Węgiel coraz gorszy i droższy. Rozwiązaniem owies?
Eksperci zaznaczają, że w kotłach zasilanych różnego rodzaju biomasą drzemie duży, nadal niewykorzystany potencjał. Drewno, słoma, pellet, a nawet ziarno. Jak je odpowiednio wykorzystać jako materiał energetyczny, oszczędzić i nie zanieczyszczać środowiska?
- Myślę, że w naszych warunkach dobry kierunek to powrót do owsa jako materiału energetycznego - mówi dr inż. Jacek Biskupski - ekspert ds. Energetyki Słonecznej, wykładowca Politechniki Krakowskiej, który prowadzi małe gospodarstwo rolne w miejscowości Jerzmanowice (woj. małopolskie) i ogrzewa przylegający do niego dom kotłem na owies. - Nie mam żadnego problemu z paleniem owsa. Wielu ludzi patrzy na to w ten sposób, że pali się żywność. To jest według mnie nieporozumienie. Jeżeli jest to surowiec energetyczny, który po prostu przetwarzamy, a odpad czyli popiół z tego owsa wraca z powrotem do ziemi, w postaci nawozu mineralnego, to my po prostu odzyskujemy energię od tego owsa. Nie niszczymy go. Wykorzystujemy go w celach podtrzymania naszego życia - tłumaczy Biskupski. Jak zaznacza, ciepło to energia, która jest dla nas równie ważna jak ta, którą pozyskujemy przez jedzenie. - Wydaje mi się, że te dwa rodzaje energii trzeba traktować równoważnie i spalanie owsa jako paliwa, to nie jest jego marnowanie, tylko pozyskiwanie czegoś, co jest nam do życia niezbędne... A owies gorszej jakości, czy w jakikolwiek sposób zanieczyszczony, może być spokojnie wykorzystywany jako dobre paliwo - wyjaśnia przedstawiciel świata nauki, testujący swoje pomysły we własnym gospodarstwie.
Owies to jednak tylko jedna z dostępnych rodzajów biomasy, którą możemy wykorzystywać do pozyskiwania energii cieplnej. Dla wielu najbardziej jaskrawa. Ale równie skuteczna jak chyba najbardziej znany i rozpowszechniony pellet. Jego ceny niestety nie należą w ostatnim czasie do najniższych. Jest to spowodowane obecną kryzysową sytuacją związaną z skutkami pandemii i wojną na Ukrainie, ale nie tylko. Dr inż. Jacek Biskupski zwraca uwagę na to, że pellet w Polsce jest produkowany masowo, ale w większości wywożony za granicę. - Tam można sprzedaż go drożej - dlatego i u nas cena jest zawyżona. Podkreśla jednak, że na Politechnice Krakowskiej, wspólnie ze studentami przeprowadzał doświadczenia, w których wytwarzany był pellet z pofermentu biogazownianego. - Sami byliśmy zaskoczeni tym, jak wysoką kaloryczność pelletu z pofermentu uzyskiwaliśmy. Jest to kolejna możliwość, w której poszczególne urządzenia do pozyskiwania energii mogłyby się uzupełniać... - zaznacza.
Węgiel coraz gorszy i droższy
- Na pewno trzeba będzie odejść od węgla, bo ten z wszech miar nas zatruwa. Jeżeli sam Premier RP mówi, że rocznie w Polsce umiera 15 tys. ludzi przez zanieczyszczenie powodowane przez węgiel, to znaczy, że władza wie, że jest to duży problem - wyjaśnia Biskupski. Jak zaznacza, emisja szkodliwych substancji do atmosfery jest odczuwalna również na wsi. - Ja się temu bardzo dziwię. Nie daje się tego ukryć obserwując kominy domów. To jest problem naszego myślenia - zaznacza. Ekspert już w wywiadzie udzielonym nam rok temu, przed wojną na Ukrainie zapowiadał: - Na pewno węgiel będzie coraz droższy i na pewno będzie coraz częściej importowany, bo ten nasz ma niejednokrotnie większość kamienia. Normalnie, zgodnie z polskimi przepisami kopalina nazywana węglem kamiennym może zawierać do 50% skały, a coraz częściej polski węgiel zawiera nawet więcej części niepalnych. Na siłę chcemy więc spalać kamienie, za które płacimy po 1.000 zł za tonę otrzymując znacznie mniej ciepła niż obiecują dostawcy - ale za to mamy ogromną ilość spieczonego popiołu. Może więc lepiej od razu spalać pellet, który ma prawie 100% części palnych, a kosztuje mniej niż 2.000 zł za tonę? - mówił Biskupski w czerwcu ubiegłego roku. Od tego czasu sytuacja dla ludzi ogrzewających swoje domy węglem uległa drastycznemu pogorszeniu. W odpowiedzi na atak Rosji na Ukrainę 14 kwietnia 2022 r. prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę z 13 kwietnia 2022 r. o szczególnych rozwiązaniach w zakresie przeciwdziałania wspieraniu agresji na Ukrainę oraz służących ochronie bezpieczeństwa narodowego. Ustawa wprowadza zakaz przywozu do Polski i tranzytu przez terytorium naszego kraju węgla i koksu pochodzących z Rosji i Białorusi. To spowodowało dramatyczne podwyżki cen, a niektórzy dostawcy wskazują wręcz, że w kolejnym sezonie grzewczym "czarnego złota" może wręcz zabraknąć. - Mówi się o sprowadzeniu węgla ze Stanów Zjednoczonych czy Australii. Jednak, jakie będą koszty z tym związane to jedna wielka niewiadoma. Jeżeli wojna na Ukrainie skończyłaby się powiedzmy dzisiaj, to sytuacja szybko wróci do normy. Jeżeli nie i nie pokryjemy braku rosyjskiego węgla surowcem z innych kierunków, to wierzę w to, że ludzie mogą nie mieć czego włożyć do pieca w najbliższą zimę. A do tego dochodzi jeszcze jedna sprawa: do niedawna nie było problemu z pozyskaniem z tartaków drewna na rozpałkę. Teraz: już musimy czekać miesiąc czasu, bo słyszymy, że drewna też nie ma - mówi lokalny dostawca z Wielkopolski. Trzeba zaznaczyć też, że cena 3 tys. zł za ekogroszek workowany w maju stała się już normą. W porównaniu do kwietnia ceny wzrosły nawet o 700 zł na tonie. Nie dosyć, że ceny rosną w zastraszającym tempie, to jeszcze wielu produktów do opalania jest brakuje. Niektóre z podmiotów podają, że nie mają towaru na stanie. Inne - w związku z tym, że importowały tylko surowiec z Rosji - nie mogą teraz nic sprzedawać. Niektórzy prorokują, że w kolejnym sezonie grzewcznym zapłacimy nawety 5 tys. zł za tonę węgla! Tym bardziej powinno to więc skłonić do refleksji.