Wybory do izb rolniczych 2019. Rolnicy pójdą głosować?
- Izby rolnicze są potrzebne. Działają, opiniują wszelkie tematy i rozwiązują spory - twierdzą jej członkowie.
28 lipca odbędą się wybory do samorządu rolniczego. Dlaczego wybrano ten termin? Do kiedy można zgłaszać kandydatury?
Jeszcze w czerwcu gminy miały obowiązek przygotować listy uprawnionych do głosowania i wyłożyć je do wglądu dla zainteresowanych. Każdy z obecnych na spisach wyborczych ma prawo do zgłoszenia własnej kandydatury. Co musi zrobić? Przede wszystkim zebrać poparcie 50 innych rolników w postaci podpisów na liście (wzór dostępny TUTAJ). Osoby zainteresowane przynależnością do rad powiatowych izb rolniczych odpowiednie dokumenty powinny złożyć do 5 lipca od komisji wyborczej. W różnych województwach wybrano odmienne systemy przyjmowania wniosków. Na Mazowszu w każdym urzędzie gminy przynajmniej jeden urzędnik jest płatnikiem podatku rolnego, a więc mógł zostać członkiem komisji wyborczej i dzięki temu przyjmuje dokumenty w godzinach pracy urzędu w terminie do 5 lipca.
W Wielkopolsce zadecydowano o tym, by wyznaczyć dwa dni przyjmowania kandydatur. Będzie to miało miejsce 1 i 4 lipca w godz. od 10.00 do 14.00. Wówczas w siedzibach każdej z gmin będą przebywać członkowie komisji i przyjmować dokumentację. Jeśli do 5 lipca w danym okręgu wyborczym nie wpłynie żadna kandydatura, termin ich nadsyłania może zostać wydłużony do 11 lipca. Do 18 lipca komisje wyborcze są zobligowane do podania wiadomości rolników pełne listy startujących w wyborach do rad powiatowych izb rolniczych.
Witold Kubiak z gminy Jarocin (Wielkopolska) w izbach był wiele lat. Przyznał, że będzie startował do nich i w tym roku. Podobnie do tematu podchodzą jego koledzy z rady z minionej kadencji.
- Izby są potrzebne. Działają, opiniują wszelkie przepisy dotyczące rolnictwa. Przesyłamy wytyczne bezpośrednio do naszego oddziału, który dalej przekazuje je do ministerstwa. Zajmujemy się szacowaniem strat różnego rodzaju, czy to jest susza, różne kataklizmy czy szkody łowieckie. Rozwiązujemy różne spory - wymienia Witold Kubiak.
Witold Kubiak przyznaje, że niestety wiele rzeczy od samorządu rolniczego nie zależy, mimo to są sprawy, które, dzięki niemu, pomyślnie dla rolników udało się załatwić. Pytamy, czy zebranie 50 podpisów od innych rolników przysparza trudności? - Powiem szczerze, że szybko udało mi się je uzyskać. Przez tyle lat zdobywa się zaufanie. Jesteśmy jako rada w miarę rozpoznawalni - komentuje rolnik z gminy Jarocin. Tadeusz Berk, kierownik biura Mazowieckich Izb Rolniczych w Ostrołęce stwierdza, że większość „starych” radnych zapewne znów stanie w „wyborcze szranki”.
- Niektórzy zrezygnują z uwagi na swój wiek i przepisanie gospodarstw następcom - komentuje. Zainteresowanie uczestnictwem w wyborach, jego zdaniem, nie będzie większe, niż w 2015 roku. - Wydaje mi się, że nie będzie większego zainteresowania z powodów finansowych. Izby rolnicze dysponują niewielkim budżetem. Jeżeli przyjmie się, że jest około 1,5 mld zł podatku rolnego, to odpis 2% stanowi około 30 mln zł na wszystkie izby rolnicze w kraju. Niejedna gmina ma większy budżet. Wiadomo, że z racji tych niedużych finansów, zwroty za czas poświęcony danej izbie też nie są wielkie - mówi Tadeusz Berk.
Przyznaje, że w jego regionie kwota za udział w posiedzeniu rady powiatowej wynosi około 130 zł. - Ustawowo spotkania powinny odbyć się przynajmniej raz na kwartał. Czasem zdarzają się częściej. Finanse naprawdę nie są zachęcające. Jedynie, jeśli ktoś ma żyłkę działacza i chce zrobić coś dla społeczności rolniczej, będzie może chciał przez samorząd, dla społeczności rolniczej coś załatwić - stwierdza. Tłumaczy, że w takich krajach jak Austria czy Francja funkcjonowanie izb inaczej wygląda. - W Austrii na samorząd rolniczy przeznacza się około 100 mln euro, a we Francji 800 mln euro, ale tam jest inna organizacja. Załatwia się tam wszystkie sprawy związane z doradztwem rolniczym czy rejestracją zwierząt - podaje kierownik biura MIR w Ostrołęce.
Dlaczego na termin wyborów wybrano 28 lipca? Według Wiktora Szmulewicza, prezesa KRIR jest to najdogodniejsza data.
- Zgodnie z przepisami ustawy, wybory muszą odbyć się w ciągu 60 dni od upłynięcia kadencji. W tym roku zakończyła ona swoje prace 31 maja, więc mieliśmy czas od 1 czerwca do końca lipca. Wiadomo też, że wybory muszą odbyć się w niedzielę, a więc w dzień wolny od pracy. W maju mieliśmy wybory do europarlamentu, robienie kampanii w podobnym czasie mijało się z celem. Zorganizowanie wyborów to długotrwały proces organizacyjny. Gminy muszą przygotować listy i lokale wyborczy - wymienia Wiktor Szmulewicz.
Dodaje, że najwcześniejszym terminem, kiedy mogły odbyć się wybory, była niedziela, 7 lipca. - Tylko że wtedy tzw. ukonstytuowanie się rad powiatowych miałoby miejsce w same żniwa. A ci ludzie muszą się zebrać, uzgodnić, kto będzie przewodniczącym rady powiatowej, kto delegatem na walne zgromadzenie, to też trwa. Robienie tego w środku żniw jest o wiele bardziej kłopotliwe, niż element pierwszy, a więc oddanie głosu 28 lipca - przekonuje. W jego opinii akcja żniwna nie powinna pochłaniać mieszkańcom wsi tyle czasu, co jeszcze 30 lat temu i nie stanie na przeszkodzie w udziale w wyborach. - Jeśli ktoś będzie miał chęci z pewnością pójdzie zagłosować - stwierdza.