, jak je wykorzystywać i przy tym się dobrze bawić – mówi Maciej Zawierucha.
Mieć swoje wymarzone miejsce i zdobywać wiedzę z zakresu wykorzystania ziół
Od czego powinna zacząć osoba, która byłaby zainteresowana otwarciem podobnej działalności?
- Przede wszystkim od znalezienia oczywiście miejsca. Jeżeli mamy już to wymarzone miejsce czy jesteśmy właścicielami od wielu pokoleń danego gospodarstwa, to musimy zdobyć wiedzę. Tutaj wskazany jest kurs podstawowy na towaroznawcę zielarskiego, gdzie uczymy się też trochę o uprawie roślin leczniczych, ale przede wszystkim o zbiorze, przetwarzaniu czyli jak suszyć, jak zabezpieczać te rośliny. Możemy wyjść o krok naprzód i skończyć kurs fizjoterapeutyczny, który będzie jeszcze wzbogacał naszą wiedzę o właściwości roślin leczniczych. I to jest taka podstawa. A później, siejemy wychodzimy na łąkę, na pole zbieramy i przetwarzamy – tłumaczy Maciej Zawierucha.
Ludzie szukają wyjątkowych roślin
Zdaniem właściciela Zielonego Wulkanu rośnie zainteresowanie ziołami.
- To jest niesamowite, bo my obserwujemy ten rynek tak naprawdę od 15 lat i jest ogromny popyt. Ludzie szukają też wyjątkowych roślin, nie tylko takich podstawowych, jak nagietek czy rumianek od dziesięcioleci uprawianych w Polsce, ale szukają takich roślin, które rosną w lasach, na terenach podmokłych i też takie zamawiają – wyjaśnia Maciej Zawierucha.
Zawieruchowie przekonują, że ich praca jest całkowicie zależna od rytmu natury. To ona dyktuje im, co i kiedy zbierają. I, co może niektórych dziwić, w tym gospodarstwie praca wre nawet zimą.
- Niektórzy mówią: "a to zimą odpoczywacie". To jest nieprawda, bo w okresie zimowym, czyli od listopada do stycznia, lutego zaczyna się zbiór roślin korzeniowych, ponieważ rośliny na okres zimowy magazynują wszystkie cenne substancje w korzeniach. To jest żywokost, chrzan, tatarak, więc zbiera się tak naprawdę w okresie zimowym. Zimą też zbieramy pączki. Okres takiej wczesnej wiosny to jest kora, ponieważ soki przepływają przez kory. I później zaczyna się już zbiór ziela: liści, kwiatów i oczywiście później - jesienią owoce, czyli tak naprawdę żyjemy w rytmie natury to ona nam dyktuje, kiedy to zbieramy. Tutaj nie da rady oszukać tego, przyspieszyć. Teraz mamy zimno i wiele roślin jeszcze się nie pojawiło, które o tej porze, na przykład w zeszłym roku, już zbieraliśmy – wyjaśnia Maciej Zawierucha.
Zielarze z Rzeszówka mają do czynienia z wieloma gatunkami roślin, takimi jak dziurawiec, babka lancerowata, ale i talarak czy czarcie żebro.
- Z takich podstawowych, to wiadomo: dziurawiec, krwawnik nagietek, rumianek, babka lancetowata. A z takich już bardziej charakterystycznych, które lubią na przykład miejsca rudealne, to mamy podbiał, jednak nie wszędzie on rośnie. Bardzo cenna roślina związana z naszym układem oddechowym to bukwica. Zbieramy też młode pędy sosny i świerka, liście brzozy. Czyli tutaj już wychodzimy poza ramy gospodarstwa, a zaczynamy zbiór ze stanu naturalnego. Tatarak - rewelacyjna roślina, sit. Mało kto wie, ale ta roślina, która lubi bardzo podmokłe łąki, jest niesamowitą rośliną leczniczą. Wchodzimy również w porosty i w grzyby, które też mają niesamowite właściwości lecznicze. Z takich typowych łąkowych, gdzie ktoś ma wypas bydła, to na terenie gospodarstwa, szczególnie na mokrych łąkach, znajduje się ostrożeń warzywny czyli czarcie żebro. To jest niesamowita roślina, która leczy naszą skórę, poza tym obniża poziom cukru we krwi. Można ją traktować, jako roślinę codzienną i pić z niej herbatę. Dawniej duszono ją jak szpinak. I możemy ją znaleźć na łące. Tutaj wiedza naprawdę ważna i tych roślin z takiej podstawowej gamy pięćdziesiąt uprawnych w zielarskich, to w naszym przypadku, kiedy mamy takie gospodarstwo - też edukacyjne, rozszerza się do 100 - 150 gatunków – mówi Maciej Zawierucha.
Właściciele Zielonego Wulkanu, poprzez swoją działalność udowadniają, że bogactwo natury jest przeogromne. Wystarczy tylko zdobyć wiedzę i umiejętnie korzystać z niej.
- Bez zachowania tej bioróżnorodności i unikania tych monokultur, my jako małe gospodarstwo, nie bylibyśmy w stanie funkcjonować – komentuje Maciej Zawierucha.
Co ciekawe, konwencjonalna działalność rolnicza może iść w parze z bytowaniem roślin dzikorosnących. Dla niektórych gatunków, bytowanie zwierząt na pastwiskach, jest wręcz konieczne do życia.
- Kilkadziesiąt lat temu zakazywano kosić łąki, zaprzestano wypasu bydła. Natomiast wiele roślin leczniczych, rośnie tylko w symbiozie z człowiekiem, z hodowlami, czyli z końmi, krowami, ponieważ lubi wygryzanie, czyli wokoło musi być czysto. Macierzanka czy lebiodka pospolita lubią być odkrywane przez zwierzęta, czyli muszą mieć miejsce, zwierzęta wygryzają trawę i one mogą wtedy sobie spokojnie funkcjonować. Inna roślina, którą mamy do obserwacji to tysiącznik pospolity - centuria. Kiedyś wykorzystywana była do leczenia układu pokarmowego, przy biegunkach i zatruciach pokarmowych. I ona tylko z końmi współpracuje – zaznacza Maciej Zawierucha.
Rolnicy z Rzeszówka cieszą się z faktu, że coraz więcej ludzi interesuje się ziołami. Spora grupa osób, które przyjeżdżają do ich gospodarstwa chce posiąść wiedzę, którą będzie mogła wykorzystać przy samodzielnym zbiorze i czerpaniu z ziół w swoich regionach zamieszkania.
- Dwadzieścia - trzydzieści lat temu funkcjonowały jeszcze skupy. Ci starsi mieszkańcy, z którymi my rozmawiamy, opowiadali: "tak, tak, ale myśmy zbierali, to, tamto, woziliśmy do tej miejscowości, do skupu", więc starsi ludzie jeszcze pamiętają skupy, natomiast, później tego zaprzestano. Cały ten rynek przeszedł na uprawy zielarskie, dlatego zamknięto skupy. Jednak starsi ludzie dalej to pamiętają i od nich wiele się uczymy – tłumaczy Maciej Zawierucha.
Zawieruchowie chcą cały czas rozwijać swoją działalność. W przyszłości chcieliby otworzyć zakład produkcji kosmetyków naturalnych, takich jak mydła, kremy, pomadki, olejki do brody.
- Mamy nadzieję, że w przeciągu roku czasu nasze plany się spełnią – dodaje pan Maciej.
Ziołami w Polsce zajmuje się 7 tysięcy gospodarstw
O rynek zielarski zapytaliśmy dr Pawła Siemińskiego, eksperta z zakresu ekonomii rolnictwa z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
- Produkcją zielarską w gospodarstwach zajmuje się około 7 tysięcy podmiotów. Te podmioty uprawiają w okolicach 14 tys. hektarów, więc z tego wynika, że taka średnia plantacja zielarska wynosi około 2 hektarów. To jest oczywiście bardzo mała skala produkcji, niestety w pojedynczym podmiocie gospodarczym. Z takiej skali produkcji nie można uzyskać w miarę zadowalających dochodów rolniczych - mówi dr Paweł Siemiński z UP w Poznaniu.
Dalej dr Siemiński dodaje, że w wielu krajach Europy Zachodniej plantacje upraw zielarskich są co najmniej dwukrotnie większe niż w Polsce. Ale, biorąc pod uwagę wielkość produkcji i areał upraw ziół, jesteśmy w czołówce krajów członkowskich Unii Europejskiej. Zajmujemy drugą lokatę, a wyprzedza nas tylko Francja.
- Doświadczenia historyczne wskazują jednak na rzecz taką, że największa produkcja zielarska była w naszym kraju realizowana w latach 80-tych – wyjaśnia dr Paweł Siemiński.
Producenci ziół powinni się zrzeszać
Jakie działania powinni podejmować rolnicy posiadający mały areał, żeby móc utrzymać się z produkcji ziół?
- To są działania idące w kierunku działań integracyjnych, a więc wspólnych zakupów, wspólnej sprzedaży. Ewentualnie tacy rolnicy powinni też myśleć o wspólnym dostępie do sieci handlowych, żeby móc swoje produkty sprzedawać gotowe albo do odbiorców, którzy dalej dopiero będą przetwarzać i produkować, bowiem pojedyncza, jednostkowa sprzedaż niestety, ale nie gwarantuje wystarczająco zadowalających cen za sprzedawane płody, w tym przypadku zioła – komentuje dr Paweł Siemiński.