Uprawiają 150 ha i produkują materiał siewny. Czy to się opłaca? [VIDEO]
- Historia gospodarstwa ma swój początek w 1992 roku, kiedy ojciec zakupił mi je wraz z areałem kilkunastu hektarów - wspomina Maciej Mojzesowicz. W pierwszych latach rolnik oprócz produkcji roślinnej, prowadził hodowlę trzody chlewnej. - Rocznie utrzymywałem około 900 świń, zrezygnowałem jednak z tego kierunku ze względu na duże wahania cen i związane z tym ryzyko - mówi Mojzesowicz, podkreślając, że był to moment, w którym zdecydował się pójść mocniej w kierunku produkcji materiału nasiennego. - Ta dziedzina zawsze mi się podobała. Praca na polu dużym, wydajnym sprzętem i produkcja materiału siewnego to coś, co sprawia mi przyjemność - podkreśla rolnik. Obecnie w dużej mierze w prowadzeniu gospodarstwa pomaga mu już 22-letni syn - Stanisław. - Produkcja nasion to jeszcze moja działka, ale pole i uprawy, to jest już zadanie syna. Mamy nowoczesne maszyny i dużą ilość gruntu. Wolałem inwestować w to niż np. w budynki, bo dokupowanie ziemi sprawiało, że dawała mi ona regularnie profity finansowe pozwalające na dalszy rozwój - podkreśla Mojzesowicz.
Opłacalność
- Nasze gospodarstwo działa na innych zasadach niż gospodarstwa konwencjonalne, ale też na innych zasadach niż duże firmy nasienne. Nie mamy np. biurokracji. Wszystkie zadania związane z produkcją materiału nasiennego wykonujemy sami. Żona np. nakleja na worki naklejki z oznaczeniami - tłumaczy Maciej Mojzesowicz, podkreślając, że między innymi dzięki temu ich towar jest tańszy od tego oferowanego przez więszych konkurentów. - W tym roku było to około 400-500 zł na tonie w pszenicy tej samej odmiany - zaznacza rolnik. Według niego dochód przynoszony przez lata z tego typu produkcji jest dość stabiny. Nie ma też problemu ze zbytem. Wspólnie z synem rolnik przygotowuje do sprzedaży 4-5 odmian pszenicy i jedną odmianę pszenżyta. - Rekordowo w ciągu jednego roku przygotowaliśmy 230-240 ton materiału. W tym roku było to mniej więcej 190-200 ton - zaznacza Mojzesowicz. Rolnicy sprzedają nasiona przede wszystkim dla lokalnych klientów. - Przyjeżdżają do nas jednak także chętni spoza naszego regionu. Sprzedajemy materiał np. na woj. zachodniopomorskie. Mamy dużą grupę klientów, którzy biorą od nas towar od lat i są zadowoleni. Uważam, że jeśli regularnie biorą od nas materiał siewny gospodarstwa działające na areałach 1.500-2 tys. ha, to coś znaczy - podkreśla Maciej Mojzesowicz. Jak zaznacza, klientom przede wszystkim podoba się jakość i czystość sprzedawanego materiału. - Nie ma u nas sytuacji, że pszenica jest wymieszana z żytem, żyto z pszenżytem albo z pszenicą. Ja, kiedy widzę takie sytuacje na polach, mówię sobie: "Jezus Maria, jak to wygląda...", ale tak ma chyba każdy nasiennik - podkreśla z uśmiechem rolnik, zaznaczając, że ziarno odbierają od nich także młyny.
Jako największą zaletę swoich usług w zakresie wyposażania rolników w materiał siewny Maciej Mojzesowicz wyróżnia swoją ciągłą gotowość do pracy. - Nikomu nie odmawiamy. Możemy klientowi nawet w środku nocy wyczyścić, zaprawić i przygotować do siewu materiał. Była taka sytuacja np. w poprzednim sezonie. Przyjechał do nas sąsiad, na dzień przed zapowiadanym dużym deszczem. Po godzinie miał gotowy materiał - mówi z dumą rolnik.
Big Bagi i nowa maszyna
- Sprzedajemy materiał tylko w Big Bagach. Nie mamy przystosowanej linii technologicznej pod worki 50 czy 25 kilogramowe, a poza tym mamy dosyć wydajną zaprawiarkę, więc ładowanie materiału do worków ogarniczałoby możliwości maszyny, a poza tym potrzeba byłoby do tego więcej ludzi - mówi Stanisław Mojzesowicz. Swoje spojrzenie na temat przedstawia także jego ojciec: Zawsze tłumaczę rolnikom: Po co masz dźwigać 50 kilogramowe worki, jak możesz wziąć ciągnik z ładowaczem i to wsypać do siewnika. Ja chętnie wsypię do Big Baga nawet mniej niż 500 kg i to będzie nadal dla każdej ze stron łatwiejsze. Poza tym ładowanie w worki, układanie na paletach i późniejsze owijanie tego wszytkiego folią jest nieekologiczne. Co ważne, zanim materiał siewny trafi do klientów, jest badany przez inspekcję nasienną. - Przyjeżdżają eksperci z zewnątrz i sprawdzają jakość. Nie robimy tak, jak inne duże firmy, które mają swoje kontrole wewnętrzne. Dla mnie to jest trochę dziwne - mówi Maciej Mojzesowicz.
Od tego roku czyszczenie zebranego przez Mojzesowiczów ziarna usprawniła nowa maszyna, wykonana przez firmę ASM Technology. - Przez lata technologia pod tym względem zmieniła się diametralnie. Zaczynaliśmy od Pektusa, który dobrze czyścił materiał, ale bardzo wolno. Przez lata testowaliśmy kilka innych maszyn, ale żadne z nich nas do końca nie satysfakcjonowało, aż do tego roku. Najpierw wzięliśmy maszynę na testy, ale już po dwóch czyszczeniach wiedzieliśmy, że ją kupimy - podkreślają zgodnie rolnicy.
Wszystkie prace wykonują we dwójkę
Obecnie na 150 ha rodzina uprawia rzepak, buraki cukrowe i zboża przeznaczone do produkcji materiału siewnego. - Jeśli chodzi o jakość ziemi - uprawiamy grunty od III do VIb klasy bonitacyjnej - mówi Stanisław Mojzesowicz, podkreślając, że w ostatnim czasie coraz większy areał zaczyna uprawiać bezorkowo. Co ciekawe, mimo 150 ha do obrobienia, młody rolnik praktycznie wszystkie prace polowe wykonuje sam. - Mamy dwa ciągniki marki Fendt - pierwszy o mocy 160, a drugi 280 KM. Praca nimi jest naprawdę przyjemna i szybka. Nie licząc zbioru zbóż i orki, które wykonuje ojciec, to staram się robić wszystko sam. Dzięki temu każdy zabieg jest wykonany dokładnie. Nie zakładam przy tym żadnych błędów, które mogłyby się zdarzyć np. w przypadku gdyby część prac wykonywał pracownik - tłumaczy młody rolnik. Wspomniany przez Stanisława Mojzesowicza zbiór zbóż wykonywany jest Claasem Tucano. Kombajn podobnie jak ciągniki jest w gospodarstwie od nowości. W 2010 roku zastąpił legendarnego Bizona ZO-56. - Claas spisuje się bardzo dobrze. Co roku przed żniwami wykonujemy pełny serwis i nie mamy do tej pory większych problemów z tą maszyną. Praca jest naprawdę przyjemna, ale muszę powiedzieć, że zawsze z przyjemnością wracam do polskiego Bizona, którym pracowałem przez lata - mówi z uśmiechem Maciej Mojzesowicz. - W czasie, kiedy wydajności psznicy kształtowały się na poziomie 5-6 ton, Bizon bardzo dobrze sobie radził. Pamiętam jednak doskonale rok, w którym wydajność odmiany Sukces w pszenicy sięgnęła 8,5 a nawet 9 ton. Bizon nie był już w stanie tego przerobić. Ziarno wylatywało tyłem wraz ze słomą - wspomina rolnik, zaznaczając, że najpierw zakładał wtedy swój błąd w ustawieniach maszyny. - Nająłem doświadczonego kombajnistę, który pracował wcześniej w państwowych gospodarstwach. Sprawdzaliśmy wszystko razem, w końcu jednak stwierdziłem, że spróbujemy jechać "na pół kosy". Wtedy kombajn zaczął sobie radzić. Było więc jasne, że taka wydajność przekracza już możliwości Bizona. W tamtym momencie podjąłem decyzję o zakupie nowego kombajnu - wspomina Mojzesowicz.
Plany na przyszłość
- Czasami mówię do syna, żeby jeszcze przed moją śmiercią kupić nowy, większy kombajn, ale to czas pokaże - mówi z uśmiechem Maciej Mojzesowicz. Na razie rodzina skupia się na postawieniu stalowej hali na terenie gospodarstwa i zakupie nowszego siewnika zbożowego. - W siewniki do buraków i kukurydzy już się wyposażyliśmy - mówi młody rolnik, który w "wolnych chwilach" lokalnie wykonuje także usługi rolnicze. - Na pewno budynki, na pewno ciągnik, może kombajn... Staramy się co roku coś robić, żeby pchać to gospodarstwo do przodu - podsumowują zgodnie rolnicy.