Jest prawdopodobnie jedynym takim rolnikiem w Polsce! [VIDEO]
Często od rolników słyszymy, że są zapracowani i spracowani. Rzadko znajdują czas na realizację własnych pasji. A może to tylko wymówka lub brak umiejętności w zarządzaniu czasem? Ten rolnik jest przykładem, że, jeśli się chce, można wygospodarować chwilkę dla siebie - z dala od gospodarstwa.
Tuczarnia głównym źródłem dochodu
Leszek Simiński prowadzi 40-hektarowe gospodarstwo rolne w Szczytnikach Czerniejewskich niedaleko Gniezna. Od wielu lat specjalizuje się w hodowli świń w cyklu otwartym. Od zaprzyjaźnionego producenta świń kupuje prosiaki o wadze 17 kg i tuczy je. To jego główne źródło utrzymania.
- Mamy niewiele ziemi, niespełna 40 ha, więc trudno by było z tego wyżyć. A z produkcji świń mamy dochód. Od 1987 roku, gdy przejąłem gospodarstwo po rodzicach, zawsze zajmowaliśmy się produkcją trzody chlewnej. Mieliśmy cztery krowy, ale długo u nas nie nie były, przerzuciliśmy się tylko na świnie. Wysiewamy rzepak, żyto hybrydowe, pszenicę i jęczmień. Wszystko zużywamy we własnym gospodarstwie. Ostatnio z rzepaku tłoczymy olej, który też zużywamy do skarmiania świń, ale nie tylko. Produkujemy również makuch, który powstaje z tego oleju. Wykorzystujemy go też jako paszę - opowiada Leszek Simiński.
Gospodarze sami produkują paszę
Obsada w chlewni wynosi 2 000 sztuk warchlaków. Rocznie rolnik sprzedaje sprzedajemy trochę więcej niż 6000 szt. tucznika. Pytamy, czy opłacalna jest w tej chwili hodowla świń w cyklu otwartym?
- Ceny się zmieniają, raz jest lepiej, raz jest gorzej. Trzeba być na te zmiany przygotowanym. W tej chwili ceny są niezbyt zachęcające, ale liczę na to, że ten trend się szybko odmieni i znów będziemy zarabiać – mówi rolnik ze Szczytnik Czerniejewskich.
Panu Leszkowi pomaga tylko zięć.
- Nasze żony pracują zawodowo. Jak to w nowoczesnej wsi – śmieje się pan Leszek.
Minimalny czas, jaki pan Leszek spędza w chlewni w ciągu dnia to trzy godziny.
- To jest minimum – taki czas, żeby obejść tylko wszystko, zobaczyć, co się dzieje. Oprócz tego sami robimy paszę w paszarni. Niby wszystko jest zautomatyzowane, pasza sama się robi teoretycznie, ale bez przerwy trzeba pilnować, czy się wysypała, czy się nasypała, czy jakiś komponent się nie zaciął, czy waga wszystko dobrze pokazuje - tłumaczy Leszek Simiński.
W dniu, gdy odwiedzamy pana Leszka, w gospodarstwie toczy się inwestycja. Trwa naprawa posadzki w chlewni.
- Kiedyś tam było dużo zboża. Posadzkę sami robiliśmy w 1991 roku. Gdy przyszły palety i wózki paletowe, niestety nam się to pozarywało i musimy zrobić nową posadzkę – opowiada rolnik.
Leszek Simiński specjalizuje się w produkcji świń
Mały park maszynowy i korzystanie z usług rolniczych
Zapytany o park maszynowy, pan Leszek wyjaśnia, że w zasadzie sprzętu za dużo nie posiada: dwa traktory o mocy 100 KM, opryskiwacz, jedna przyczepa, turecki agregat bezorkowy.
- Zdaje egzamin, nawet mi się podoba – dodaje pan Leszek.
Rolnicy ze Szczytnik Czerniejewskich chętnie korzystają z usług rolniczych.
- Kombajn zbożowy i rozrzutnik obornika najmujemy. Nawozów nie siejemy, bo nam obornik wystarcza. I tak sobie radzimy - tłumaczy rolnik.
Młody gospodarz zarabia na świniach. Teraz żniwuje na całego [VIDEO]
Rolnik tańczy na turniejach
Pracy w gospodarstwie nie brakuje. Mimo to panu Leszkowi udaje się znaleźć czas na zainteresowanie, którym zaraziła go żona. A to wychodzi mu tylko na zdrowie. Zamiast siedzieć wieczorami przed telewizorem, Renata i Leszek Simińscy zakładają stroje treningowe i jadą potańczyć. I to aż trzy razy w tygodniu. Nie jest to jednak zwykłe stąpanie z nóżki na nóżkę, a wymagające kondycji, elastyczności i skupienia tango, cha-cha, fokstrot czy samba. Mało tego! Para ze Szczytnik Czerniejewskich bierze udział w turniejach tanecznych zlokalizowanych w różnych częściach Polski.
- Tańczymy w zasadzie od dawna. Choć ostatnio zaczęliśmy poważnie do tego tematu podchodzić i to z sukcesami. Pierwszy kurs tańca z żoną mieliśmy zaraz po ślubie. Ja z kolei przed ślubem nie tańczyłem w ogóle, nie byłem na żadnej dyskotece, na żadnej zabawie, nic absolutnie – mówi Leszek Simiński.
Zaczęło się od „niewinnych kursików pierwszego stopnia”, jak je opisuje pan Leszek. Z czasem para zaczęła coraz poważniej traktować taniec. Przez pewien czas jeździła na kursy do Poznania. Teraz spotyka się z instruktorem Marcinem Kuźlakiem w Gnieźnie. Do tego dochodzą pokazy oraz wyjazdy na turnieje.
Jak udaje się państwu Simińskim połączyć pracę z pasją?
- Jakoś jest to możliwe. Jest to odskocznia od codziennej pracy. W zasadzie można by w ogóle nie wychodzić z tej chlewni i z tego gospodarstwa, bo zawsze jest tyle pracy, ale praca nie zając, nie ucieknie. Nie zawsze jest to łatwe. Ale udaje się pogodzić nawet w żniwa. Zostawiamy wszystko, bo jest godzina 19:00 i trzeba jechać na na trening - opowiada pan Leszek.
Taniec Simińskim wszedł już w krew. Z ruchu na parkiecie czerpią ogromną satysfakcję. Lubią także wyjeżdżać na turnieje i spotykać się z innymi tancerzami.
- Tych naszych wyjazdów jest taka wartość dodana, że spotykamy się bardzo często ze słynnymi ludźmi, których widzimy w telewizji. Pani Iwona Pavlović zna nas po imieniu, mówi: "O pan Leszek, pani Renata są, a to fajnie". Znamy Grzegorza Kałmuczaka, który startuje w tangu w mistrzostwach świata. To już jest nie byle kto. Poza tym zauważyłem, że tancerze to są bardzo weseli ludzie. Gdy z nimi się spotykamy, to chociaż się nie znamy, wszyscy po przyjacielsku się witamy i rozmawiamy o tym, co u nas się dzieje. To jest odskok, zupełnie coś innego niż gospodarstwo - mówi pan Leszek.
Rolnik-tancerz podkreśla, że treningi wspomagają jego sprawność fizyczną.
- Był taki czas, że po kolanach wstawałem z łóżka. Trwało to 15 minut. Doskwierał mi ból kręgosłupa. Pokłosie przepracowanych lat. Ja jestem tego pokolenia, że wszystko ręcznie robiliśmy. Czasem patrzę na te chlewnie, te budynki i mówię sobie: jak nam się udało je postawić? Teraz wynajmuje się firmę, przyjeżdża gruszka z betonem. A my to wszystko robiliśmy taczkami, własną betoniareczką. Ja, poza tym, kiedyś bardzo dużo jeździłem rowerem. No i to się odbiło tym, że kręgosłup mam taki, jaki mam, ale na próbach nasz trener to tak nas prostuje i tak nas wygina we wszystkie strony, że to mi pomaga - opowiada hodowca.
Renata i Leszek Simiński wymieniają wiele zalet uczestnictwa w treningach i turniejach tanecznych
Odkąd tańczy - nie boli go kręgosłup
Rolnik ze Szczytnik Czerniejewskich przekonuje, że kręgosłup mniej go boli od chwili, gdy zaczął na poważnie podchodzić do tańca i tym samym wykonywać trudniejsze figury.
- Poza tym zawsze zgarbiony chodziłem, a teraz zauważam, że nawet w chlewni czasami chodzę i zaczynam się prostować, co jest też na plus. Mam o wiele lepszą kondycję. Po treningu, który trwa 1,5 godziny wychodzimy mokrzy. Taniec to generalnie taki ogólny ruch, który pozytywnie na wszystko wpływa. Zdecydowanie polecam - mówi pan Leszek.
Pytamy rolnika ze Szczytnik Czerniejewskich, czy wśród znajomych ma rolników, którzy mają swoje zainteresowania poza pracą w gospodarstwie?
- Prawdę mówiąc, to wśród znajomych popularne są tylko wycieczki - jedno-, dwu-, trzy-, czterodniowe. A tak, poza tym, to nie znam nikogo, kto miałby rzeczywiście jakąś pasję poza pracą. Myślę, że to jest kwestia organizacji czasu. To nie jest tak zawsze, że nie mamy tego czasu. Internet i telewizja dużo czasu pochłania. My z telewizją i internetem zero. W zasadzie puszczamy tylko bajki wnukom. No i w zamian za to jeździmy tańczyć – stwierdza rolnik.
Umiejętności taneczne Renaty i Leszka Simińskich budzą pełen podziw. Na parkiecie chętnie prezentują takie style, jak: cha-cha, jive, rumba, samba, salsa, walc angielski, walc wiedeński, quickstep, slow fox czy tango. Brali udział w turniejach tanecznych w Zielonej Górze, Warszawie czy Krakowie, skąd wrócili z medalami.