Uprawa soi w Polsce jest (nie)opłacalna
Jednym z najważniejszych składników każdej paszy jest białko. Surowiec ten jest w naszym kraju w 80% sprowadzany. Znajduje się w śrucie sojowej, importowanej głównie z Ameryki. Czy musimy kupować ten produkt zza granicy? A może udałoby się wyprodukować soję w Polsce?
Soja z USA
Zastosowanie soi na świecie jest na tak dużą skalę, że raczej nie dziwi fakt, iż wielu chciałoby ją produkować praktycznie na każdej szerokości geograficznej. Niestety, takie proste to nie jest. Ta roślina z grupy strączkowych ma duże wymagania cieplne, potrzebuje dobrych, żyznych gleb i dużego nasłonecznienia. Obecnie 45% areału jej upraw znajduje się w USA, skąd pochodzi około 55% światowej produkcji. Prócz tego w dużym stopniu uprawiana jest w Brazylii, Argentynie, Chinach oraz Indiach. Soja, jaka trafia na światowe rynki rolne, w tym i europejskie, zazwyczaj pochodzi z upraw GMO (genetycznie modyfikowanych). Dzięki temu opłacalność jej produkcji jest jeszcze większa. Rośliny dają większe plony i co za tym idzie zyski. Z wyliczeń niektórych specjalistów wyhodowanie soi tradycyjnej jest o 15% droższe, niż gatunków GMO. Alarmujące powinno być to, że w samej Polsce monopol na sprzedaż śruty sojowej ma jedna zagraniczna firma. Mając tak duży wpływ na rynek paszowy, uzależnia od siebie także produkcję zwierzęcą w naszym kraju. - Jeśli oni powiedzą: „nie ma”, to nastąpi kryzys w produkcji zwierzęcej w naszym kraju - ostrzegają niektórzy specjaliści.
Własna produkcja soi?
Czy nasz kraj jest w stanie uniezależnić się od zagranicznych wpływów, chociażby przez własną produkcję soi? Istnieje kilka odmian tej rośliny, które dostosowano do naszego klimatu. Pochodzą one głównie z hodowli krajowych, są wczesne, o dużym potencjale plonowania. Badania nad uprawą soi w Polsce trwają od 100 lat. Przez ten czas udało się wyhodować kilkanaście odmian, które u nas się przyjęły. Nie przynoszą jednak tak dużych dochodów, jakby się chciało. Wynika to głównie z wielkości plonów. Niektórzy specjaliści twierdzą, że z jednego hektara można uzyskać nawet 4 tony ziarna. Inni jednak wyjaśniają, że duże wahania temperatury i wilgotności powodują spadek plonów poniżej 2 ton z hektara. - Dlatego opłacalność produkcji soi jest wątpliwa - tłumaczy Mieczysław Łepkowski z WODR w Poznaniu. W takim wypadku dla rolnika korzystniej jest uprawiać zboża niż soję. Podobnie sprawa przedstawia się w skali makro. Taniej jest Polsce importować towar z Ameryki niż produkować u siebie. Wynika to z wyższego plonowania na terenach o ciepłym klimacie. Prócz tego w Polsce zakazana jest uprawa GMO, która daje większe zyski niż konwencjonalna. A więc rolnik, który zechciałby przestawić nagle swą produkcję na tę roślinę oleistą, musiałby wykazać się dużą odwagą, także z tego powodu, że miałby problem ze sprzedażą. Firmy paszowe potrzebują duże ilości i proponują za nie ceny zagraniczne. Gdyby kwoty te przenieść na grunt polski, opłacalność staje się niepewna. Ratunkiem dla rolnika w tym momencie mogłyby być przedsiębiorstwa zajmujące się produkcją zdrowej żywności, w tym przetworów sojowych, które poszukują towaru wolnego od GMO. Jest ich w Polsce niestety mało. One także skupują towar w dużych ilościach. - A przeciętny rolnik nie jest w stanie wyprodukować 50 ton rocznie - tłumaczy Paweł Poślednik z Rolniczego Gospodarstwa Doświadczalnego w Dłoni, powiat rawicki. Te zakłady także sugerują się stawkami obowiązującymi na rynku światowym. I mogłoby się wydawać, że nie warto uprawiać u nas soi, ale...
Dobry płodozmian
Gdybyśmy spojrzeli na tę kwestię z innej perspektywy, okazałoby się, że nie do końca należy pomysł uprawy soi w Polsce wyrzucić do kosza. Jak podaje Andrzej Obst, specjalista do spraw roślin energetycznych WODR w Poznaniu, soja jest świetną rośliną, jeśli chodzi o gospodarowanie zrównoważone i stosowanie płodozmianów. Pozwala stwarzać warunki dla wzrostu lub utrzymania na danym poziomie żyzności i biologicznej aktywność gleby. Rośliny strączkowe, do których należy soja, polepszają bilans substancji organicznej w glebie i chronią przed erozją. Prócz tego wzbogacają glebę w azot. Jest to możliwe dzięki symbiozie z bakteriami korzeniowymi. Dlatego powinny być stosowane jako przedplony i poplony. Ich uprawa niesie ze sobą zmniejszenie konieczności używania środków ochrony roślin czy nawozów mineralnych, co może być zachętą ekonomiczną dla rolnika. Prócz tego wpływa korzystnie na stan gleby. - Największą korzyścią soi jest jej działanie - poplonu. A nikt o tym nie mówi. Najwygodniej jest zasiać zboże i zebrać i plony takie, jakie są. Staram się przekonać rolników do zrównoważonego sposobu gospodarowania - wyjaśnia Andrzej Obst. Dodaje, że zastosowanie tej rośliny, jako alternatywy płodozmianowej, ma rację bytu na polskich gruntach rolnych. - To mogłoby się okazać dla niektórych rolników zbawiennym elementem płodozmianu i własnej bazy paszowej - stwierdza.
Doświadczenie w uprawie
Podobne zdanie na temat uprawy soi w Polsce ma Paweł Poślednik z Dłoni. Gospodarstwo, w którym pracuje, soję uprawia się od lat 80-tych. Pierwsze odmiany, które udało się im wyhodować w systemie doświadczalnym, zarejestrowano w 1991 r. - Do tej pory cały czas te odmiany hodujemy i mamy rozprowadzone między różne gospodarstwa - opowiada Paweł Poślednik. Największym powodzeniem cieszą się obecnie odmiana „Augusta”, która rocznie daje plony na poziomie 22 kwintali z hektara. Ich zdaniem jest to dość dobry wynik, zważywszy na fakt, iż nie trzeba w dużych ilościach stosować desykantów (chemicznych środków) w celu wysuszenia roślin przed zbiorem. - Tegoroczne temperatury do uprawy tej odmiany były wystarczające - tłumaczy. Dodaje, że uprawa stoi wygląda podobnie jak zbóż. - Sprawy agrotechniczne przedstawiają się podobnie jak przy zbożach czy innych roślinach. Wysiewa się siewnikiem zbożowym, plony zbiera kombajnem - objaśnia. Czy warto hodować soję na paszę dla zwierząt w swoim gospodarstwie? - Wyprodukowanie tej rośliny na własne potrzeby to dobry pomysł. Wtedy można spokojnie podawać bydłu mlecznemu i trzodzie chlewnej, tylko że trzeba wtedy zmienić recepturę paszy, a więc w innych komponentach pomniejszyć zawartość składników o te, które znajdują się w soi - opowiada.
W Wielkopolsce rolnicy wysiewają średnio 2-3 hektary soi. W większych ilościach plantacje można zobaczyć na południu naszego kraju, w okolicach Opola, Rzeszowa czy Kielc. Paweł Poślednik stwierdza, że duże zainteresowanie soją pojawiło się 11 lat temu, podobnie jak w 2009 roku. - Wówczas zabrakło nam nasion do wywiewu na sprzedaż. A już rok później zostało nam dużo towaru. Wszystko zależy od tego, jak rynek się trzyma - opowiada.
Kwalifikowany materiał siewny soi można kupić za około 4 tys. zł/ tonę. Jest to dość wysoka cena, w stosunku do stawki, którą proponują firmy paszowe za śrutę sojową. Stawka ta kształtuje się na poziomie 1400-1600 zł/tonę. Już więcej dostanie się za towar konsumpcyjny (sprzedaż na produkcji do spożycia dla ludzi), bo od 2700 do 3 000 zł/tonę.
Co warto pokreślić, to fakt, iż do kwalifikowanego materiału siewnego można otrzymać dopłatę z Agencji Rynku Rolnego. W tym roku wynosi ona 160 zł do hektara. Prócz tego można otrzymać dodatkową płatność bezpośrednią z tytułu uprawy rośliny strączkowej (w 2011 roku jest na poziomie 219,53 zł/ha). A więc do jednego hektara można uzyskać z ARiMR w sumie ponad 1200 zł. Czy w takim razie kalkuluje się uprawiać soję w Polsce? Sprawa wydaje się być sporna. - Ten kto umiał zaryzykować, wszedł trochę w warzywa czy inne, nowe uprawy, to decydował się na soję, ale ten kto tylko zboża wysiewa, to nie jest skłonny na takie zmiany - komentuje Paweł Poślednik.