Zakaz importu soi GMO przesunięty
Obecny rząd planuje, że uda nam się uniezależnić od dostaw soi genetycznie modyfikowanej w 2021 r.
Zapowiadane wprowadzenie zakazu importu soi GMO od 1 stycznia 2017 r. zostało przesunięte w czasie. Jak zaznaczyło ministerstwo rolnictwa, zakaz zacznie obowiązywać dopiero od 2021 r.
Do tego czasu nasz kraj ma zwiększyć na tyle produkcję rodzimego białka paszowego, by uniezależnić się od zagranicznych koncernów.
Czy jest to możliwe?
Wiele obaw kilka miesięcy temu wzbudziła informacja, zgodnie z którą Polska już w styczniu przyszłego roku miałaby się stać całkowicie wolna od GMO. Wprowadzenie tego hasła w czyn byłoby niemożliwe. Obecnie nasz kraj importuje 2,2 mln ton śruty sojowej, która jest genetycznie modyfikowana. Polska, póki co, innego wyjścia nie ma, bo jej możliwości produkcyjne białka rodzimego są za małe. Zdaniem Adama Tańskiego, prezesa Izby Zbożowo-Paszowej wpowadzenie zakazu importu soi GMO byłoby absurdem. Poza tym wpłynęłoby negatywnie na sytuację hodowców drobiu i trzody chlewnej.
Czytaj także: Niższe płatności unijne. Rolnicy przeliczyli się KLIK
Zanim nasz kraj zdecyduje się na odcięcie się od dopływu sprowadzanej soi, musi stać się samowystarczalnym, jeśli chodzi o białko paszowe. Osiągnięcie tego celu (jedynie w części) będzie możliwe w przypadku, gdy polscy rolnicy zwiększą uprawę roślin strączkowych. Aby to się stało, muszą otrzymać wsparcie finansowe. Drastyczna obniżka stawek płatności dodatkowych do wysokobiałkowych raczej ich zniechęci, niż zmotywuje. Przypomnijmy, że wstępnie zapowiadano, iż rolnicy otrzymają około 1300 zł/ha. Ostatecznie wysokość dopłaty spadła do 422 zł.
Czytaj także: Białko paszowe z Polski zamiast importowanej soi? KLIK
Pojawiają się głosy, by z koperty finansowej: płatności dodatkowe do roślin wysokobiałkowych wyłączyć rośliny pastewne (koniczyny i lucerny) bądź całkowicie zmienić system dopłat. Środki miałyby być wypłacane do wyprodukowanej ilości ziarna, a nie wysianego hektara.