Marnotrawstwo jedzenia to strata finansowa i szkoda dla środowiska
i-eko i-logicznie - Zdrowa żywność
Aktualizacja:
Podejmując wątek marnowania żywności, często mówi się o jedzeniu, które trafia do śmietników w domach i restauracjach. Trzeba jednak zdać sobie sprawę z tego, że pewien odsetek strat produktów spożywczych odnotowuje się także w rolnictwie. Istnieją metody, które mogą temu przeciwdziałać.
Spis treści:
Dane dotyczące marnowania żywności są zatrważające. Rocznie wyrzucamy w Polsce około 9 mln ton żywności. Ta utrata jest na każdym etapie powstawania i dystrybucji, począwszy od produkcji rolnej, po przetwórstwo i handel, na kliencie finalnym kończąc. Naukowcy alarmują, że marnotrawstwo jedzenia w znaczny sposób przyczynia się do emisji gazów cieplarnianych, odpowiada za 8% globalnej emisji dwutlenku węgla. W naszym kraju do atmosfery z tej przyczyny rocznie trafia 22,77 mln ton CO2. Taką ilość również w ciągu roku emitują wszystkie samochody osobowe w Polsce. Często o tym nie myślimy, ale w końcu do wytworzenia wyrzuconego bochenka chleba potrzeba określonej ilości energii (produkcja środków ochrony roślin stosowanych na polu, wysiew i zabiegi na polu z udziałem ciągnika, zbiór płodów rolnych, młyn, transport itd.). Prof. Roman Niżnikowski z Polskiego Towarzystwa Zootechnicznego oraz Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego zwraca uwagę na fakt, że brakuje kompleksowego podejścia do emisji gazów cieplarnianych, za którą między innymi wini się produkcję zwierzęcą, wzywając do jej ograniczenia, a jednocześnie nie bierze się pod uwagę marnotrawstwa żywności, które również przyczynia się do zwiększenia intensywności zjawiska. Temat ten, jak czytamy w publikacji naukowej Polskiego Towarzystwa Zootechnicznego, podjęto m.in. z uwagi na nacisk wywierany ze strony zintegrowanych środowisk ekologicznych i wegańskich, a także zaniepokojenie tym faktem wśród producentów i konsumentów żywności pochodzenia zwierzęcego oraz konsekwencje dla rolnictwa. „Opracowano model relacji obiegu gazów w środowisku na tle zależności produkcja zwierzęca - marnotrawstwo żywności, wskazując, że pomiędzy produkcją zwierzęcą a środowiskiem powstają interakcje, zarówno obciążające środowisko naturalne, jak i zmniejszające globalną emisję gazów. Efektywnym w tym zakresie może być ograniczenie marnotrawstwa żywności, nie tylko pochodzenia zwierzęcego, szczególnie przez konsumentów oraz skoordynowanie działań w łańcuchu żywnościowym, eliminujących zachodzące w nim straty. Podniesiono też brak strategicznego planu wsparcia rolnictwa oraz konieczność opracowania spójnej polityki w obszarach sektorów wrażliwych oraz marnotrawstwa żywności, wsparcia dla odpowiedzialnej konsumpcji żywności oraz stworzenia aktywnej polityki komunikacji społecznej dla tych celów” - czytamy w publikacji autorstwa m.in. prof. Romana Niżnikowskiego. Specjalista przekonuje, że emisje pochodzące z marnowanej żywności są na takim poziomie, jak z całej produkcji zwierzęcej. - Musimy się więc zastanowić, czy atakujemy zwierzęta, czy rozpoczynamy działalność edukacyjną, która by pozwoliła uświadomić społeczeństwo, że marnowanie żywności to jest działalność na własną szkodę - stwierdza prof. Roman Niżnikowski. Szkodliwa emisja gazów cieplarnianych to nie jedyny negatywny skutek tego zjawiska. W ten sposób tracimy niepotrzebnie ogromne zasoby wody. Szacuje się, że 9 mln ton żywności marnowanej rocznie w Polsce oznacza utratę 1,72 mld m3 wody. To tak, jakby każdy Polak wylewał codziennie 100 1,5 litrowych butelek wody. Poza tym, o czym często się zapomina, na marne idzie ludzka praca. Dotyczy to zwłaszcza pracy rolników. Co zatem mogą robić sami producenci rolni, by przeciwdziałać marnowaniu żywności?
Marnowanie jedzenia na etapie produkcji rolnej
Aby na to pytanie odpowiedzieć, warto zastanowić się nad tym, w jakich okolicznościach dochodzi do utraty produktów rolno - spożywczych? Ciekawe badania nad tym problemem w ostatnich latach przeprowadził Instytut Ochrony Środowiska Państwowy Instytut Badawczy. Jak wynika z nich, ze wszystkich etapów łańcucha rolno-żywnościowego straty i marnotrawstwo żywności na etapie produkcji podstawowej (rolnej) są najmniej rozpoznane i jednocześnie najtrudniejsze do oszacowania. „Wynika to przede wszystkim z tego, że rolnictwo podlega ciągłym niepewnościom świata przyrody. Plony z roku na rok różnią się, inne są też jakość, wielkość i kształt produktów rolnych, jak również czas zbiorów, na co mają wpływ warunki atmosferyczne (ekstremalne temperatury, susze, powodzie, gradobicie, przymrozki, huragany, kataklizmy), a także szkodniki oraz choroby roślin i zwierząt. Potrzeby i preferencje konsumentów również ulegają zmianie. Wszystkie te obszary zmienności nie tylko są potencjalnymi czynnikami napędzającymi straty i marnotrawstwo żywności, ale również prowadzą do tego, że ich rzetelny pomiar (ilościowy i jakościowy) jest trudny i czasochłonny, a przez to kosztowny” - czytamy w monografii pn. „Straty i marnotrawstwo żywności w Polsce” pod redakcją naukową dr Sylwii Łaby. Dalej dowiadujemy się, że roczne straty w skali kraju zostały oszacowane na poziomie ponad 2 mln ton. A głównym źródłem strat był sektor zbożowy, który generował ponad 72% wszystkich ubytków (niemal 1,5 mln ton). Dość znaczny udział w ogólnym poziomie strat miał sektor owocowo-warzywny, który odpowiadał za niemal 24% wszystkich strat (prawie 0,5 mln ton). Pozostałe sektory generowały łącznie mniej niż 5% wszystkich strat na poziomie gospodarstw. „W produkcji podstawowej źródło generowanych strat zależy od tego, czy jest to produkcja roślinna, czy zwierzęca. Ważnymi przyczynami strat w gospodarstwach są nieodpowiedni czas zbioru, warunki atmosferyczne, praktyki stosowane podczas zbiorów i przeładunku. Znaczne straty spowodowane są również nieodpowiednimi warunkami przechowywania” - wyjaśniają naukowcy w monografii pn. „Straty i marnotrawstwo żywności w Polsce”. Do powstawania strat przyczyniają się także szkodniki: owady, gryzonie ptaki lub drobnoustroje (np. pleśnie, bakterie), a także uszkodzenia spowodowane niekorzystnymi lub ekstremalnymi warunkami atmosferycznymi (np. susze, powodzie, huragany i przymrozki). Wpływ na nie mają także uszkodzenia spowodowane nieprawidłowym działaniem sprzętu (np. urządzeń chłodniczych), nieefektywność podczas zbioru, suszenia, mielenia, transportu lub przetwarzania. Produkty rolno-spożywcze często są wyrzucane także z uwagi na trudność w przewidywaniu liczby nabywców. Dodatkowo istotną rolę pełnią przepisy prawa, które powodują odrzucenie niektórych produktów żywnościowych ze względów bezpieczeństwa żywności. Poza tym dane partie żywności stają się odpadami bezpośrednio po zbiorach, bo nie spełniają jakości, takich jak kształt, rozmiar, kolor i waga, wymaganych przez przetwórców lub rynki docelowe.
Odpowiednie magazynowanie płodów rolnych
Oczywiście nie na wszystkie wymienione zjawiska rolnicy mają wpływ. Są jednak obszary, które wystarczy polepszyć, by przyczynić się do zmniejszenie strat. Mowa tu chociażby o odpowiednim przechowywaniu płodów rolnych. Jest to kluczowe zwłaszcza w sektorze produkcji zbóż, gdzie najwięcej strat wynika z zawilgocenia, a w konsekwencji, zapleśnienia ziarna. Dlatego tak ważne jest dysponowanie odpowiednią bazą magazynową, pozwalającą utrzymać optymalne parametry wilgotnościowe i temperaturowe. W silosie można m.in. zamontować termometry czy urządzenia do przedmuchu chłodnym powietrzem, co pozwala zmniejszyć temperaturę ziarna, dzięki czemu ono nie spleśnieje. Dbając o jakość ziarna, warto także zainwestować w separator zanieczyszczeń.
Przeciętna polska rodzina wyrzuca do kosza żywność o wartości około 3 tys. zł. Najczęściej w koszu lądują pieczywo, wędliny, świeże owoce i warzywa (Źródło: MRiRW)
Zamiast wyrzucić - przetworzyć
Odpowiednie przechowywanie to także wyzwanie dla sektora owoców i warzyw. W tej branży odnotowuje się straty powstające w wyniku gnicia, uszkodzeń mechanicznych i z tytułu grasowania szkodników magazynowych. Co jednak istotne, ze wspomnianego dokumentu „Straty i marnotrawstwo żywności w Polsce” wynika, że w latach 2017–2018 za największy odsetek strat odpowiedzialna była m.in. nieopłacalna sprzedaż. Rażąco niskie ceny skupu powodowały, że rolnicy rezygnowali ze zbioru. Zdarza się nawet, że jest problem z jakimkolwiek zbytem. Tego rodzaju sytuacja zdarzają się regularnie i dotyczą przede wszystkim owoców miękkich, narażonych na szybkie psucie. Są jednak producenci, którzy nawet w takich okolicznościach potrafią znaleźć rozwiązanie. Świetnym przykładem jest historia państwa Elżbiety i Macieja Nowaków z Modły Królewskiej pod Koninem. Rolnicy dysponują łącznym areałem wynoszącym 7 hektarów. Utrzymują się przede wszystkim z sadownictwa. - W głównej mierze nasza produkcja opiera się na czereśniach, które zajmują powierzchnię 3 ha, kolejno wiśnie 1,5 ha i śliwy - opowiada Maciej Nowak. Z uwagi na fakt, iż sadownicy pozyskują spore ilości towaru, współpracują z sieciami handlowymi, poprzez które dystrybuują m.in. sprzedają owoce. - Posiadamy także oczywiście sporo odbiorców indywidualnych, którzy, na własne potrzeby, mogą zaopatrzyć się w owoce u nas bezpośrednio w gospodarstwie. Ale w sezonie są to takie ilości, że nie bylibyśmy w stanie ich sprzedać na lokalnym rynku - zaznacza sadownik z Modły Królewskiej. O jakich ilościach owoców pozyskiwanych rocznie mowa? - Generalnie wielkość zbioru czereśni wynosi około 35 ton, a wiśni - 40 ton - tłumaczy Maciej Nowak. Drugim rodzajem działalności jest agroturystyka, która została uruchomiona w 2009 roku. Rolnicy przyznają, że sadownictwo i agroturystyka pochłaniają sporo czasu, zwłaszcza latem. To właśnie wtedy ma miejsce zbiór owoców i w sadzie państwo Nowak spędzają wiele godzin, od świtu do zmierzchu. - Staramy się cały cykl zbioru przeprowadzić w jak najbardziej korzystnych warunkach. Mianowicie zrywamy owoc o możliwie, jak najwcześniejszej porze, jeżeli warunki pozwolą to jest godzina 5:00. Kończymy też możliwie jak najwcześniej, żeby, po zbiorze danej partii, nie trzymać tego owocu na słońcu. Momentalnie towar wędruje do chłodni. Jest jeszcze dodatkowo schładzany. Transport do odbiorców finalnych odbywa się również samochodem chłodnią, żeby jakby zminimalizować możliwość popsucia się tego owocu, żeby on był jędrny i jak najbardziej świeży - opowiada Maciej Nowak. Sadownicy zdają sobie sprawę, że dysponowanie odpowiednim zapleczem magazynowym oraz dostosowanym transportem chroni ich przed stratami w plonach. Mimo takiego zabezpieczenia państwo Nowak byli narażeni na spore ubytki. Nie mogli sprzedać owoców i zaczęli je przerabiać na dżemy. Tak w gospodarstwie zrodził się rolniczy handel detaliczny. - Zmusiła nas do tego troszkę sytuacja. W zeszłym roku zostało nam trochę owoców po głównych zbiorach, które dojrzały dopiero później. Aby się nie zmarnowały, pomyśleliśmy, że zaczniemy robić przetwory z tego mamy. A w związku z tym, że od dawien dawna robiliśmy dla siebie bardzo dużo przetworów, praktycznie nie kupowaliśmy nic gotowego, tylko właściwie z tego, co mieliśmy, przetwarzaliśmy, więc jakby mieliśmy receptury gotowe. Dlatego postanowiliśmy pokazać je innym i zaproponować trochę inną formę sprzedaży tego naszego owocu - mówi Elżbieta Nowak, właścicielka gospodarstwa Owocowy Raj. W asortymencie państwa Nowak znajdują się dżemy 100% naturalne na bazie owoców, cukru i pektyny, syropy do rozcieńczania z wodą, marynaty, suszymy owoce: jabłka i śliwki oraz powidła. Nieoceniona pomocą dla pani Eli jest jej mama, która nie dosyć, że dzieli się z nią swoimi świetnymi przepisami kulinarnymi sprzed lat, to jeszcze sama bierze udział w pracach. - To są też często przepisy, które jeszcze babcia wykorzystywała. Przekazała je mojej mamie, a teraz mama dała je mi. Mama dużo nam pomaga przy przetwórstwie - tłumaczy Elżbieta Nowak.
Dzięki krótkim łańcuchom dostaw marnuje się mniej jedzenia
Rolniczy handel detaliczny, cechujący się krótkimi łańcuchami dostaw i braku udziału pośredników, zdaniem Elżbiety Dryjańskiej, specjalistki Wielkopolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Koninie, idealnie wpisuje się w koncepcję: stop marnowania żywności. - Krótkie łańcuchy dostaw mają wpływ na wiele czynników. Po pierwsze wpływa pozytywnie na ekonomikę gospodarstwa. Ten model jest bardzo korzystny dla rolników, bo następuje tutaj eliminacja pośrednika, dzięki czemu ta marża handlowa pozostaje u rolnika. Drugą korzyścią jest to, że producent sam kształtuje cenę i swoją markę. Uważam, że promocja krótkich dostaw żywności może pozytywnie wpływać na redukcję ilości marnowanego jedzenia. Nie wszystkie produkty handlowe, które są w gospodarstwie, udaje się od ręki sprzedać i możliwość zagospodarowania tychże produktów w gospodarstwie i wprowadzanie ich później na rynek jest oczywiście elementem przeciwdziałania marnowaniu żywności. Idąc po produkt do osoby, którą znam i wiem, jaki produkt kupię, nabędę produkt świeży i wysokiej jakości. Natomiast idąc do innych miejsc, gdzie można produkty nabywać, często są różnego rodzaju promocje. One są kuszące. Często gospodynie nabywają żywność niesprawdzonych marek. Przychodzą do domu, serwują to i okazuje się, że nie spełnia ich oczekiwań, co do jakości i w związku z tym ten produkt pozostaje jako nie zjedzony. Jest marnowany i wyrzucany. Dlatego jakość produktu nabywana w ramach rolniczego handlu detalicznego wpływa na to, że jest to produkt tak jakościowy, że nie może się on po prostu zmarnować - stwierdza Elżbieta Dryjańska z WODR.
Według danych Polskiego Instytutu Ekonomicznego statystyczny Polak marnuje rocznie 247 kg żywności. W Unii Europejskiej, gdzie średnia wynosi 173 kg, plasuje nas to na piątym miejscu.
Współpraca rolnik - konsument
Problem, który często doskwiera producentom owoców i warzyw jest brak rąk do pracy. A jeśli znajdą się chętni, koszty wynagrodzenia w porównaniu do cen w skupach są tak duże, że rolnikom zwyczajnie nie opłaca się zbierać. Dlatego owoc czy warzywo pozostają na polu. Aby przeciwdziałać takim zjawiskom, w 2017 roku w Małopolsce powstała interesująca inicjatywa, której pomysłodawcą jest Mirosław Biedroń. Stworzył on portal, który łączy rolników i osoby chcące samodzielnie zbierać owoce. Strona internetowa tętni życiem, regularnie pojawiają się na niej nowe ogłoszenia, które można zamieszczać za darmo, zachęcające do samozbiorów borówki, maliny, porzeczki czy wiśni. Zainteresowani sami przyjeżdżają do sadu czy na pole, zbierają owoce lub warzywa i za nie płacą bezpośrednio rolnikowi. MyZbieramy.pl promuje sprzedaż lokalną, aby wesprzeć rolników. „Portal tworzą młode osoby przekonane, że zbieranie owoców i warzyw to pomysł na powrót do natury i ciekawa propozycja dla rodzin na dobrze spędzony czas. To szansa dla rolników na uczciwą zapłatę za ich pracę. Nic nie musi się marnować na polu, bo nie miał kto pozbierać owoców, warzyw. Zależy nam na rozwoju sprzedaży bezpośredniej” - czytamy na portalu MyZbieramy.pl