Sady Jerzego Króla - tradycyjna produkcja z nowoczesnymi rozwiązaniami
Malownicze tereny z rzędami drzew pokrytych kwiatami i owocami, aż po horyzont - tak wygląda krajobraz północnej Wielkopolski. Gmina Białośliwie w powiecie pilskim jest jedną z pereł tamtejszego zagłębia sadownictwa. Swoje gospodarstwo prowadzi tutaj Jerzy Król, który jest sadownikiem z zamiłowania i jednym z innowatorów w regionie.
Na pograniczu gminy, w miejscowości Pobórka Wielka, rozciągają się sady Jerzego Króla. To tutaj gospodarz pielęgnuje swoje jabłka, czereśnie i wiśnie, które później trafiają do rąk klientów. Ta praca to złożony proces, który startuje się już zimą.
- Staramy się rozpoczynać cięcie w grudniu, po opadnięciu liści. Te starsze odmiany jabłoni są mniej wrażliwe na mrozy. Gorzej jest z siłą roboczą, więc wspomagamy się cięciem mechanicznym, aczkolwiek to w stu procentach nie zastąpi człowieka - mówi Jerzy Król, właściciel gospodarstwa.
I dodaje: - Wkracza coraz większa mechanizacja, coraz lepsze maszyny, nowocześniejsze opryskiwacze i ciągniki. Ciągle musimy się uczyć, bo pojawia się coś nowego i trzeba się dostosować.
Technologia to jedno, ale podstawą dobrej jakości owoców jest prawidłowa pielęgnacja, na którą Jerzy Król zwraca szczególną uwagę.
- Odpowiednie nawożenie, ochrona i cięcie - to jest najważniejsze. Przed założeniem sadu trzeba przygotować teren i zastosować obornik, a później nawozić doglebowo lub dolistnie. Dostajemy programy nawozowe, do których się stosujemy i to przynosi efekty - cieszy się Jerzy Król.
I podkreśla: - Stosuję tylko dozwolone środki i przestrzegam terminów, bo okres karencji jest najważniejszy. Dlatego później nie ma żadnych pozostałości, które często wywołują chociażby alergie.
Integrowana produkcja oraz baza przechowalnicza
Postęp technologiczny to kluczowa zmiana, która dokonała się w sadownictwie na przestrzeni lat. Co ciekawe, Jerzy Król jest pierwszym sadownikiem w swoim regionie, który nie bał się postawić na nowości. W ten sposób narodziła się stała relacja z Wielkopolskim Ośrodkiem Doradztwa Rolniczego w Poznaniu.
- Współpraca rozpoczęła się 26 lat temu, gdy jako WODR wprowadzaliśmy integrowaną produkcję owoców. Pan Jerzy Król, jako jeden z liderów, zainteresował się tą ochroną, która uwzględnia zarówno aspekt ekonomiczny, jak i ochronę środowiska - opowiada Izabela Saturska, doradczyni WODR w gminach Białośliwie i Miasteczko Krajeńskie.
I uzupełnia: - Mówiąc w skrócie, jest to ochrona sprzyjająca organizmom pożytecznym, co widać w tym sadzie. W przyrodzie nie ma wolnych miejsc, jeżeli wyniszczymy chemią wszystkie organizmy, to najszybciej odrodzą się szkodniki. Zrównoważone życie w sadzie daje lepsze efekty.
To nie jedyna rzecz, która zrewolucjonizowała produkcję w gospodarstwie. - Państwo Król, jako pierwsi na tym terenie, zainwestowali w nowoczesną bazę przechowalniczą. A tym samym zaryzykowali, bo to były czasy, kiedy ludzie byli nieufni i nie wierzyli, że ktoś może zwrócić pieniądze lub coś dofinansować - tłumaczy Izabela Saturska.
Inwestycja okazała się strzałem w dziesiątkę. - Przede wszystkim klient chce mieć jabłko podane przez cały rok, żeby miało ono taki sam wygląd i takie same parametry, jak po zbiorze. Nowoczesne przechowalnictwo z kontrolowanym składem atmosfery zapewnia taką jakość - ocenia doradczyni WODR.
- Uważałem, że do odważnych świat należy. Byłem młodszy i potrafiłem zaryzykować, obserwowałem trendy i wiedziałem, że jeżeli nie przechowamy dłużej jabłek, to będzie je trudno zbyć. To była jedyna rozsądna droga, żeby wydłużyć okres podaży jabłka i uzyskiwać lepsze ceny - opowiada z kolei Jerzy Król.
Zmodernizowana produkcja nie tylko dawała lepsze efekty, ale też przyciągnęła innych zainteresowanych. Dzięki współpracy z Wielkopolskim Ośrodkiem Doradztwa Rolniczego, gospodarstwo pana Króla stało się miejscem szkoleń oraz praktyk.
- Od kilku lat pojawiają się praktykanci i umacnia się współpraca z WODR. Młodzi ludzie przyjeżdżają z uczelni z Poznania. Opowiadam im, co robić w sadzie, widzą to na własne oczy. Uczestniczą w zbiorach, cięciu i rozpoznawaniu szkodników, chorób i chwastów. Do tego trzeba mieć zamiłowanie. Mnie dużo nauczyło technikum rolnicze oraz to, że jestem od dziecka w gospodarstwie - mówi Jerzy Król.
Sadownictwo w dobie kryzysu
Wieloletnie doświadczenie i otwartość na innowacje sprawiły, że produkcja państwa Król nabrała rozpędu. Obecny rok jednak nie jest łatwy dla sadowników.
- Jeżeli chodzi o zbyt, to w tej chwili jest najtrudniejszy moment. Embargo rosyjskie i białoruskie, problemy z transportem owoców na dalekie rynki i spadek spożycia owoców w Polsce sprawiają, że owoców zrobiło się za dużo - ocenia Jerzy Król.
To wszystko powoduje, że zmienia się rynek sprzedaży jabłek. Odmian jest coraz mniej, bo przestają być opłacalne.
- Asortyment zawęża się z powodów ekonomicznych, ponieważ produkcja niektórych odmian jest coraz mniej wydajna i z tego powodu się je likwiduje. Nawet jeśli jej walory smakowe są wyjątkowo dobre. Mamy trudności ze zbytem owoców odmian mniej pożądanych na rynku. Łatwiej sprzedać dwie lub trzy popularne odmiany na rynkach zagranicznych, niż mieć ich kilkanaście i nie wiedzieć co z nimi zrobić - mówi Jerzy Król.
I dodaje: - W tej chwili drobny handel podupada, wystarczy spojrzeć na lokalne sklepiki, których z roku na rok jest coraz mniej. Drobny producent nie ma powoli z kim handlować. Jest skazany na pośredników i handel z marketami. Mamy cichą nadzieję, że społeczeństwo zwróci uwagę na problemy polskiego sadownictwa i pochodzenie owoców.
Państwo Król mają jednak niezmienne podejście. Liczy się jakość owoców i relacja z klientem.
- Dla marketów produkuje się owoce jak najtwardsze i jak najlepiej wybarwione, a takie trzeba wcześnie zerwać i przechować. Tak zerwane jabłko nie uzyskuje odpowiedniego aromatu i smaku. Na tym trochę wygrywamy, że klienci do nas przychodzą, ponieważ zrywamy jabłko wtedy, gdy jest na to czas. Jeżeli mi coś nie smakuje, to nie polecam nikomu - twierdzi Jerzy Król.
- Stawiamy na bezpośrednią dostawę do klienta. Gama odmianowa jest duża, a mąż dba o to, żeby produkty były smaczne. To jest najważniejsze. Trzymamy się swojego i nawet mamy klientów, którzy potrafią rozpoznać czy owoce są od nas - opowiada Danuta Król, żona pana Jerzego.
Z obecną sytuacją małżeństwo jest w stanie sobie poradzić, natomiast pod znakiem zapytania staje przyszłość gospodarstwa.
- Mam nadzieję, że będzie następca, aczkolwiek coraz trudniej namawiać młodzież. Jest coraz mniejsza dochodowość i większe problemy ze zbytem. Młodzi ludzie widzą rówieśników z miasta, którzy pracują 8 godzin, później maja czas dla siebie i wolne weekendy, a poziom życia jest podobny - ocenia Jerzy Król.
- Młodzi ludzie rezygnują z sadownictwa, bo nie widzą perspektyw i dochodów, które mogą dalej zainwestować. Jest trudny okres, bo zmienił się charakter produkcji. Kiedyś można było coś przewidzieć i zaplanować, a dzisiaj jest to zmienne jak pogoda. A ona też nas wyniszcza - martwi się Danuta Król.
Motywacją pozostaje niesłabnąca pasja i wiara w lepsze jutro. - Człowiek żyje nadzieją i wierzymy, że coś z tego będzie. Że będzie deszcz, owoce urosną i będziemy mogli je dalej sprzedawać. To wystarczy - kończy Jerzy Król.