"Rolnicy zamiast ubezpieczać uprawy od suszy, czekają na jałmużnę"
Właśnie tak myślą mieszczuchy. I w takim przekonaniu utwierdzają ich artykuły na ogólnopolskich portalach.
„W sytuacji gdy politycy wprost mówią rolnikom, że Ci nie muszą się ubezpieczać, bo państwo przyjdzie im z pomocą, to nie ma się co dziwić, że rolnicy nie korzystają z ubezpieczeń” - czytamy na portalu onet.pl. Wychodzi na to, że rolnicy to grupa społeczna, która tylko żeruje na państwie i zamiast działać, czeka na pieniądze lecące z nieba. Szkoda tylko, że autor tekstu nie porozmawiał nawet z jednym rolnikiem.
Pocztowe TUW podpisało z rolnikami 203 polisy obejmujace ryzyko suszy
Wtedy może dowiedziałby się, że ubezpieczenie upraw od ryzyka suszy jest prawie niemożliwe, bo nawet jeśli są firmy ubezpieczeniowe, które w swojej ofercie mają taką polisę, to jej dostępność jest mizerna. Rzeczywiście Pocztowe Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych podało mi, że ubezpieczanie od suszy rozpoczęło wiosną 2017 roku. Wówczas zawarto 26 takich polis. W sezonie wiosennym 2018 roku wystawiono natomiast 203 polisy obejmujące ryzyko suszy. Od pozostałych zakładów ubezpieczeniowych, które mogłyby współpracować z rolnikami, informacji jeszcze nie otrzymałam. Wiadomo jednak, że ochroną przed suszą nie oferują PZU (nie ma oferty na stronie, potwierdzają to także przedstawiciele zakładu), Concordia Polska (nie ma oferty na stronie). W pakiecie rodzajów ochrony firm InterRisk i TUW jest susza.
Kończąc analizę sprawy na tym etapie mogło by się wydawać, że rzeczywiście możliwości są i tylko chęci ze strony rolników brak. Tak może i byłoby, gdyby nie ilość oferowanych polis i ich cena.
Czytaj także: Ubezpieczenie upraw z dopłatą - na ile ha wystarczy pieniędzy?
Od kilkunastu lat z publicznych pieniędzy idą środki na dofinansowanie składek do ubezpieczeń rolnych. W 2018 roku zaplanowano na ten cel ponad 850 mln zł. Wystarczy to na ubezpieczenie 4,5 mln ha upraw. Wysokość dofinansowania wynosi 65% składki. Wynika z tego, że rolnik płaci tylko 35% z sumy, która wędruje do firmy ubezpieczeniowej. Słowo „tylko” nie oznacza wcale „mało”. Rocznie rolnicy na ten cel wydają kwoty rzędu kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych.
- I co wydaje się największym paradoksem, ubezpieczenia upraw są tak drogie właśnie dlatego, że są ministerialne dopłaty, bo zakłady sobie sztucznie zawyżają te kwoty - komentuje jeden z przedstawicieli firmy ubezpieczeniowej, który pochodzi ze wsi.
Rolnik z Potarzycy w woj. wielkopolskim w tym roku ubezpieczył 90% swoich upraw. Wybrał najbardziej powszechny wśród gospodarzy pakiet: grad, wiosenne przymrozki i negatywne skutki przezimowania. - Za ubezpieczenie 250 ha wydałem w tym roku około 50 tys. zł - mówi Piotr Łukaszewski. Dlaczego nie ubezpieczył hektarów od suszy? - Bo jest to niemożliwe. Żaden z ubezpieczyli nie chce tego robić, to im się nie opłaca. Susza występuje regularnie, dla zakładu jest to zbyt duża szkodowość. Pamiętam, że w jednym roku, gdy ministerstwo zaczęło dotować składki, firmy ubezpieczały od suszy i przejechały się na tym. W kolejnym roku już nie miały tego w ofercie - komentuje rolnik.