Zaczynał od 3 ha i postawił na nietypowy kierunek. Dzisiaj uprawia 200 ha
Gospodarstwo prowadzone przez Waldemara Zienkiewicza powstało w 1986 roku w miejscowości Felin, położonej na styku trzech województw: podlaskiego, mazowieckiego i lubelskiego. Wszystko zaczęło się od uprawy wiśni na areale 3 ha...
- Obecnie uprawiamy areał około 200 ha. Jesteśmy gospodarstem sadowniczo-szkółkarskim. Mamy aronię, porzeczki, wiśnie, świdośliwy i do tego słonecznik oraz kukurydzę na ziarno - mówi Waldemar Zienkiewicz, właściciel i założyciel gospodarstwa, który na co dzień mieszka w oddalonych o 40 km od gospodarstwa Siedlcach. - Zaczęliśmy jako pierwsi w tym regionie z tego typu produkcją, no i tak się to jakoś do dzisiaj ciągnie - zaznacza skromnie rolnik, który przez lata, dzięki ciężkiej pracy i odważnym decyzjom z trzech hektarów rozbudował gospodarstwo do imponujących rozmiarów. - Areał cały czas się powiększa. W tej chwili współpracują z nami już mój syn i wnuk. Jeśli chodzi o sposób uprawy, to plantacje aronii nie potrzebują zmianowania. Musimy tylko ją przecinać i odnawiać. Zmianowanie robimy w porzeczkach - przyznaje, zaznaczając, że praca przy tego typu produkcji trwa przez praktycznie cały rok. - Jeżeli nie ma prac na polu, to mamy robotę w garażu. Coraz gorzej jest z ludźmi do pracy. W tej chwili najmujemy kilka osób dorywczo do zbioru, ale o obsadę jest bardzo ciężko. Od tego trzeba zacząć - podkreśla rolnik. Zaznacza, że aby eliminować nakłady pracy ręcznej, od dawna gospodarstwo inwestowało w nowoczesny sprzęt. - Mieliśmy pierwszy w Polsce kombajn do zbioru aronii. Teraz pracują u nas cztery takie maszyny. Oczywiście już bardziej nowoczesne. To bardzo usprawnia pracę - mówi rolnik, którego gospodarstwo posiada bogate zaplecze, jeśli chodzi o park maszyn. - Posiadamy różne ciągniki - zarówno sadownicze, jak i rolnicze o mocach od 60 do 150 KM. Potrzebujemy oba rodzaje, żeby ogarnąć całą tą produkcję - tłumaczy, zaznaczając, że nie jest przywiązany do jednej konkretnej marki. - Przywiązany jestem tylko do swojej żony. Jak wygląda opłacalność tego typu produkcji? - Jeśli chodzi o ceny, to wszystko zależy od roku. Nie ma jednak problemu ze zbytem. Nie potrzebujemy żadnych magazynów. Wszystko, co zbieramy, od razu jest sortowane, ładowane na tiry i przewożone do zakładów przetwórczych - zaznacza rolnik.
Ważna rola deszczowni
Jednym z największych problemów, z jakimi w ostatnich latach w produkcji sadowniczej zmaga się Waldemar Zienkiewicz, jest susza. - Moim zdaniem źle prowadzona jest w naszym kraju gospodarka wodna - zaznacza rolnik. - My postawiliśmy na własne zbiorniki wodne, które zostały utworzone w zaniżeniach gruntu i miejscach najbardziej podmokłych. W tych zbiornikach zbiera się woda, także deszczówka i później wykorzystujemy ją do podlewania, bo w obecnych warunkach nie ma mowy, żeby produkować bez nawadniania - tłumaczy. Do tego wykorzystywane są dwie deszczownie szpulowe, które są napędzane przez ciągniki rolnicze - to jedno z ich najważniejszych zajęć w ciągu roku.
Według Zienkiewicza dobrym sposobem na suszę jest także stosowanie na uprawy hummusów, które odżywiają rośliny i pomagają im przetrwać w skrajnie niekorzystnych warunkach. - Co prawda zaczęliśmy je wykorzystywać dopiero wiosną tego roku, ale już widzę efekty i myślę, że to będzie skuteczne i dobre - tłumaczy rolnik.
Następcy są
Na co dzień w pracy w gospodarstwie Waldemarowi Zienkiewiczowi pomagają syn i wnuk. Rolnik nie obawia się więc o przyszłość. - Syn ma już własne gospodarstwo, które liczy areał około 100 ha. Wnuczek też kończy już szkołę rolniczą i przymierza się do działania na własny rachunek. Myślę, że przyszłość wygląda optymistycznie - podkreśla Zienkiewicz, zaznaczając, że przez lata gospodarstwo wypracowało już odpowiednią strategię działania i posiada bogate zaplecze maszynowe. - Na przestrzeni lat korzystaliśmy kilkukrotnie z pomocy unijnej na zakup sprzętu. Wziąłem m.in. młodego rolnika - podkreśla. - Teraz korzystamy już mniej z dofinansowań. Nie dokupujemy w ostatnim czasie maszyn. To, co mamy, wystarcza do obrobienia naszego areału - dodaje. To nie oznacza jednak, że gospodarstwo się nie rozwija i nie chce inwestować w nowe techologie. W ostatnim czasie na jego terenie zostały przeprowadzone testy dronów, które w przyszłości będą mogły być wykorzystywane do nawożenia lub stosowania środków ochrony roślin. - Widzę potencjał w tym kierunku. Na razie to był oczywiście test, ale myślę, że przyszłości będziemy się przymierzać do zakupu takiego urządzenia - kończy rolnik.