Przy pomidorach pracownik najbardziej kosztotwórczy
- Na dzień dzisiejszy 50 t z hektara to granica opłacalności - mówi Leszek Chudziak z Pawłowa, który wraz z żoną Elwirą uprawia pomidory gruntowe. - Plantatorzy, licząc opłacalność, nie mają już z czego ciąć kosztów. Redukowaliśmy kadrę wielokrotnie, uciekając do coraz nowszych maszyn. Największym czynnikiem kosztotwórczym jest pracownik.
Elwira i Leszek Chudziakowie prowadzą gospodarstwo od 22 lat. Produkują pomidory gruntowe, cherry, a ponadto ich rozsadę. Prowadzą też poletka doświadczalne, co sprawia, że dysponują wiedzą o najnowszych odmianach. - Przygodę z doświadczalnictwem zaczął śp. Jan Adamczak - mój teść, a schedę po nim przejąłem ja z małżonką, zięciem i córką - wspomina Pan Leszek. I rozwija wątek: - Ja pochodzę z gospodarstwa, od kiedy pamiętam, pomidor był w nim produkowany, natomiast dzięki teściowi zacząłem produkować go na większą skalę. Swego czasu doszedł zięć, który w swoim gospodarstwie również produkuje pomidora. Przez to, iż równolegle prowadzi gospodarstwo, możemy na bieżąco wymieniać się doświadczeniami.
Pomidor lubi słabe ziemie
Praca przy pomidorze trwa od lutego do końca października, nieustannie trzeba inwestować, mimo, iż na rezultaty czeka się mnóstwo czasu, nie wiedząc, w jakim stopniu środki zostaną odzyskane. 20% sukcesu to wybór odmiany do stanowiska, 20% możliwość nawadniania lub nie, 10% ochrona rośliny, 10% nawożenie, a reszta to jest pogoda - ocenia pan Leszek. - Jeżeli zabraknie wody, to efekt końcowy jest mierny - to jest warsztat pod chmurą. Możemy zrobić wszystko najlepiej, a przychodzi gradobicie, deszcz w nieodpowiednim czasie, wysoka temperatura w dzień i w nocy. W tym roku ten argument zaważył na plonie, ponieważ roślina nie miała czasu na odpoczynek – tłumaczy plantator. Zaznacza, że mimo konieczności stosowania sztucznych nawozów istotne są również te naturalne, a ponadto rodzaj odpowiednio dobranego stanowiska do odmiany. - Pomidor lubi ziemię słabych klas bonitacyjnych. Uprawa jest orkowa z racji wprowadzania obornika, dzięki temu jest zauważalna różnica w plonowaniu roślin. Nawóz doglebowy dozowany jest pasowo, precyzyjnie pod roślinę, co pozwoliło na minimalizację ilości nawozu z tony do 300 kg. Natomiast reszta preparatów przekazywana jest dolistnie. Jeśli chodzi o ochronę przed zagrożeniami typu zaraza ziemniaczana, alternarioza, mamy zatrudnionego agronoma, który kontroluje plantację. Do jego zadań należy monitorowanie chorób - opowiada Pan Chudziak. Dzięki agronomowi, który, działa w całej Polsce, plantator posiada szeroki ogląd sytuacji, co prowadzi do zastosowania odpowiedniego programu ochrony i nawożenia roślin.
Stawiają na mechanizację i inwestycje
Państwo Chudziakowie do produkcji sadzonek oraz wyrobu finalnego, czyli pomidorów z początku zatrudniali 40-50 osób, to pozwalało dopilnować wszystkich spraw. Natomiast teraz jest na stałe 8 osób, które pracują cały rok. - Uprawiamy aktualnie dwa razy więcej areału niż na początku mojej przygody. Mechanizacja temu sprzyja. Bardzo cenię swoich wieloletnich pracowników za ich nieocenioną pracę. Ubolewam, że nie ma chętnych z młodszych pokoleń - wyjaśnia Chudziak. Brak pracowników i ograniczanie kosztów produkcji wymuszają mechanizację. Plantatorzy licząc opłacalność, nie mają już z czego ciąć kosztów, redukowaliśmy kadrę wielokrotnie uciekając do coraz nowszych maszyn. Największym czynnikiem kosztotwórczym jest pracownik. Gdybym miał prowadzić zbiór ręcznie - nie prowadziłbym tej produkcji - dodaje plantator. Pan Leszek posiada w swoim parku maszynowym czteroletni kombajn Guaresi DS. 40. - Nowa maszyna to zupełnie inny świat. Wydajność idzie w parze z rocznikiem produkcji. Porównując do poprzedniego kombajnu, jest zdecydowanie sprawniej. W ciągu całego sezonu zbieramy około 5 000 ton plonu - podkreśla.
Dzięki stałym inwestycjom w działalność państwo Chudziakowie poszerzyli swoje usługi na znaczną część kraju. Przeszli z konwencjonalnej produkcji w gruncie do multiplatów, od 5 lat posiadają linię do wysiewu ziarna. - Potem się podkiełkowuje, podlewa, dba się o temperaturę i zdrowotność roślin w tunelach. Bez problemu robimy 3,5 mln sadzonek, również ludziom z zewnątrz wysiewamy usługowo. Zamawiają u nas zarówno okoliczni producenci, jak również z dalszych obszarów Polski. W obliczu ogromnych firm, jesteśmy manufakturą, to nie są żadne ilości - śmieje się Pan Leszek.
Żeby była opłacalność
Na dzień dzisiejszy 50t/ha to granica opłacalności - twierdzi plantator. Poza kosztami pracowników musi jeszcze uwzględnić wydatki na ziarno, proces produkcji, amortyzację sprzętu, dzierżawę gruntu, koszty nawożenia oraz środki ochrony roślin. Niebezpieczne dla upraw wydają się też stałe podwyżki cen energii. - Linie do wysiewu rozsady działają na prąd, koszt energii elektrycznej wzbił się do góry. Ogrzewanie obiektów, olej opałowy, węgiel - wszystkie te elementy są potrzebne do ciągłości upraw. Nie wiem ile obiektów szklarniowych będzie w stanie wystartować w cyklu zimowym - zastanawia się Pan Leszek. Co więcej, podkreśla, że ludzie nie dostrzegają ataków na rolnictwo, które trwają od kilku lat.
Plantator zauważa też, że dla producentów wprowadza się coraz większe obostrzenia - Jesteśmy pod kontrolą Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa oraz zakładów przetwórczych. Nie ma miękkiej gry. Jeżeli coś wyniknie, jest dyskwalifikacja całej partii towaru, w poszczególnych przypadkach następuje wycofanie produktów z półek sklepowych. Pociąga to za sobą niewyobrażalne koszty, często prowadząc do upadku rodzinnych biznesów.
Brak innowacji ze strony przetwórstwa
Państwo Chudziakowie oddają pomidory gruntowe do pobliskich zakładów przetwórczych, m.in. Heinz Pudliszki. Plantator zauważa, że pierwszy raz od wielu lat w zakładzie podniesiono cenę surowca, choć w stosunku do kosztów produkcji - ocenia ją jako “kosmetyczną”. To co jeszcze martwi pana Leszka, to zapóźnienie inwestycyjne: Są obietnice, że w zakładzie ma nastąpić 3 krotne zwiększenie przerobu, lecz dopóki inwestycja nie zostanie zrealizowana, nie chce mi się wierzyć w obietnice. Zakład nie podjął się innowacji przez kilka lat, mimo, iż plantatorzy się rozwijają. To jest jedyna alternatywa, by utrzymać produkcję i jakość pomidora - podkreśla.
Poletka doświadczalne dają wiedzę
Na poletkach doświadczalnych testowanych jest kilkadziesiąt odmian. - Wszystkie firmy, które posiadają w swoich zasobach pomidora gruntowego, znajdują się u nas. Co roku u Państwa Chudziaków odbywają się spotkania, na których rolnicy dzielą się wiedzą i doświadczeniami z aktualnego sezonu. Przy okazji mają możliwość oględzin najnowszych odmian, które być może zostaną wprowadzone na rynek przetwórczy. - Testowanie odmian to trzyletni okres. Na naszych plantacjach przeprowadzane są doświadczenia, dzięki którym opracowywane są całe programy ochrony i nawożenia roślin. Wieloletnie testy różnych substancji, by wspomagać roślinę w trudnych momentach, doprowadziły do tego, że część z nich weszło do ogólnego stosowania przez plantatorów. Nowinki do sprawdzenia przechodzą przez naszą plantację. Potem wystawiamy adekwatne rekomendacje, odnoszące się do rezultatów, nie zapominając o kalkulacji opłacalności. Lokalizacja jest na tyle dogodna, że możemy porównać różne firmy pod względem jakości i ilości pomidora danej odmiany - kontynuuje Pan Leszek.
Ciężki rok
Jak plantator ocenia tegoroczne zbiory? - W tak specyficznym roku jak ten, fakt, że nie dokładamy do plantacji jest dobry. Porównując do zeszłego sezonu, aktualny jest dużo trudniejszy. Mimo potencjału plonotwórczego z racji braku wody rośliny poredukowały ilość owoców. W tym roku pojawiły się trzy krytyczne dni, które przez swoją temperaturę spustoszyły plantacje. Z powodu bardzo wysokich temperatur, około 55 stopni w łanie kwiatostany głównych gron zostały spalone. Potem opady sierpniowo - wrześniowe spowodowały, że rośliny chciały żyć na nowo i odmłodziły się - mówi plantator. Ciężki rok, pomidory w nieodpowiedniej kolejności zawiązywały owoce. Mamy początkowe grona w pełni gotowe do zbioru, środkowych nie ma, oraz końcowe, które są zielone. Problemem jest wybrać moment zbioru, selektory na maszynie odrzucą zielony pomidor, który zostaje niedojrzały za maszyną. Efekt? Tracimy między 10-30% plonu na rzecz tegorocznej pogody - kończy Pan Leszek Chudziak.