W przyszłym roku na rynku zabraknie bydła?
Tak się może stać, jeśli rolnicy zlikwidują produkcję. Wielu z nich już rozważa przekształcenie profilu gospodarstwa.
Tak niskich cen żywca wołowego nie było od 2015 roku. Sytuacja jest naprawdę poważna. Rolnicy coraz częściej mówią o rezygnacji z produkcji bydła mięsnego. - W przyszłym roku na polskim rynku może zabraknąć żywca - komentuje Mieczysław Babiński, prezes Pomorskiej Grupy Producentów Bydła Mięsnego.
80% eksport to główna przyczyna obecnych problemów sektora wołowiny w Polsce. Gdy tylko w Europie pojawiła się epidemia koronawirusa, ceny bydła mięsnego drastycznie spadły. Trudności logistyczne utrudniające transport mięsa wołowego (zwłaszcza do Włoch) spowodowały, że towar, który miał być wysłany za granicę, został w Polsce, dlatego pośrednicy i ubojnie zaczęły ograniczać skup. Tym samym wielu producentów bydła miało trudności ze sprzedażą, a jeśli już znaleźli kontrahenta - proponowano im o wiele niższą stawkę, niż jeszcze kilka tygodni wcześniej.
W ostatnim czasie eksport troszkę się upłynnił. Póki jednak sektor restauracyjno - hotelarski w Europie nie zacznie działać pełną parą, w sprzedaży wołowiny będzie zastój.
- Ceny są kompletnie niestabilne i nieprzywidywalne. Są najniższe od 2015 roku i, porównując rok do roku, widzimy ich duży spadek. 80% z eksportu trafia do krajów Unii Europejskiej, głównie do Włoch, Hiszpanii, Francji i Niemiec. W związku z tym, że stoi rynek HoReCa (sektor hotelarsko - gastronomiczny - przyp.red), my jako producenci bydła i wołowiny ponosimy ogromne straty - stwierdził Jacek Zarzecki, prezes Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego.
Dla branży ratunkiem rynki trzecie
Gdzie w tej chwili trafia polskie bydło? - Widzimy w ostatnich tygodniach, że ruch zrobił się trochę w kierunku do Chorwacji. Cały czas funkcjonuje rynek grecki. Ale przede wszystkim z niecierpliwością czekamy na powrót na rynek włoski - powiedział Jacek Zarzecki. W tym trudnym czasie, w jego opinii, ważne jest szukanie rynków zbytu poza granicami Wspólnoty. Polskie bydło trafia do m.in. Libanu. Poza tym są uzgodnione świadectwa weterynaryjne ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi.
- Wiemy o działaniach prowadzonych przez Głównego Lekarza Weterynarii w zakresie ustalenia świadectw weterynaryjnych m.in. do Algierii, to jest bardzo duży rynek, czy do Turcji. Kraj ten jeszcze w 2018 roku odbierał 8% naszego eksportu. Tam także uzgadniane są nowe świadectwa weterynaryjne w zakresie bydła żywego. Jak widzimy potrzebujemy nowych rynków - rynków trzecich. Mamy świetną przewagę konkurencyjną nad innymi krajami UE, jeśli mówimy o krajach muzułmańskich. Jesteśmy jednym z nielicznych państw wspólnotowych, gdzie dopuszczony jest ubój religijny - wyjaśnił Jacek Zarzecki.
W ocenie Mieczysława Babińskiego, prezesa Pomorskiej Grupy Producentów Bydła Mięsnego, który zawodowo zajmuje się także pośredniczeniem w sprzedaży żywca, zapotrzebowanie na polskie bydło jest nadal niskie. - Liban bierze, ale jakąś okrężną drogą, chyba przez Egipt. W związku z tym, że skupują mało, chcą mieć towar wybitnie dobry, czyli najlepiej limousine o odpowiednich gabarytach. Ale z tego co wiem, cena nie jest najwyższa, nieadekwatna do jakości. Z kolei żaden podmiot sprzedający nie otrzyma takiej ceny w Polsce. Wiem, że do Izraela też coś idzie. Nadal jednak wiele kierunków jest zablokowanych - skomentował Mieczysław Babiński.
Słaba opłacalność w produkcji bydła
Ceny bydła spadły drastycznie w marcu, w drugiej połowie kwietnia wyhamowały, ale są nadal na niskim poziomie.
- W tej chwili to nie jest może najniższa cena, ale za poubojową klasę U w Polsce można dostać 12,60 zł/kg. A tak naprawdę za tę klasę stawka powinna wynosić co najmniej 13 zł - stwierdził Mieczysław Babiński.
W jego opinii wielu rolników czeka na lepsze oferty i wstrzymuje się ze sprzedażą. - Chyba, że nie mogą, bo mają kredyty do spłacenia - dodał. 40 sztuk bydła mięsnego jeszcze na samym początku epidemii koronawirusa udało się sprzedać Cezaremu Lisowskiemu z Olszewa (powiat kościański, woj. wielkopolskie). - Wtedy była jeszcze lepsza cena. Ale później już zablokowało się wszystko - stwierdził rolnik. Kolejną partię chce sprzedać na przełomie czerwca i lipca. Zastanawia się, jaka wtedy będzie cena?
- Na dziś jest bardzo słaba opłacalność, jeśli chodzi o bydło. Przykładowo jeszcze jakiś czas temu dostawaliśmy 8 zł/kg za mieszańce czy czystorasowe w żywej wadze, a dziś nawet 7 zł ciężko dostać. To jest naprawdę tragedia. Obecnie cały czas sprawdzam, co dzieje się na rynku - powiedział Cezary Lisowski.
Zabraknie żywca wołowego w Polsce?
Cezary Lisowski zapowiedział, że jeśli sytuacja się nie poprawi, podejmie decyzję o całkowitym przekształceniu się w produkcję mleka. - Bo ile można to ciągnąć w tej niepewności? Tak naprawdę od ubiegłego roku zadowalającej ceny mięsa wołowego nie ma. A mleko? Cena cały czas jest na dobrej drodze - skomentował. Do takiego wniosku, według Mieczysława Babińskiego, dochodzi coraz większa grupa producentów bydła mięsnego.
- Moim zdaniem w przyszłym roku zabraknie bydła. Widzę, że nie ma tendencji wzrostowej, jeśli chodzi o produkcję żywca. Kryzys gospodarczy i susza powodują, że rolnicy wstrzymują się z zakupem cieląt. Jeśli ktoś bierze 50 sztuk normalnie, to tym razem połowę. Chyba, że nową oborę stawia. Ale mamy też takich klientów, gdzie są one zapełniane tylko w 20 - 30%. Rolnicy czekają i obserwują pogodę. Zastanawiają się, czy ta kukurydza urośnie? Trudno przewidzieć, co będzie dalej - stwierdził Mieczysław Babiński.
Banki odmawiają rolnikom kredytów?
Przeszkodą w inwestowaniu w gospodarstwa w tej chwili jest także w wielu przypadkach problem z otrzymaniem kredytu. Banki stały się bardziej ostrożne w stosunku do wielu sektorów gospodarki, w tym i rolnictwa. - Rolnicy nie mają pieniędzy, bo banki nie chcą ich kredytować. Dostajemy coraz więcej takich informacji. Nawet stali klienci, którzy mają duże gospodarstwa, mają problem, by otrzymać kredyt ze swojego banku spółdzielczego. Tak jest to wszystko zaostrzone w tej chwili. Poza tym nadal nie otrzymali suszowego za ubiegły rok. Nałożyło się wiele czynników, które doprowadziły do krytycznej sytuacji w gospodarstwach - dodał Mieczysław Babiński.
Czytaj także: Koronawirus. Co dzieje się na rynkach rolnych? Co ze wsparciem?
Dopłaty do prywatnego przechowywania wołowiny
Podejmowane są działania, które mają wspomóc sektor wołowiny. Komisja Europejska przyjęła dopłaty do prywatnego przechowywania mięsa bydła w wieku ośmiu miesięcy życia i więcej. Czy ta forma wsparcia spowoduje, że cena żywca wzrośnie?
- Pamiętajmy o tym, że wniosek o uruchomienie dopłat do prywatnego przechowywania złożyła Polska. Skorzystało z tego pięć krajów: Austria, Irlandia, Polska, Holandia i Hiszpania łącznie na 706 ton, z czego 400 ton pochodzi z Polski. Myśleliśmy, że będzie w naszym kraju potężne zainteresowanie, ale widzimy, że jednak tak nie jest. Wynika to z formuły, która, naszym zdaniem, powinna zostać zmieniona. KE takie same stawki zaproponowała do ćwierci z kością, jak i mięsa odkostnionego. Jeśli do mięsa odkostnionego zwiększy wysokość pomocy co najmniej o 50%, ten program będzie bardziej popularny. Na pewno to jest dobra forma wsparcia dla przetwórstwa. Dziś w sytuacji, gdy rynek stoi, by nie sprzedawać za grosze, zakłady mogą mięso zamrozić i poczekać na lepsze czasy - stwierdził Jacek Zarzecki.
Z kolei producent bydła Cezary Lisowski do tego programu podchodzi sceptycznie. - Nikt nie będzie chciał podejmować ryzyka, wydawać pieniędzy i przechowywać mięsa. Każdy chce kupić i od razu sprzedać. Nie spodziewam się, by rynek rozluźnił się dzięki tym dopłatom. Sytuację uratuje bardziej eksport do Libanu i Izraela - skomentował rolnik.
100 mln euro zamiast miliarda na działania interwencyjne
Na ratunek polskiego rolnictwa w dobie kryzysu, a więc i m.in. sektora wołowiny ma być przeznaczona pula 100 mln euro. Jak podał nam Jacek Zarzecki na działania interwencyjne na wszystkich rynkach sektora rolno - spożywczego strona polska wnioskowała o przesunięcie miliarda euro z PROW 2014 - 2020. KE nie zaaprobowała tak dużej sumy. Zgodziła się na o wiele mniej, bo 100 mln euro, a więc około 450 mln zł.
- Brak akceptacji ze strony KE na większą kwotę jest dla mnie niezrozumiałe ze względu na fakt, że przecież to nie są środki, które otrzymaliśmy od KE, tylko to są pieniądze, które mamy zagwarantowane w PROW. I jeżeli analiza polskiego rządu i ministra rolnictwa wykazała, że takie środki można wykorzystać na przeciwdziałanie kryzysowi to logicznym byłoby się zgodzić. (...) To jest kropla w morzu potrzeb. Są to tak naprawdę środki, które wystarczyłyby na wsparcie dla sektora wołowiny i na działanie krótkookresowe, powiedzmy na okres 6 miesięcy - dodał Jacek Zarzecki.