Żniwa kukurydzane u tych rolników odbędą się w grudniu

Powódź, z jaką zmierzyli się w tym roku rolnicy z Żuław, przetestowała ich w każdym możliwym wymiarze - pod względem wytrwałości, cierpliwości, ale i wytrzymałości sprzętu, którym wjeżdżali w pole.
Zboże udało się skosić, a rzepak wysiać. I co z tego, skoro ziarno pszenicy straciło mocno na parametrach, a uprawę rzepaku trzeba będzie zlikwidować, bo ziemia, na której rośnie, zamieniła się w beton? Dla rolników z Żuław Wiślanych obecny rok zapisze się w pamięci, jak ten, który dał im mocno w kość. Po deszczu nawalnym, jaki nawiedził tamten obszar 28 lipca, pod wodą znalazło się kilkadziesiąt tysięcy hektarów. Rolnicy do dziś nie mogą się pozbierać. Sytuację w ich gospodarstwach ma poprawić wsparcie publiczne. Ale i tutaj pojawiają się problemy.
Żniwa okazały się walką w błocie
Trudności związane z gospodarowaniem na Żuławach Wiślanych w woj. warmińsko - mazurskim od pierwszego dnia powodzi nagłaśnia Damian Murawiec - rolnik, który wspólnie z ojcem uprawia na 330 ha. Na areale tym wysiewa kukurydzę, pszenicę i rzepak.
W lipcu sporo pól tego gospodarza znalazło się pod wodą. Zboże skosił, ale z ogromnymi trudnościami.
- Żniwa udało się przeprowadzić, mimo że były bardzo mokre. To tak naprawdę była walka w błocie. Koszty na ten zbiór były ogromne. Poszło więcej paliwa, była większa ilość awarii w kombajnie czy w maszynach, które były odpowiedzialne za transport tego ziarna. Jakość pszenicy jest gorsza, przez co cena wyjściowa za to ziarno na samym starcie jest niższa – opowiada nam Damian Murawiec.
Na niektórych polach tego rolnika komisja oszacowała straty w pszenicy na poziomie 80%. Ale tak naprawdę gorsza sytuacja jest na polach rzepaku, który rolnik wysiewał na raty - wtedy, gdy pozwalały na to warunki. Ostatnie pole obsiał 10 września.
- Z zasiewów rzepaku część gospodarstw zrezygnowała całkowicie, a część gospodarstw, w tym ja, staraliśmy się jakoś w tych mokrych, bardzo ciężkich warunkach uprawić glebę w jakiś sposób i posiać. Zrobiliśmy to, ale niestety później przychodziły kolejne intensywne deszcze, które, mówiąc kolokwialnie, zabetonowały glebę. Nie ma tam dostępu powietrza i rzepak nie chce rosnąć, jest bardzo nierówny, w zasadzie powschodził i stoi, nie rozwija się dalej – wyjaśnia Murawiec.
Nierokująca uprawa to koleje koszty, z którymi musi zmierzyć się gospodarz. Rzepak, który wysiał na 85 hektarach, prawdopodobnie trzeba będzie spisać na straty.
- Koszt nasion i pracy to prawdopodobnie kolejne stracone środki. Za jakiś czas, może bliżej zimy, będę musiał podjąć decyzję o likwidacji tej plantacji. Podejrzewam, że nie będzie rokować, ale dajemy jej jeszcze trochę czasu – opowiada nam Damian Murawiec.
Ziarno kukurydzy trzeba będzie suszyć
Na 63 hektarach rolnik ma wysianą kukurydzę. Nie jest wykluczone, że przy obecnych warunkach pogodowych – zbiór tej rośliny może nastąpić dopiero w grudniu.
- Przez bardzo chłodny sezon wegetacyjny, dojrzałość ziarna kukurydzy nie jest jeszcze odpowiednia. W zasadzie dopiero teraz te rośliny będą osiągały fazę, żeby móc zbierać je na kiszonkę, a jeżeli chodzi o uprawę na ziarno, szacuję, że to będzie nie wcześniej niż listopad - grudzień. Wilgotność tego ziarna też nie będzie taka, jak powinna być, czyli to na pewno nie będzie 30%, ale 35-40%. A to oznacza od razu o wiele wyższe koszty suszenia - dodaje gospodarz.
Ubezpieczenie nie obejmuje strat powstałych w wyniku przerwania wału
W podobnej sytuacji jest wielu innych rolników z Żuław. Pytanie, czy gospodarze ci będą mogli liczyć na odszkodowanie z ubezpieczalni?
- Na Żuławach nie jesteśmy w stanie ubezpieczyć upraw od powodzi. Trzeba zrozumieć pewną rzecz. Te szkody, który spowodował deszcz nawalny to jedno, ale my w największym stopniu zostaliśmy poszkodowani przez niesprawne urządzenia melioracyjne. A tak naprawdę - opieszałość Wód Polskich w wykonywaniu bieżącej konserwacji tych urządzeń. Ubezpieczyciel może przyznać odszkodowanie w niedużym procencie, za to, że zboże wyległo przez deszcz nawalny. Ale w sytuacji, gdy został przerwany wał i zalało uprawy albo z głównego kanału wylała się woda, zalewając pola, to nie deszcz nawalny, tylko powódź spowodowana niesprawną infrastrukturą przeciwpowodziową i melioracyjną doprowadziła do stanu, w którym aktualnie jesteśmy – zaznaczył Murawiec.
Rolnik zapewnia, że cieki, które należą do rolników – są na bieżąco konserwowane.
- Rowy szczegółowe, które należą do nas, do rolników, są regularnie odmulane. Jeśli jednak rowy melioracji podstawowej, czyli te, które są własnością Wód Polskich nie są odpowiednio zadbane, woda nie ma ujścia. W moim gospodarstwie, tam, gdzie miałem najbardziej zalane pola, komisja oszacowała straty w pszenicy na poziomie 80%. A właśnie tam mieliśmy świeżo odmulone rowy, które były oczyszczone we wrześniu 2024 roku. Mimo to woda zalała mi pola z głównego kanału - zaznacza Murawiec.
Pomoc dla rolników z Żuław Wiślanych
Trwają rozmowy dotyczące tego, co zrobić, by do tej tragedii nie doszło w przyszłości. Równolegle podejmowane są działania, które mają zrekompensować, choć w części, straty poszkodowanych rolników. Minister rolnictwa zapowiedział kilka form pomocy, z której będą mogli skorzystać rolnicy z Żuław Wiślanych.
Pierwsza z nich dedykowana jest stricte rolnikom z Żuław. Pieniądze w ramach tej pomocy mają trafić do rolników, według zapowiedzi ministra, jeszcze w październiku. Chodzi o dopłaty w wysokości 3 tys. zł do upraw i 1,5 tys. zł do łąk oraz pastwisk, które mają pochodzi z puli tzw. pomocy de minimis. Wsparcie ma być udzielane gospodarstwom, które poniosły straty powyżej 30% plonów.
Wsparcie dla rolników z Żuław
1500 zł na 1 ha – dla upraw mieszanek strączkowo-zbożowych, jednorocznych i wieloletnich mieszanek traw, w tym mieszanek z bobowatymi drobnonasiennymi, wieloletnich użytków zielonych oraz powierzchni upraw na zielony nawóz
3000 zł na 1 ha – dla pozostałych upraw rolnych
Powierzchnia objęta pomocą będzie ustalana na podstawie danych satelitarnych ARiMR.
I tutaj, według Murawca, pojawia się pewna bariera w pozyskaniu tych środków.
- Pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne. Gdy słyszy się: „3 tys. zł do każdemu hektara” uruchamia się od razu wyobraźnia. Wydaje się, że to spore kwoty. Ale rzeczywistość to zweryfikuje. Trzeba pamiętać, ze obowiązuje limit dla pomocy de minimis, który wynosi 50 tys. euro dla gospodarstwa przez ostatnie 3 lata. Część gospodarstw zatem będzie wykluczona z tego rodzaju pomocy, a część skorzysta z niej tylko częściowo – komentuje Murawiec.
Rolnicy bowiem korzystają z tej pomocy w ramach innych działań (dopłaty do materiału siewnego, do oprocentowania do kredytów preferencyjnych, zwolnienia z podatku od czynności cywilnoprawnych przy zakupie ziemi).
- Te limity są albo już w dużej mierze wykorzystane przez rolników – stwierdza nasz rozmówca.
Kredyty dla rolników - nabór już ruszył
Drugi, zapowiedziany przez resort rolnictwa, nabór wniosków dotyczy kredytów preferencyjnych z oprocentowaniem w wysokości 1%. Na ten cel rząd przeznaczył 700 mln zł. Nabór ruszył 1 października i potrwa do grudnia 2025 r.
O to wsparcie mogą ubiegać się gospodarze, którzy ponieśli straty nie tylko w związku z anomaliami pogodowymi, ale i trudną sytuacją na rynku oraz niskimi cenami skupu.
480 mln zł dla gospodarstw ze stratami po klęskach żywiołowych
Poza tym przewidziano 480 mln złotych na pomoc dla rolników, poszkodowanych przez anomalie pogodowe. Tutaj zakłada się wsparcie od 1 do 3 tys. zł w zależności od skali strat. Warunkiem jest udokumentowana szkoda przekraczająca 30% średniej rocznej produkcji roślinnej.
- Oczywiście, jeśli gospodarstwo z Żuław skorzysta z pomocy dla danej działki rolnej w ramach pierwszego wsparcia, to nie może skorzystać już z kolejnej, która będzie później przyznawana na bazie protokołów szacowania strat przez komisje gminne – tłumaczy Murawiec.
Okazuje się, że i skorzystaniu z pomocy w tym programie mogą pojawić się bariery. Chodzi o to, że komisje nie zakończyły jeszcze działań związanych z przygotowywaniem protokołów, które powinny jak najszybciej trafić do wojewodów. A to właśnie one będą podstawą do ubiegania się o pomoc.
- Dodatkowo, okazuje się, że część protokołów wyszła z komisji gminnych bez podpisu rolników. Komisje gminne nie informowały rolników, że trzeba podpisać dokument, zanim wojewoda to zatwierdzi. W województwie warmińsko-mazurskim jest dużo wniosków u wojewody, które są przesłane z komisji gminnej właśnie bez podpisu rolnika. I teraz te wnioski będą wracać z powrotem do urzędu gminy. Jeżeli będzie takie tempo zaawansowania prac, to czarno widzę, żeby każdy rolnik na czas otrzymał gotowy protokół, zatwierdzony przez wojewodę – skomentował Damian Murawiec.
- Tagi:
- Żuławy
- powódź
- poszkodowani rolnicy