Wakacje w owczarni [ZDJĘCIA]
![Wakacje w owczarni [ZDJĘCIA]](/media/cache/d0/d1/d0d1812cba52cc8fb519b2ec9783ca0c.jpg)
Źródło:
Sierpień był czasem wakacji. Również dla Adasia i Darka – członków Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Mirsku na Dolnym Śląsku. Dziećmi już dawno nie są, ale ich radość była wręcz dziecięca, gdy w wakacyjne popołudnie przyszli do nas na gospodarstwo, aby zrobić obrządki w owczarni.
Spis treści:
W Polsce jest 5,4 mln. osób niepełnosprawnych, co stanowi 14,3 % ludności kraju (dane wg Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań z 2019 roku).
Mamy również 1,3 mln gospodarstw rolnych. To ogromny kapitał i zarazem szansa na wsparcie nie tylko takich inicjatyw, jak chociażby „Opiekuńcze gospodarstwa rolne” czy „Wakacje pod gruszą”, ale również krótkich i niespektakularnych wakacyjnych przygód, jak ta z naszego gospodarstwa.
Sierpień był czasem wakacji. Również dla Adasia i Darka – członków Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Mirsku na Dolnym Śląsku. Dziećmi już dawno nie są, ale ich radość była wręcz dziecięca, gdy w wakacyjne popołudnie przyszli do nas na gospodarstwo, aby zrobić obrządki w owczarni.
Koła Specjalnej Troski funkcjonują w całym kraju i skupiają zarówno dzieci z niepełnosprawnościami, jak i ich opiekunów. Adaś (26) i Darek (46) należą do takiego koła i w ciągu roku szkolnego mają w ramach jego działalności wiele aktywności.
Zaglądam od czasu do czasu w poniedziałkowe popołudnia na salę gimnastyczną lub pokoju integracyjnego, aby spędzić trochę inaczej czas i poznać trochę inną życiową perspektywę. Przez 10 miesięcy prawie każdy poniedziałek upływa na wspólnym spotkaniu, ale co roku nadchodzą 2 miesiące wakacji, w które każdy chce odpocząć – również ci, którzy prowadzą Koło Specjalnej Troski. Wyszukiwanie atrakcyjnych form spędzania czasu dla osób z niepełnosprawnościami spoczywa latem na rodzicach i opiekunach.

Nie jestem ani jednym, ani drugim, ale pod moją opieką mam ok. 150 owiec. W dzień wypasają się w malowniczej scenerii Pogórza Izerskiego na ekologicznych pastwiskach, a na noc wracają do owczarni, którą przygotowujemy dzień w dzień na powrót czworonogów z wypasu. Są to tzw. obrządki.
Dla jednych praca, dla drugich przygoda
Kto ma zwierzęta, ten robi obrządki. Ja lubię je robić szczególnie w trakcie weekendu. Na gospodarstwie mniej się wtedy dzieje, telefon mniej dzwoni, a zwierzęta przebierają jak co dzień nogami, pobekują i czekają, aż otworzę dla nich na oścież bramy na zieloną wolność. Co dziwne - również wczesnym wieczorem zbiegają z pastwiska z ogromną ochotą i wielkim pośpiechem, aby sprawdzić, co zostało przygotowane dla nich na kolację.
No i na przygotowanie takiej owczej kolacji przyszli do mnie Adaś, Darek, ich mamy Lena i Wanda oraz Jarek – brat Adasia (na co dzień specjalista IT). Ciekawa byłam, na ile pobyt w owczarni i prace przy obrządkach zainteresują dwóch zaprzyjaźnionych ze sobą chłopaków. Czy będą bać się zwierząt? Czy będą chcieć pracować fizycznie? Jak dadzą sobie radę w zupełnie nowym otoczeniu? Czy będzie to dla nich ciekawa przygoda?
Zarówno podopieczni, jak i ich opiekunowie przyszli na spotkanie ubrani po roboczemu. Adaś spoglądał najpierw trochę sceptycznie na narzędzia pracy, ale widząc, że mama i brat chwytają ochoczo za miotły, również i on przymierzył się do zamiatania. Darek najpierw obserwował z ciekawością swoją mamę nakładającą widłami siano do paśników, ale widząc, że zabrałam się za wybieranie pośniadaniowych badyli, dołączył do mnie.
Na deser owce miały dostać jabłka, więc Adaś i Darek porozkładali je sprawiedliwie obok siana, a Stasiu - oswojony tryk, który ma u nas dożywocie, załapał się na jabłko z ręki Darka (sama nie wiem, który z nich cieszył się bardziej: ten obdarowany czy ten obdarowujący). Przyszedł czas na sprawdzenie poideł oraz nalanie wody do baniaka. Rozłożeniem węża zajął się Jarek, ale chłopacy niczym profesjonalni strażacy zajęli się napełnianiem wodą 80-litrowego pojemnika uważając, aby nie przelać wody. Jeszcze tylko sprawdzić, czy wszystko gotowe i można pójść na pastwisko po owce.

Biegiem na kolację
Na pastwisku nie widać żywego ducha. Pustka. - Może poszły sobie do miasta na zabawę? - pytam żartobliwie, ale żart rozumieją tylko opiekunowie, bo dla Adasia i Darka jest to abstrakcja. Wypatrują zwierząt, które skrupulatnie pochowały się po krzakach.
Zaczynam nawoływać: - Chooooodźcie, chooooodźcie, chooooodźcie…. Maluuuuuchy, Meeeeela, Duuuuula…. Zachęcam Adasia i Darka do wspólnego nawoływania, które skutkuje pojawieniem się najpierw jednej, potem drugiej, piątej, dwudziestej, setnej owcy. Po jednej stronie bramy stoimy my, a po drugiej czworonogi: małe i duże, białe, czarne i beżowe. Napięcie rośnie po obu stronach, a oczekiwanie na otwarcie bramy sięga zenitu. Owce ruszają galopem, a chłopcy stoją jak wmurowani. Ale to był widok!
Gdy my spokojnym krokiem dochodzimy do owczarni, owce już zajadają się sianem i jabłkami. W powietrzu unosi się zapach ziół i słychać apetyczne chrupanie. Jeszcze tylko dać Maksowi i Stasiowi po kromce chleba, pogłaskać ich wełniste głowy i dotknąć mokrych nosów, a potem zrobić pamiątkowe zdjęcie na sianie i pomachać wszystkim zwierzętom na „do widzenia”. Brudni od kurzu, ale szczęśliwi, idziemy na zasłużony łyk kompotu.
Uścisk Adasia
Słońce chyli się ku zachodowi, a my siedzimy przy wspólnym stole pod modrzewiem, jemy lody i ciasto, a całość popijamy kompotem z papierówek (jabłka są z tego samego drzewa jak te dla owiec). Nagle Adaś wstaje i podaje każdemu z nas rękę. Adaś ogólnie mówi niewiele, a jeśli już, to bardzo niewyraźnie.
Swoim zachowaniem i mimiką wyraża więcej niż słowami, więc tym bardziej skupiamy się na jego geście.
- Adaś podaje rękę przeważnie jednej osobie. Osobie, którą lubi, ale teraz widać, że lubi nas wszystkich. On zdaje sobie sprawę, kiedy mówi się o nim dobrze. To był moment, gdy poczuł zaufanie i bezpieczeństwo od nas wszystkich. Wiedział, że nikt go nie skrzywdzi, że każdy z nas mu dobrze życzy. On to wszystko wyczuwa – mówi Jarek.

A Adaś spogląda na niego jakby chciał powiedzieć: „Dobrze mówisz braciszku! Też tak bym powiedział, gdybym potrafił”.
W porównaniu z Adasiem Darek mówi swobodnie. Nie tylko słowa, ale również ich artykulacja odzwierciedlają jego nastrój. Gdy pytam, czy mu się podobało, odpowiada krótko, ale zdecydowanie: - Bardzo! Zwierzęta najbardziej! Dopytuję: - A co lubiłeś robić najbardziej? Na co odpowiada: - Najbardziej lubiłem nalewać wodę.
Widać, że zadowoleni są nie tylko Adaś i Darek, ale również ich opiekunowie. Siedzimy jeszcze długo, analizujemy wspólnie to, co przeżyliśmy, czego byliśmy świadkami.
- Dla mnie ważnym jest, że nasze dzieci chciały przebywać ze zwierzętami i tak dobrze na nie reagowały. Widać, że dobrze zrobił im ten spokój i poczucie, że są akceptowani – podsumowuje pani Wanda mama Darka.
Czy to się opłaca?
Gdy opowiadałam o naszym spotkaniu znajomej, ta spytała, czy Adaś i Darek naprawdę mi pomogli. Pomogli to mało powiedziane.
To spotkanie miało wartość dodaną również na innych poziomach: dla mnie było to szansą na zrozumienie ludzi z niepełnosprawnościami, dla opiekunów chwilą szczęścia, że widzą swoje dzieci wykonujące zwykłe prace, a dla samych chłopców, tak jak powiedział Jarek, poczuciem bezpieczeństwa, akceptacji i możliwości bycia poza domem.
Zdaję sobie sprawę, że ci dwaj mężczyźni, którzy dla swoich rodziców zawsze będą dziećmi, są zaledwie dwoma z wielu osób niepełnosprawnych w całej Polsce. W Polsce mamy 1,3 mln gospodarstw rolnych. To ogromny kapitał i zarazem szansa na wsparcie takich inicjatyw, jak chociażby „Opiekuńcze gospodarstwa rolne” czy „Wakacje pod gruszą”, ale również takich krótkich i niespektakularnych wakacyjnych przygód, jak ta z naszego gospodarstwa.
CZYTAJ TAKŻE: Ma 22 ha i 72 krowy. Ze starej obory zrobił nową [VIDEO]
- Tagi:
- wakacje w owczarni