Lawendowy zdrój Pauliny i Marcina Michalskich
Lawenda kojarzy się z urokliwym, prowansalskim krajobrazem. Tę roślinę można spotkać również na polskiej wsi. Jej uprawą zajmują się bowiem Paulina i Bartosz Michalscy z Pakszyna.
Ozdobne i terapeutyczne walory powodują, że lawenda uprawiana jest coraz chętniej, także w polskim klimacie. Nie trzeba jej szukać daleko. Od trzech lat uprawą tej rośliny zajmują się Paulina i Bartosz Michalscy z Pakszyna (powiat gnieźnieński). Na wsi zamieszkali kilka lat temu, kiedy wujek i ciocia pani Pauliny potrzebowali wsparcia z uwagi na wiek i kłopoty ze zdrowiem. Zostali na stałe. - Kiedy przyszła na świat nasza trzecia córka, praca na etacie nie była dla mnie dobrym rozwiązaniem. Ze względu na dzieci i ciocię, która była coraz starsza i również potrzebowała opieki, zaczęłam zastanawiać się nad dodatkowym źródłem utrzymania, które pozwoliłoby mi pogodzić pracę z domowymi obowiązkami - mówi Paulina Michalska. - Prowadzenie gospodarstwa nie wchodziło w grę, bo wymagałoby to sporych nakładów na zakup sprzętu rolniczego i środków do produkcji. Zawsze lubiłam pracę w ogrodzie, więc to wydawał mi się najlepszy obszar poszukiwań dla własnego pomysłu na biznes. Od początku założyliśmy, że będzie to uprawa niespotykana w okolicy i na swój sposób oryginalna. Najlepiej niewymagająca corocznych, mechanicznych zabiegów i dużych nakładów finansowych.
Lawenda wydawała się być rośliną, która najlepiej spełni te oczekiwania. Zaczęło się od poszukiwania informacji w internecie i fachowej literatury. Tej było jak na lekarstwo, ale internetowe kontakty pozwoliły w końcu odkryć tajniki uprawy lawendy - te zachęcały: roślina wieloletnia, niewymagająca i łatwa w uprawie, a wciąż modna ze względu na swoje właściwości. Strzał w dziesiątkę! Tak powstała firma Lawendowe Zdroje - drugi człon nazwy nawiązuje do historii Pakszyna, który dawniej składał się z dwóch miejscowości: Pakszyn i Zdroje. Obie wciąż funkcjonują wśród mieszkańców wsi.
Biznes pielęgnowany z pasją
Była zima. Hektarowe pole lawendy miało pojawić się w gospodarstwie państwa Michalskich latem. W międzyczasie pani Paulina otrzymała propozycję pracy. Odtąd marzenia o plantacji lawendy trzeba było pogodzić z etatem i domowymi obowiązkami. - Zakup sadzonek lawendy nie wchodził w grę z uwagi na koszty - wspomina pani Paulina. - Na hektarowym polu należy posadzić kilkanaście tysięcy roślin, więc pozostało uzyskanie ich z własnego wysiewu, co było zdecydowanie tańsze, ale trudniejsze. Tu znów z pomocą przyszedł internet i rady doświadczonych plantatorów. Okazało się, że nasiona lawendy najlepiej kupić w instytucie nasiennictwa, a dla lepszych efektów uprawy należy je przechłodzić.
- Kupiliśmy nasiona i przez miesiąc trzymaliśmy w lodówce - opowiada P. Michalska. - Donice z wysianą lawendą stały w salonie, wzeszły niemal wszystkie. Później był okres hartowania młodych siewek, pikowania i w końcu udało się uzyskać rośliny, które mogły trafić do gruntu. W lipcu na uprawionym polu zostało posadzonych 18 tysięcy młodych krzewów lawendy lekarskiej wąskolistnej.
Donice z wysianą lawendą stały w salonie, wzeszły niemal wszystkie. Później był okres hartowania młodych siewek, pikowania i w końcu udało się uzyskać rośliny, które mogły trafić do gruntu. W lipcu na uprawionym polu zostało posadzonych 18 tysięcy młodych krzewów lawendy lekarskiej wąskolistnej.
Odchwaszczanie tylko ręcznie
Pierwszy sezon upłynął na przycinaniu roślin i regularnym odchwaszczaniu plantacji, wykonywanym wyłącznie ręcznie. Pomagali sąsiedzi, rodzina, znajomi. To było wkalkulowane w całe przedsięwzięcie, ale kolejne sezony miały już obyć się bez uciążliwej walki z chwastami. Okazało się, że lawenda - wbrew informacjom z internetowych źródeł - nie radzi sobie z chwastami na tyle dobrze, żeby wyeliminować ręczne zabiegi. Chwastów jest z roku na rok mniej, ale wciąż wymagają usuwania, by nie przerastały głównej uprawy.
- Być może przyczyną takiego wzrostu chwastów jest dobra gleba, bo uprawiamy lawendę na gruncie trzeciej klasy, a ta roślina daje sobie radę nawet na słabych glebach - przypuszcza właścicielka Lawendowych Zdrojów. - Zaletą jest jednak fakt, że lawenda nie jest podatna na choroby, a ze względu na silną woń i gorzki smak nie stanowi atrakcyjnego kąska dla saren czy zajęcy, więc tym nie musimy się martwić. Pełnia kwitnienia przypada na koniec czerwca i lipiec. Po cięciu, lawenda powtarza kwitnienie pod koniec sierpnia, ale nie jest ono już tak obfite. Tegoroczny sezon był pierwszym w Lawendowych Zdrojach. Dostarczył spore ilości kwiatów i pozwolił rozwinąć sprzedaż na szerszą skalę.
Zaletą jest jednak fakt, że lawenda nie jest podatna na choroby, a ze względu na silną woń i gorzki smak nie stanowi atrakcyjnego kąska dla saren czy zajęcy, więc tym nie musimy się martwić.
Olejek wielu zastosowań
- Lawenda była już wykorzystywana przez starożytnych Rzymian, ojczyzną tej rośliny jest Francja, gdzie rośnie także na dziko, a od pewnego czasu znów staje się popularna w polskich ogrodach - dodaje pani Paulina. - Jednak w Polsce najczęściej kojarzona jest ze specyfikiem odstraszającym mole, a to w zasadzie najmniej istotna właściwość tej rośliny. Lawenda ma przede wszystkim zastosowanie w aromaterapii i produkcji naturalnych kosmetyków. Ma działanie bakteriobójcze, uspokajające, łagodzi napięcia nerwowe.
Lawenda ma przede wszystkim zastosowanie w aromaterapii i produkcji naturalnych kosmetyków. Ma działanie bakteriobójcze, uspokajające, łagodzi napięcia nerwowe.
Zbiór lawendy trwał dwa tygodnie. Odbywa się ręcznie i to największy mankament tej pracy. Efekt to tysiące fioletowych bukietów (ponad 300 kg), które sprzedają się w takiej formie, głównie jako ozdoba do dekoracji wnętrz, wykorzystywana także przez florystów. Kolejny produkt to zapachowe woreczki z suszem oraz olejek lawendowy wykorzystywany w aromaterapii, woda lawendowa używana np. jako kosmetyk do demakijażu, lawendowe mydło i sól do kąpieli. - Promocją produktów zajmujemy się sami, prowadzimy swój profil na Facebooku, organizujemy stoiska podczas imprez, które odbywają się w okolicy, w planach jest uczestnictwo w targach promujących ekologiczne produkty - wymienia P. Michalska. - Ten sezon pokaże, na jaką opłacalność uprawy lawendy możemy liczyć w przyszłości (bo jak dotąd nasza działalność sprowadzała się głównie do finansowania nakładów) i czy powinniśmy myśleć o zwiększaniu powierzchni uprawy. Jesteśmy optymistami.
W skupie za kilogram lawendowego suszu można uzyskać około 25 zł, ale jeśli sprzedaż organizuje się samemu, np. na stoiskach promocyjnych można otrzymać nawet czterokrotnie więcej. Woreczki suszu sprzedają się za 3 i 5 zł w zależności od rozmiaru. Najdroższy jest olejek lawendowy. Za litr można uzyskać kilkaset złotych, ale to produkt najtrudniejszy do uzyskania. Jedna próbna destylacja, którą udało się do tej pory przeprowadzić, dostarczyła około 100 ml olejku.
Szerokobitka i certyfikat
W tym roku państwu Michalskim udało się kupić destylarkę do produkcji olejku, a dla usprawnienia pracy przy pozyskiwaniu suszu, zdobyć starą maszynę do młócenia zboża - szerokobitkę. Po niewielkich przeróbkach została uruchomiona i umożliwia mechaniczne kruszenie wiązek lawendy. Najważniejszym zadaniem na przyszłość jest pozyskanie odbiorców wśród salonów kosmetycznych lub ośrodków SPA oraz uzyskanie certyfikatu gospodarstwa ekologicznego. Lawenda może być również wykorzystywana w kuchni - jako przyprawa lub dodatek do deserów i ciastek, ale właśnie z ekologicznej uprawy.
W Polsce plantacje lawendy to niewielkie uprawy w porównaniu z tymi, które można spotkać np. we Francji. Jednak osób, decydujących się na lawendowy biznes, przybywa. Według danych portalu polskalawenda.pl, w Polsce są obecnie 22 plantacje, a największa to Lawendowe Zdroje w Pakszynie.